Pierwszy tom "Providence" bardzo mi się spodobał, czego nie mogłem powiedzieć o "Neonomiconie". Ten był... popaprany, a i to jest bardzo delikatne określenie na temat fabuły tego dziwnego komiksu. "Providence" jest jego prequelem i całość jest nastawiona bardziej na narrację, choć drugi album zaczyna wkraczać już znacznie mocniej w makabryczny świat Przedwiecznych oraz ich krain. Zatem pojawia się tutaj przemoc, seks, makabryczne sceny i dość osobliwa wędrówka w czasie i przestrzeni. Czy wypada to tak, jak w "Neonomiconie"? Nie. Czy jednak jest kontrowersyjne? Jak najbardziej tak.
Robert Black kontynuuje poszukiwania Księgi Halego, o której słyszał wiele różnych rzeczy. Najczęściej bardzo niepokojących. Podczas swej wędrówki natrafia też na sprawę tajemniczego meteorytu i powoli wkracza w mroczny świat, gdzie rzeczywistość miesza się z sennymi koszmarami. Spotyka też bardzo różnorodne osobistości od trzynastoletniej, wyjątkowo inteligentnej dziewczynki, po tajemniczego badacza, który żyje dość długo i widział wiele dziwnych istot. Wszyscy oni zdają się być jednak nie z tego świata, a sam Robert zastanawia się czy nie dosięgła go klątwa szaleństwa, którą owiana jest złowroga księga.
Całość nadal jest bardzo mroczna, utrzymana w iście Lovecraftowym duchu, co mocno kontrastuje z narracją znaną mi z "Neonomiconu". O tym napiszę jednak innym razem. W każdym razie w "Providence" czuć mrok, strach i surrealizm wymieszany z szarą codziennością. Z światem realnym. To buduje u czytelnika pewien klimat grozy, szczególnie gdy zagłębiamy się w lekturę komiksu w nocy, czytając przy świetle samotnej lampy. Dużą rolę odgrywają tutaj pamiętniki głównego bohatera, gdzie spisuje on swoje przemyślenia. Naprawdę genialna sprawa.
Z drugiej strony w tym albumie występuje kilka naprawdę mocnych scen, w ten scen erotycznych, gdzie Alan Moore nie krępuje się pokazywać pewnych rzeczy nadal owianych tabu w świecie komiksu. W przeciwieństwie jednak do "Neonomiconu" owe sceny nie są niesmaczne. Tak, mamy tutaj sytuację z gwałtem, budzi ona grozę, szczególnie gdy dociera do nas co faktycznie ma miejsce, ale nie jest to tak absurdalne jak scena grupowego seksu w łaźni, gdy do spółkujących dołącza rybie monstrum. W "Providence" taka scena ma konkretne podłoże fabularne, w "Neonomiconie" niekoniecznie. Ta ogromna i nader istotna różnica, sprawia, że tą serię czyta mi się o wiele, wiele ciekawiej. Czekam zatem na trzeci i finalny tom tej serii, który mam nadzieję da naszemu głównemu bohaterowi odpowiedzi na wszystkie pytania. A to, jak sobie z nimi poradzi, to już inna sprawa.
Robert Black kontynuuje poszukiwania Księgi Halego, o której słyszał wiele różnych rzeczy. Najczęściej bardzo niepokojących. Podczas swej wędrówki natrafia też na sprawę tajemniczego meteorytu i powoli wkracza w mroczny świat, gdzie rzeczywistość miesza się z sennymi koszmarami. Spotyka też bardzo różnorodne osobistości od trzynastoletniej, wyjątkowo inteligentnej dziewczynki, po tajemniczego badacza, który żyje dość długo i widział wiele dziwnych istot. Wszyscy oni zdają się być jednak nie z tego świata, a sam Robert zastanawia się czy nie dosięgła go klątwa szaleństwa, którą owiana jest złowroga księga.
Całość nadal jest bardzo mroczna, utrzymana w iście Lovecraftowym duchu, co mocno kontrastuje z narracją znaną mi z "Neonomiconu". O tym napiszę jednak innym razem. W każdym razie w "Providence" czuć mrok, strach i surrealizm wymieszany z szarą codziennością. Z światem realnym. To buduje u czytelnika pewien klimat grozy, szczególnie gdy zagłębiamy się w lekturę komiksu w nocy, czytając przy świetle samotnej lampy. Dużą rolę odgrywają tutaj pamiętniki głównego bohatera, gdzie spisuje on swoje przemyślenia. Naprawdę genialna sprawa.
Z drugiej strony w tym albumie występuje kilka naprawdę mocnych scen, w ten scen erotycznych, gdzie Alan Moore nie krępuje się pokazywać pewnych rzeczy nadal owianych tabu w świecie komiksu. W przeciwieństwie jednak do "Neonomiconu" owe sceny nie są niesmaczne. Tak, mamy tutaj sytuację z gwałtem, budzi ona grozę, szczególnie gdy dociera do nas co faktycznie ma miejsce, ale nie jest to tak absurdalne jak scena grupowego seksu w łaźni, gdy do spółkujących dołącza rybie monstrum. W "Providence" taka scena ma konkretne podłoże fabularne, w "Neonomiconie" niekoniecznie. Ta ogromna i nader istotna różnica, sprawia, że tą serię czyta mi się o wiele, wiele ciekawiej. Czekam zatem na trzeci i finalny tom tej serii, który mam nadzieję da naszemu głównemu bohaterowi odpowiedzi na wszystkie pytania. A to, jak sobie z nimi poradzi, to już inna sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz