24 listopada 2022

Unboxing #141: Atiwa, Terakotowa armia

Jakiś czas temu wpadły w moje ręce dwie gry strategiczne, z półki zwanej potocznie euro-sucharem. Innymi słowy gromadzimy zasoby, zarządzamy nimi i przekuwamy w punkty. W pierwszym wypadku jest to Atiwa, którą już nieco ograłem, czyli kolejny tytuł spod reki Uwe Rosenberga. Facet ma sporo tego na swoim koncie, a ja sam nieraz dobrze bawiłem się na jego produkcjach. Agricola, Patchwork, Kawerna, choć osobiście moją ulubioną jest Le Havre, w którego tłukłem namiętnie przez wiele lat. Zresztą część jego gier recenzowałem i znajdziecie je na blogu. Drugi tytuł to Terakotowa armia, polskiego duetu, czyli Przemysława Fornali i Adama Kwapińskiego. Również uznanych projektantów, z czego ten drugi ma zasłużenie rangę światową. Zajrzyjmy dziś do pudeł i zobaczmy, jak wyglądają te gry od środka.

Atiwa

Uwe Rosenberg to w moim odczuciu, koło Reinera Knizi, jeden z głównych projektantów udanych euro-sucharów. Osobiście z tej kategorii wagowej wolę tytuły Rosenberga, bowiem zawsze dostarczały mi więcej frajdy. A jak jest w tym wypadku? Cóż... to klasyczny Rosenberg, czyli ściana tekstu w instrukcji i czysta matma na stole. Zatem jeśli kogoś to odstrasza już na starcie, to nie ma czego szukać dalej, bo tam jest jeszcze więcej matmy, chłodnej kalkulacji i zarządzania surowcami, choć wszystko podane w bardzo ładnej szacie graficznej.



Pudło swoje waży bowiem zawiera pokaźne ilości tektury oraz drewna. Cena sugerowana też zatem jest odpowiednia i wynosi 270 zł, choć widziałem ten tytuł na wyprzedażach za mniej niż 190 zł, zatem da się upolować solidne okazje. Jak to zatem wygląda ilościowo:
* plansza akcji
* 2 rozszerzenia do planszy akcji (uzależnione liczbą graczy)
* 4 plansze zasobów (graczy)
* 6 "żetonów" pól akcji
* 36 kart lokacji
* 36 kart terenów
* 12 kart pomocy (po 3 na gracza)
* 4 karty nocy (po 1 na gracza)
* 52 dwustronne żetony rodzin
* 52 żetony drzew
* 40 żetonów złota
* 44 dwustronne żetony zanieczyszczeń
* żeton Pierwszego Gracza
* 12 drewnianych znaczników pracowników (w 4 kolorach po 3 na gracza)
* 32 drewniane znaczniki owoców
* 32 drewniane znaczniki dzikich zwierząt
* 28 drewnianych znaczników kóz
* 96 drewnianych znaczników owocożernych nietoperzy zżerających nasze plony :)
* notes do punktacji
* płócienny worek
* instrukcja



Jak widzicie, za powietrze nie płacicie. Przyda się jednak wyposażyć w spory pakiet woreczków strunowych, bowiem tych w pudełku jest jak na lekarstwo. Ogólna jakość elementów jest bardzo wysoka. Świetnie prezentują się grafiki oraz drewniane komponenty, czytelnie wypadają też plansze oraz karty. To do czego mogę na serio się przyczepić to wiotkość kart. Strasznie łatwo je wygiąć i niestety uszkodzić, zatem zalecane są koszulki ochronne.



Co do instrukcji, no to mamy tutaj typowego Rosenberga, czyli ściana tekstu. Sporo ta przykładów, opisów, trochę grafik, ale dominuje w 90% tekst. Same zasady podstawowe nie są jakieś specjalnie skomplikowane, natomiast opis poszczególnych akcji, jakie można wykonać, ich efektów oraz całej masy pomniejszych zasad zjada sporo miejsca. Zatem opanowanie gry trochę zajmie, ale to tytuł skierowany do bardzo konkretnego typu odbiorcy.



Ogólnie gra zapowiada się solidnie, ciekawie, ale nie zauważyłem niczego, co by na pierwszy rzut oka wyróżniało ją spośród innych euro-sucharów. Tak naprawdę nie wybija się nawet za bardzo na tle innych gier tego autora i nie jestem pewien czy dorówna Agricoli albo Le Havre. Z drugiej strony wygląda ładnie, wykonana jest solidnie i spokojnie znajdziemy nówkę sztukę nie śmiganą dość tanio na sklepach internetowych. Zatem jeśli macie dość sił, aby spróbować tego typu zabawy to warto się rozpatrzyć ten tytuł.



Terakotowa armia

Ogromna armia posągów z wypalanej gliny znajduje się w Chinach w mauzoleum Pierwszego Cesarza Qin. Słyszał o niej chyba każdy, kto choć przez chwilę uważał na lekcjach historii dotyczących Dalekiego Wschodu. No chyba, że wasz nauczyciel je pominął. Grobowiec odnaleziono przypadkiem w 1974 roku, jednak prace nad jego odkryciem trwały aż do 1979. Wewnątrz odnaleziono ponad 8 tysięcy figur z wypalanej gliny, w tym przedstawiające konie, mnichów, muzyków czy przeróżnych żołnierzy. Obecnie miejsce to jest udostępnione zwiedzającym, a część figur wydobyto i pomalowano.



Tematyka godna tego, aby przenieść ją na stół w formie gry planszowej, a patrząc po nazwiskach projektantów mogę być spokojny o to, że na pewno działa solidnie. Cena wywoławcza to 230 zł i bardzo czuć w pudełku wagę tego, za co płacimy. Mamy tutaj sporo plastiku, drewna oraz tektury. Co prawda mam kilka zastrzeżeń co do jakości, ale o tym za moment. Najpierw podsumujmy sobie ile czego jest:
* Instrukcja + drobna errata do jednej z mechanik
* plansza + dwie tarcze (środkowa i wewnętrzna) warsztatu wraz z plastikowym łącznikiem
* organizer na figurki (oficerowie, kusznicy, strażnicy, żołnierze)
* 11 oficerów
* 11 kuszników
* 11 strażników
* 11 żołnierzy
* 90 dwustronnych żetonów gliny
* 90 żetonów monet
* 12 żetonów punktowania
* 4 żetony +100/+200 punktów
* 3 żetony kolejności
* 2 drewniane pionki inspektorów
* drewniany znacznik rundy
* 4 figurki koni
* 4 figurki muzyków
* 4 figurki sług
* 4 figurki klęczących kuszników
* 16 żetonów broni
* 24 żetony mistrzów
* 4 drewniane znaczniki punktacji
* 4 drewniane znaczniki kolejności
* 20 drewnianych mepli rzemieślników
* 20 drewnianych mepli artystów
* 60 plastikowych podstawek wojowników



Jak widać jest tego bardzo dużo, na szczęście dzięki organizerowi na figurki spokojnie wystarcza woreczków strunowych na pozostałe komponenty. Co do samych figurek, to teraz czas nieco ponarzekać. Otóż szare są wykonane bardzo solidnie, z sporą liczbą detali i pomalowane będą pięknie prezentowały się na planszy. Jednak nie mają one swego organizera i musimy je trzymać w woreczkach strunowych albo przygotować samodzielnie organizer, co jest wymagane jeśli zdecydujemy się je pomalować. Tymczasem pozostałe figurki jednostek mają dobrze pomyślany organizer, ale one sam... cóż dostały mocno po kuprze. Myślałem, że to po prostu mój egzemplarz miał pecha, ale widzę w sieci znacznie więcej takich głosów.



Po pierwsze wiele figurek była krzywa już u podstawy. Prostowanie ich było piekielnie ryzykowne, bo łatwo można je uszkodzić. Kilku nie udało mi się postawić do pionu i weszły do organizera dość opornie. Jednak w ogóle weszły. Najlepiej na tym polu wypadły jednostki uzbrojone w miecze oraz kusze. Najgorzej natomiast te z bronią długą. O matko, istna rzeźnia, bowiem niemal każda miała poważnie wyginany oręż, co nie tylko wyglądało słabo, ale też utrudniało ułożenie figurek w organizerze nawet po naprostowaniu ich broni. Szczególnie narobiło to kłopotu z żołnierzami trzymającymi włócznie. Było tam naprawdę słabo, jednak ostatecznie, po prawie godzinie gimnastyki udało mi się naprostować niemal wszystko w miarę sensownie i wyglądało to znośnie. Niemniej osoby wyczulone na tym punkcie na pewno będą krzywić usta w grymasie niesmaku. Z drugiej strony wydawca wspiera mocno graczy i w razie uszkodzenia elementów przysyła zapasowe.



Ponarzekam też co nieco na żetony monet, bowiem są ładne, oddają opisywaną epokę, ale mają jeden mankament. Monety chińskie z tamtego okresu miały w środku kwadratowy otwór i podobnie jest oczywiście w żetonach. Niestety z wybijaniem środkowego elementu należy bardzo, ale to bardzo uważać, bo łatwo uszkodzić żeton, a szczególnie jego graficzną okleinę. Monet jest ogrom, bowiem aż 90, zatem to robota dla kogoś z drobnymi palcami i niezłą dozą cierpliwości. Podobnie jest z żetonami gliny, które też wymagają ostrożności przy wybijaniu ich z wypraski. Zatem lepiej się z tym nie spieszyć.



To tyle jeśli idzie o narzekanie, bowiem ogólna jakość komponentów jest bardzo dobra, nie licząc tych nieszczęsnych figurek z organizera. Plansza ma przejrzystą oraz czytelną szatę graficzną, podobnie jak żetony. Całość ładnie współgra z plastikowymi elementami terakotowej armii oraz wyraźnie odznaczającymi się kolorystycznie komponentami dla poszczególnych graczy. Dzięki temu błyskawicznie idzie się zorientować w sytuacji na planszy, co pomaga w podjęciu decyzji w kolejnych ruchach.



Jeśli idzie o instrukcję, to jest ona dość pokaźna, ale akurat tego się spodziewałem po grze, gdzie jednym z projektantów był Adam Kwapiński. Twórca Lord of Hellas czy Nemesis na tym polu jeńców nie bierze. Jednak jego gry zawsze były przemyślane, co daje mi nadzieję na dość szybkie opanowanie poszczególnych mechanik. Instrukcja jest napisana przejrzyście i dość prostym językiem, jednak prawdziwym wybawieniem jest wideoinstrukcja, do której znajdziemy kod QR w grze. Bardzo pomaga ogarnąć zasady, choć swoje w minutach trwa. Z drugiej strony sięgając po takie gry musimy się nastawić na mozolne poznawanie zasad.



Zatem Terakotowa armia zapowiada się naprawdę miodnie. Ma swoje mankamenty, ale jeśli od strony mechaniki otrzymamy tytuł o wysokiej regrywalności, w co wierzę patrząc po autorach, to i tak niczego to nie ujmuje całej grze. Warto więc zaryzykować w ciemno, bowiem Polacy już wielokrotnie udowodnili, że znają się na grach planszowych i potrafią tworzyć naprawdę ponadczasowe tytuły konkurujące z tytanami jak równy z równym.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz