6 lipca 2021

Cartland - Wydanie zbiorcze #1

Na polskim rynku jest całkiem sporo westernów, które zdają się cieszyć swoją stałą grupą odbiorców. Gatunek ten mocno ewoluował na przestrzeni dekad, dlatego dobrze, że wydawcy decydują się serwować czytelnikom klasyki. Jednym z nich jest seria o przygodach trapera i rewolwerowca Jonathana Cartlanda, która zadebiutowała we Francji w 1975 roku. W 2020 wydawnictwo Elemental wypuściło na rynek album zbiorczy zawierający pierwsze cztery tomy przygód Cartlanda, a jeszcze w tym miesiącu wyjdzie drugi album zbiorczy. Pierwszy z nich trafił w moje ręce i muszę przyznać, że mimo delikatnych obaw, szybko zostały one rozwiane. Bowiem mamy tutaj do czynienia z klasycznym, za to świetnie skonstruowanym, westernem.

Moją największą obawą było to, że sięgając po serię, która była pierwotnie wydawana w latach 1975-1995, nie będę umiał się wczuć w ten klimat pełen klisz. Tymczasem Cartland mimo oczywistych zagrywek czerpiących garściami z swego gatunku, dał mi kilka naprawdę przykuwających uwagę elementów. Po pierwsze tytułowego bohatera, którego z miejsca polubiłem. Nie jest on kryształowy, jak to nieraz bywało z protagonistami w klasykach westernów. Wiecie, mają burzliwą przeszłość, niby robili złe rzeczy, ale życie ich zmusiło i takie tam bzdury. Nie Jonathan Cartland to rasowy traper, nie ukrywający swoich przywar, ale mający też sporo zalet. Innymi słowy, mimo pewnych klisz, jest to postać bardzo ludzka i przez to łatwiej się z nią utożsamić. Jak coś spieprzy, to potem ma pretensje do siebie, a nie próbuje to usprawiedliwiać. Do tego nieraz potrafi być wyrachowany, szczególnie gdy idzie o zemstę.

Po drugie - kreska i kolory oraz zachowanie realizmu świata przedstawionego. Tutaj widać, ze dość solidnie odrobiono pracę domową. Oczywiście nie uniknięto kilku ubarwień, głównie odnoszących się do rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, ale na tle wielu innych westernów ten wypada naprawdę solidnie. Szczególnie w kwestii wizualizacji miast, ich "kolorytu", architektury czy podziału na klasy społeczne. Na dokładkę mamy sporą dbałość o stroje u poszczególnych postaci.

Po trzecie - broń, którą operują bohaterowie oraz odniesienie się do kultury Indian. Tutaj też pokazano dbałość o detale. Rdzenni Amerykanie nie są przedstawieni jako "pokojowe dzikusy", tylko zwykli ludzie. Zróżnicowani kulturowo oraz obyczajowo. Jedni się adaptują do nowych czasów inni walczą aby wszystko było jak dawniej. Są też pokazane waśnie między nimi, ich obyczaje, nieraz krwawe, czy realna więź między nimi a białymi osadnikami. Ciekawie w to wkomponowano temat broni palnej i tego jak zmieniła życie mieszkańców Ameryki Północnej.

Cartland to solidny western i pozycja obowiązkowa dla każdego fana tego gatunku. Zestarzał się miodnie, nadal się go świetnie czyta, a w przyszłości zapewne nic nie straci na jakości. To klasyka przez wielkie "K", godna tego aby poznały ją obecne oraz przyszłe pokolenia. Zatem jeśli lubisz westerny to musisz choć raz w życiu przeczytać Cartlanda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz