Dawno nie miałem w łapkach komiksu z Jonah Hexem, więc stęskniłem się za starym konfederatem. Co prawda facet wybija ludzi w tak ekstremalnym tempie, że bardziej przypomina seryjnego morderce niż łowcę nagród. Chyba nawet można by go oskarżyć już o ludobójstwo, gdyby zliczyć wszystkie jego ofiary. Jednak to świat komiksu i tak jak świat gier , filmów czy książek rządzi się swoimi prawami, nad którymi góruje fantazja scenarzystów. A ta w tym wypadku jest naprawdę solidna, choć krwawa.
Komiks zawiera sześć opowieści i muszę przyznać, ze tym razem żadna nie jest słaba czy zrobiona na wyrost. Każda strzelanina, każdy trup mają solidne podstawy w scenariuszu. Powody są zwykle te same - zemsta, nienawiść, próba morderstwa, oszustwo. Wszystkie grzechy Dzikiego Zachodu, tak dobrze znane głównemu bohaterowi. On jak zwykle stara się tylko polować na tych, za kogo wyznaczono nagrodę. Jednak czasem łamie własne zasady. Czasem odzywają się w nim resztki człowieczeństwa i moralności, jednak ma to miejsce sporadycznie.
Jonah Hex nie zabija bo lubi, ale dlatego, ze ludzkie życie, zazwyczaj, jest mu kompletnie obojętne. Sam też nie boi się umrzeć, choć widać wyraźnie, że nie spieszno mu na tamten świat, gdzie czekają jego ofiary oraz malutka garstka tych, na których mu zależało. To człowiek przeklęty. Ucieleśnienie spalonych marzeń o lepszym jutrze i wielkiej Ameryce. Ameryce, która zdaje się znów staczać w otchłań piekła. A tam rządzi Jonah Hex.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz