15 grudnia 2020

Yakari: Więźniowie wyspy

Serię Yakari promuję na blogu od kiedy została reaktywowana w Polsce w zeszłym roku. Bardzo lubię przygody młodego Indianina, będącego wielkim przyjacielem zwierząt. Pokazuje on, że warto się opiekować innymi, budować przyjaźnie oparte na wzajemnym szacunku oraz współpracy czy zachowywać równowagę w naturze. Jednak czasem przedstawia pewne aspekty w zbyt negatywnym świetle. I o tym będzie ten materiał.

Jeśli idzie o sam komiks, to jak zwykle stoi na wysokim poziomie. Mimo, że seria ma już swoje lata na karku, bowiem ten tom pierwotnie był wydany we Francji w 1985 roku, to nadal cieszy oko. Do tego zawiera ponadczasowe przesłanie, co tylko podnosi jej wartość, szczególnie w grupie docelowej, czyli u dzieci. Jednak przewija się tutaj motyw, który mnie denerwuje. W zasadzie denerwował już gdy byłem małym brzdącem i nie rozumiałem dlaczego twórcy komiksów, filmów czy książek, tak uparcie trzymają się pewnego schematu: Drapieżniki są złe.

Tutaj jest identycznie. Niby seria opowiada o równowadze w przyrodzie (patrz, tom z bizonami czy watahą wilków), ale finalnie zawsze to mięsojady dostają po tyłku. W tym konkretnym albumie rosomak. Zrobiono z niego wręcz bezdusznego demona, polującego na bezbronne zwierzęta, które są ranne lub stare. Atakuje z zaskoczenia, jest przebiegły i okrutny. Nawet jego rysunek przypomina demona z najgorszych koszmarów. Żółte ślepia, czarna z rdzawymi akcentami sierść czy długie, ostre białe zęby. Dla dziecka to prawdziwe monstrum. Cholera, nawet ja, mając 37 lat, odebrałem ten rysunek jakbym patrzył na pomiot Balroga.

Niestety kultura utrwaliła w ludziach błędny wizerunek drapieżników, w efekcie czego doszło do katastrofy ekologicznej. Ze strachu i bezmyślności, słuchając, czytając lub oglądając różne dzieła doprowadziliśmy do zagłady wielu drapieżników. Wystarczy sobie przypomnieć jakie spustoszenie sprowadził na rekiny film "Szczęki". Owszem, uważam go za arcydzieło kinematografii, jednak nie zmienia to faktu, że w dużym stopniu przyczynił się do masakry tych stworzeń. W przeszłości ze strachu wybijano wilki, niedźwiedzie czy lwy albo polowano na nie dla sportu.

Są też uczciwe wizerunki wielki drapieżników. Np. w filmowej adaptacji "Księgi Dżungli" z 1994 roku postać tygrysa jest zupełnie inna niż w animowanej adaptacji z 1967 czy filmu z 2016. Ogólnie tam wszystkie drapieżniki są przedstawione bardziej sensownie, a największym potworem jest człowiek. Chciwy, pragnący tylko bogactwa i nie liczący się z naturą, co ostatecznie sprowadziło na niego zgubę. Ogólnie uważam ten film za jedną z najlepszych i najdojrzalszych baśni jakie stworzyło studio Disneya.

Zatem widzicie, co mam na myśli. Z jednej strony nadal podoba mi się seria o małym Yakari i jego przyjaciołach, z drugiej zaś fałszuje ona wizerunek niektórych drapieżników. W dzisiejszym świecie jest to bardzo niebezpieczne, bowiem dzieci są uczone, że wszystko ma być słodkie, cukierkowe i doskonałe. A potem gdy zderzają się z brutalną rzeczywistością nieraz kończy się to depresją. Jak widać na przykładzie filmu z 1994 roku da się młodym odbiorcom przedstawić trudne oraz niewygodne tematy w łagodny sposób. Wyczulić na świat i nie demonizować pewnych zwierząt tylko dlatego, że polują aby przetrwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz