Najnowszy tom przygód Jonah Hexa okazał się lekturą bardzo absorbującą, niezwykle, nawet jak na tą postać, krwawą i smutną. Tak, dobrze czytacie. Smutną. Bowiem Jonah Hex stracił znacznie więcej niż mógł się spodziewać, a obrazek widniejący na okładce po przeczytaniu historii "Wielka cisza", aż ściska serce. Jest to drugie z pięciu opowiadań w tym albumie, ale nie jedyne potrafiące poruszyć pewne struny współczucia u czytelnika. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się tego po tej serii, którą śledzę od samego początku i zawsze kojarzyła mi się z absurdem ukazującym Dziki Zachód, jako miejsce bezustannej masakry.
Jonah Hex ma na swoim koncie chyba z tysiąc trupów. Serio. Facet morduje na potęgę w imieniu prawa. W samym tym albumie podczas jednej historii pada ponad 50 nieboszczyków, a w pozostałych czterech też nasz bohater sobie nieźle folguje. W samej akcji napadu na pociąg wiozący forsę, pada na murawę ot tak dziesięciu chłopa. W całym tomie zatem podchodzi to bodaj pod 80-90 ofiar, choć nie wszystkie idą na konto Hexa. Już to obrazuje z jaką rzeźnią mamy do czynienia w tym albumie, a mimo to całość ma całkiem sensownie skrojoną fabułę, ciekawe postacie poboczne, najczęściej ratowane z opresji przez naszego łowce nagród, a przy tym jest poruszony ważny wątek osobisty.
Chciałbym, aby w tej serii powstawało więcej takich albumów. Dobrze się to czyta, jest ogrom akcji, mimo kolosalnej liczby trupów, to całość konstrukcji komiksu nie męczy, a do tego przemyca się tam wątki bardzo osobiste dla głównego bohatera. I te wątki stanowią tak naprawdę kwintesencję poszczególnych opowieści. Trupy i cała reszta to tylko tło, pożywka dla głodnego akcji czytelnika, ale magia, siła danej historii kryje się w tym małym fragmencie dotyczącym wartości wyznawanych prze Hexa. Jego nadziei, straty czy marzeń, które jednak najczęściej traci w bolesny sposób. Wtedy jednak czytelnik dostrzega w nim coś więcej niż prostacką maszynkę do zabijania. Widzi coś na kształt Anioła Zemsty, za którym kroczy piekło.
PRZYKŁADOWE PLANSZE
Jonah Hex ma na swoim koncie chyba z tysiąc trupów. Serio. Facet morduje na potęgę w imieniu prawa. W samym tym albumie podczas jednej historii pada ponad 50 nieboszczyków, a w pozostałych czterech też nasz bohater sobie nieźle folguje. W samej akcji napadu na pociąg wiozący forsę, pada na murawę ot tak dziesięciu chłopa. W całym tomie zatem podchodzi to bodaj pod 80-90 ofiar, choć nie wszystkie idą na konto Hexa. Już to obrazuje z jaką rzeźnią mamy do czynienia w tym albumie, a mimo to całość ma całkiem sensownie skrojoną fabułę, ciekawe postacie poboczne, najczęściej ratowane z opresji przez naszego łowce nagród, a przy tym jest poruszony ważny wątek osobisty.
Chciałbym, aby w tej serii powstawało więcej takich albumów. Dobrze się to czyta, jest ogrom akcji, mimo kolosalnej liczby trupów, to całość konstrukcji komiksu nie męczy, a do tego przemyca się tam wątki bardzo osobiste dla głównego bohatera. I te wątki stanowią tak naprawdę kwintesencję poszczególnych opowieści. Trupy i cała reszta to tylko tło, pożywka dla głodnego akcji czytelnika, ale magia, siła danej historii kryje się w tym małym fragmencie dotyczącym wartości wyznawanych prze Hexa. Jego nadziei, straty czy marzeń, które jednak najczęściej traci w bolesny sposób. Wtedy jednak czytelnik dostrzega w nim coś więcej niż prostacką maszynkę do zabijania. Widzi coś na kształt Anioła Zemsty, za którym kroczy piekło.
PRZYKŁADOWE PLANSZE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz