10 sierpnia 2022

Zamek Zwierzęcy #2: Zimowe margerytki

Czytając tą serię, którą kocham całym sercem i jest jedną z pereł w mojej kolekcji, mam w głowie nieodparty dylemat. Z jednej strony widzę, że Xavier Dorison chce pokazać, jak można wygrać rewoltę bez użycia przemocy, bowiem sam w to wierzy. Z drugiej natomiast mam wrażenie, że nieświadomie udowadnia czytelnikom jaka jest prawda, a ta mówi wprost: Żadna walka nie obejdzie się bez ofiar. Już przy pierwszym tomie popełniłem polemikę na tym polu obalając pewne założenia z przedmowy, gdzie między innymi jako przykład "zwycięstwa" był podany ruch Solidarność oraz stojący na jej czele Lech Wałęsa. Tymczasem dziś doskonale wiemy, jaka była prawda, choć obecna władza robi wszystko, aby to za tuszować. W drugim tomie natomiast Dorison dobitnie pokazuje, ze ideały idą na bok, gdy tłumem targają emocje. Wtedy nikt i nic ich nie powstrzyma, nawet jeśli początkowe intencje były chwalebne.

Mam wrażenie, że Dorison naprawdę wierzy w portret postaci w osobie białej kotki, który stworzył. Miss B jest silna, zdeterminowana, stanowcza, ale przy tym kierują nią szczytne cele. Nie chce rozlewu krwi, nie chce być taka jak tyran, który nimi rządzi, co finalnie mści się na niej straszliwie. Mimo to nie ustępuje. Obstawiam, że scenarzysta naprawdę z całego serca widzi w niektórych ludziach taki obraz. Ja go nie widzę, a przynajmniej nie w tych, których wymienił w przedmowie pierwszego albumu. To, co natomiast widzę doskonale w tym komiksie, to bolesna prawda o dzisiejszych czasach. Nieraz przerzucając karty tej serii, stają mi przed oczami wydarzenia z ostatnich lat w Federacji Rosyjskiej, gdzie młodzi ludzie walczą z totalitarnym systemem. I jak to wypada?

No właśnie tak samo jak w Zamku Zwierzęcym - przegrywają. Nie maja dość kłów i pazurów, aby móc skutecznie przeciwstawić się potworom rządzącym ich krajem, w efekcie czego są karani grzywnami oraz wiezieniem, będącym w istocie obozem pracy przymusowej. Pozostaje zatem im coś, czego nadal nie zrobiły zwierzęta w zamku: Odejść. Tylko jak wiele zwierząt zauważa: Dokąd?

Gdzie mają się udać? Co z sobą począć, skoro w innych miejscach nikt ich nie chce lub wykorzysta na ubój. Poza tym wiele zwierząt nie może się ruszyć, gdyż są za stare, mają młode albo zwyczajnie się boją. Starają się zatem walczyć biernie, pracując, a przy tym strajkując. I Co to daje? Na pewien czas wydaje się, ze faktycznie coś zyskały, bo góra odczuła przez krótki czas skutki zmniejszonej produkcji i wpływów do skarbca, ale przecież zawsze można złożyć tłumowi ofiarę. Czy to nie brzmi znajomo? Czy wygranie malutkiego postulatu i podzielenie społeczeństwa to nie chleb powszedni z naszego podwórka?

Dorison pragnąć pokazać pokojową rewolucję, tylko udowodnił swoją pracą, że to jest czysta utopia. Że ludzie dzierżący władzę nie cofną się absolutnie przed niczym, aby podzielić społeczeństwo, a jeśli trzeba to część wtrącić do więzienia lub zabić. Że nie istnieje coś takiego, jak bezkrwawa rewolucja. Zawsze są ofiary i jeśli chcemy cokolwiek zmienić, to musimy działać u podstaw. Edukować młode pokolenia, a jeśli trzeba opuścić kraj i pozwolić starej władzy zdechnąć wraz z tymi, którzy się boją. W innym wypadku nic się nie zmieni i dowodów mamy na to bez liku. Niestety takie działania prędzej czy później doprowadzą do anarchii, co też trafnie punktuje ta opowieść. Co zatem pozostaje? Chyba tylko marznąć na zimnie, edukując samodzielnie młode pokolenie, aby nie popełniło błędów poprzednich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz