Czas na przedstawienie wrażeń z kolejnej serii gier przygodowych od Artifex Mundi, jednak tym razem nie będzie tyle słodzenia. Poprzednia seria, czyli Nightmares from the Deep, bardzo przypadła mi do gustu. Enigmatis również miał szanse stać się grą, do której bym notorycznie wracał. Ma jednak pewne poważne uchybienia, skutecznie zniechęcające do ponownych odwiedzin. Może podchodzę zbyt radykalnie, jako osoba mająca na swoim koncie tysiące godzin w różnych przygodówka. Bo Enigmatis jest ciekawy, ma świetną fabułę, ale też widać wyraźnie, że na samym końcu zwyczajnie komuś skończyły się pomysły.
Seria zaczyna się jak rasowy kryminał i z czasem przeradza się w coś z pogranicza thrillera i horroru z sporą domieszką czarnej magii. Ten ostatni element jest szczególnie mocno uwypuklony w drugiej części trylogii. Gracz steruje poczynaniami pani detektyw, która trafia do upiornego miasteczka gdzieś w USA. Ogólnie mamy tutaj do czynienia z klasycznym schematem. Tajemniczy kult, przerażająca wiocha, krwawe rytuały i znikające turystki. Oczywiście młode i piękne. Nasza bohaterka budzi się z lekką amnezją podczas burzliwej pogody, gdy wioska jest nieźle strzaskana przez huragan. Nie żeby wcześniej wyglądała uroczo. Idąc pozostawionymi tropami powoli odzyskujemy wspomnienia oraz rozwiązujemy, w praktyce na nowo, zagadkę zaginięcia pewnej dziewczyny.
Trzeba przyznać, że fabularnie pierwsza część jest naprawdę świetna, mimo masy kalek. Druga natomiast jeszcze ciekawsza. Tam lądujemy w upiornym, opuszczonym parku przyrodniczym, nawiedzanym przez upiornego ducho-kruka. Ogólnie wszystko aż kipi od czarnej magii i gracz chce poznawać kolejne fragmenty tej układanki oraz rozwiewać wszędobylskie iluzje. Niestety finalna część, dziejąca się w Himalajach, traci cały urok. Nadal mamy wątek czarnej magii, wojny demonów z aniołami, ale średnio ma to już sens. W zasadzie żadnej tajemnicy nie ma, nowe postacie są nieciekawe, a finał po prostu naciągany i głupi. Całość jeszcze bardziej pogrąża dodatkowa przygoda mająca definitywnie zakończyć całą opowieść. Szkoda, bo mogło być naprawdę ciekawie.
Podobne zarzuty mam do warstwy technicznej. Zacznijmy od grafiki, gdzie również jest dość nierówno. Pierwsza część jest skąpana w szarości oraz mroku. Zabieg celowy i początkowo miły dla oka, ale z czasem uciążliwy. Wiele lokacji jest zbyt monotonna, do tego dominująca szarość sprawia, że czasem elementy interaktywne są ledwo widoczne. Najbardziej boli to przy zagadkach polegających na szukaniu ukrytych obiektów. Kilka razy bez klawisza podpowiedzi za cholerę bym nie znalazł przedmiotu z listy.
Druga i trzecia część na tym polu wypada lepiej. Szczególnie druga, gdzie mamy miks upiornego lasu z baśniowością. Niestety tam mamy więcej nielogicznych rozwiązań zagadek. Trzecia część wręcz w tym przoduje. Totalnie rozwaliła mnie scena gdzie za pomocą lampy ultrafioletowej mieliśmy szukać śladów na śniegu podczas burzy śnieżnej. Do tego śladów zostawionych wiele godzin wcześniej. A to tylko jeden z licznych przykładów absurdów. Ponownie druga część w tym wypadku wypadła najlepiej, bo jej zagadki było w większości logiczne oraz przejrzyste.
Na sam koniec coś, co obecnie uwielbia masa graczy, czyli trofea. W pierwszej części ich po prostu nie ma. Pojawiają się dopiero w drugiej i tam są najciekawsze. Na dokładkę znów w pierwszej części nie działa opcja szybkiej podróży na mapie, więc nie dość, że jest ponuro, nie szukamy znajdziek, to jeszcze wszędzie łazimy "na piechotę". W trzeciej natomiast sekrety są niemal na widoku, a do tego liczba osiągnięć jakoś nie powala.
I tak oto prezentuje się "Enigmatis". Grani nierówna, z ogromnym, ale nie wykorzystanym, potencjałem, która mocno odstaje na tle innych tytułów Artifex Mundi. Szczerze powiedziawszy ciesze się, ze kupiłem ją w mocnej przecenie wydając raptem po 8 zł na część. Więcej nie były one warte. Za dużo tutaj niedoróbek, głupich potknięć i zgrzytów fabularnych. Zdecydowanie wolę inne tytuły tego studia, a o tym raczej szybko zapomnę mimo naprawdę udanej części drugiej. Jednak pojedynczy rozdział nie uratuje całej serii. Szkoda, bo mogła być naprawdę dobra, a tak jest co najwyżej przeciętna i to przy braku jakichkolwiek oczekiwań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz