To już czwarty tom historii o Bajce i Wiktorii, które przemierzają świat po globalnym kataklizmie. Jest to naprawdę ciekawa hybryda klasycznej opowieści skierowanej do dzieci, rozgrywającej się w rasowym świecie postapo, niczym po nuklearnej zagładzie. Wręcz coś idealnego dla fanów Fallouta, którzy mają dzieci w wieku przedszkolnym i chcą zacząć zarażać swe pociechy swym hobby. Mówię poważnie. Podsuwając im "Bajkę na końcu świata" nie ryzykują, że ich żona zmyje im głowę, a jednocześnie mogą zasiać w maleństwie fascynację postapo. A jak się sprawdza historia w obecnym albumie? Szczerze powiedziawszy, całkiem dobrze.
W tym albumie poznajemy kolejne fragmenty przeszłości Bajki sprzed wielkiego kataklizmu i to, jak była wolnym psem. Przy czym słowo wolny oznacza tutaj bezpański i oszukiwanie siebie, że nie potrzeba dachu nad głową oraz ciepłego kąta do spania, aby być prawdziwie szczęśliwym. Jednak sednem tego tomu jest przybycie do królestwa gołębi, które zachowują się jak typowe, miejskie gołębie. Słowem srające wszędzie szkodniki. Posiadają one jednak maszynę czasu, która może pomóc Wiktorii odnaleźć rodziców. Problem w tym, że maszyna może przenieść tylko jedną osobę.
Im dłużej siedzę w tej serii, tym bardziej przekonuję się do tego, ze mamy tutaj do czynienia ze snem lub osobą w śpiączce. Ewentualnie zagubionym dzieckiem albo osieroconym, które w wyobraźni przeżywa zwariowaną przygodę, w świecie dotkniętym kataklizmem. Pasowałoby mi zresztą takie podejście do tematu i być może, choć na razie to tylko wróżenie z fusów, autor faktycznie tak zakończy swą opowieść. Naprawdę by mnie to ucieszyło, choć nie będę narzekał jeśli całość okaże się faktycznym postapo, bowiem świat wykreowany przez Marcina Podolca jest zwyczajnie ciekawy. Z jednej strony to monotonna pustynia, z drugiej nie brakuje na niej wielu ciekawostek, rozsianych po całości niczym oazy. Tak, wiem głupie porównanie, ale tak to właśnie odbieram. Dlatego polecam tą serię, jeśli jeszcze nie mieliście z nią do czynienia. Nie wiem ile będzie miała ostatecznie albumów, choć piąty jest już zapowiedziany i jestem pewien, że na nim wędrówka Bajki oraz Wiktorii się nie zakończy.
W tym albumie poznajemy kolejne fragmenty przeszłości Bajki sprzed wielkiego kataklizmu i to, jak była wolnym psem. Przy czym słowo wolny oznacza tutaj bezpański i oszukiwanie siebie, że nie potrzeba dachu nad głową oraz ciepłego kąta do spania, aby być prawdziwie szczęśliwym. Jednak sednem tego tomu jest przybycie do królestwa gołębi, które zachowują się jak typowe, miejskie gołębie. Słowem srające wszędzie szkodniki. Posiadają one jednak maszynę czasu, która może pomóc Wiktorii odnaleźć rodziców. Problem w tym, że maszyna może przenieść tylko jedną osobę.
Im dłużej siedzę w tej serii, tym bardziej przekonuję się do tego, ze mamy tutaj do czynienia ze snem lub osobą w śpiączce. Ewentualnie zagubionym dzieckiem albo osieroconym, które w wyobraźni przeżywa zwariowaną przygodę, w świecie dotkniętym kataklizmem. Pasowałoby mi zresztą takie podejście do tematu i być może, choć na razie to tylko wróżenie z fusów, autor faktycznie tak zakończy swą opowieść. Naprawdę by mnie to ucieszyło, choć nie będę narzekał jeśli całość okaże się faktycznym postapo, bowiem świat wykreowany przez Marcina Podolca jest zwyczajnie ciekawy. Z jednej strony to monotonna pustynia, z drugiej nie brakuje na niej wielu ciekawostek, rozsianych po całości niczym oazy. Tak, wiem głupie porównanie, ale tak to właśnie odbieram. Dlatego polecam tą serię, jeśli jeszcze nie mieliście z nią do czynienia. Nie wiem ile będzie miała ostatecznie albumów, choć piąty jest już zapowiedziany i jestem pewien, że na nim wędrówka Bajki oraz Wiktorii się nie zakończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz