Trzeci sezon właśnie za mną i muszę przyznać, że bardzo mi się podobał. Głównie za sprawą Adalind, która bardzo mocno tutaj miesza, czego efektem był niespodziewany finał. no przynajmniej do pewnego stopnia niespodziewany, bo pod końcówkę szło się domyślić jak sprawy się potoczą. Niemniej to własnie postać Adalind w moich oczach gra tutaj pierwsze skrzypce, bardzo mocno mąci na obu frontach oraz sprawia, że ten sezon oglądało mi się bez uczucia Deja Vu, jak to zwykle bywa w serialach kryminalnych. Mamy co prawda część odcinków poświęconych w zasadzie tylko dochodzeniom prowadzonym przez Nicka i Hanka, ale znaczna część tego sezonu kręci się wokół konfliktu z Rodzinami Królewskimi, mocno wtrącającymi się w życie kapitana Renarda oraz jego podkomendnych.
Tak, Adalind to w mojej opinii najważniejsza postać tego sezonu i choć tej blondwłosej suki nie kocham, to zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Potrafi grać na dwa fronty, jest gotowa absolutnie na wszystko aby odzyskać swe moce, a przy tym po raz kolejny dokopać starym znajomym. O ironio dziewczyna zabrnęła tak mocno w swej plątaninie kłamstw, że kilka razy omal nie zginęła, a pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Serio, czasami byłem tak zaskoczony, że zbierałem szczękę z ziemi. Motywem przewodnim jest oczywiście dziecko Adalind, które coś czuję w dalszych sezonach odegra znacznie większą rolę. W tym jest raczej ograniczone do ruchów matki oraz jej stale zmieniających się sojuszników.
Jeśli idzie o mój drugi ulubiony wątek trzeciego sezonu, to z pewnością jest nim związek Rosalee i Monroe. Nasza parka zamieszkała razem, planuje wspólną przyszłość i to rodzi pewne problemy natury rodzinnej. Okazuje się, że większość ich znajomych, a w szczególności rodzina, nie wiedzą o przyjaźni z Grimmem. Do tego Rosalee ma bardzo burzliwą przeszłość, co też zaowocowało pewnymi konfliktami na tle ona-najbliżsi krewni, zaś rodzice Monroe są konserwatystami. Skutkuje to naprawdę ciekawymi zwrotami sytuacji, które może nie zaskakują, ale wyczekiwałem na nie z niecierpliwością.
Poza tym sam Monroe z swoimi rewelacyjnymi tekstami i spokojnym usposobieniem, choć zdarza mu się wybuchnąć, jest po prostu genialny. Z całego serialu to moja ulubiona postać i liczę, że w finalnym sezonie godnie potraktują jego postać, tak samo Rosalee. Ta parka uzupełnia się idealnie, mają dużo ciekawych ról, zaś aktorzy koncertowo wyczuli się w odgrywane postacie. Szczerze powiedziawszy to wolą oglądać ich perypetie odnoszące się do relacji damsko-męskich niż w związek Nicka i Juliette. Więcej tutaj ikry, wzajemnego zrozumienia i takich typowych zdarzeń z dnia codziennego. Mimo że na każdym kroku pakują się w kłopoty, pomagając Nickowi oraz Hankowi.
W tym sezonie mocno też rozwinięto postać sierżanta Wu, który nieraz jest pierwszy na miejscu zbrodni oraz pomaga naszym detektywom w dochodzeniach. Wu zaczyna też coraz częściej napotykać niewytłumaczalne zjawiska, nie wie jak się do nich odnieść, a legendy z jego rodzinnych stron okazują się być niekoniecznie bajdurzeniem starej ciotki. Co prawda jeszcze nie został wprowadzony do świata wesenów, ale czuję w kościach, że niedługo tak się stanie. Szczerze powiedziawszy taki ruch nawet mi pasuje.
W tym sezonie po raz kolejny pojawia się, choć jak zwykle epizodycznie matka Nicka, ale też sporo postaci związanych z Ruchem Oporu oraz Rodzinami Królewskimi. Ten konflikt mocno dotyka naszych bohaterów, szczególnie Nicka i Renarda, którzy mają z tego powodu sporo na głowie. W tym oczywiście ugrupowanie zwane Verrat - bandę sukinko... no raczej psowatych, pracujących dla jednej z rodzin królewskich. Pod koniec sezonu zostaje też wprowadzona zupełnie nowa postać kobieca i obstawiam, że zostanie z nami na długo, może nawet do końca całego serialu.
Zatem nadal jestem oczarowany tą serią, nadal chce ją oglądać i nadal kocham ja szczerą miłością. Przygodę z nią zacząłem jakieś 2 tygodnie temu i nadal mi mało. W praktyce wszystkie inne seriale, poza "Dark", poszły przez to w odstawkę. "Grimm" ma w sobie wszystko to co kocham i nie ukrywam, ze pomógł mi nieco zmienić pewien wątek w moim uniwersum Dream Wars. Ciężko tutaj mówić o kopiowaniu, bowiem Dream Wars ma zupełnie inną genezę powstania baśniowych istot i w tamtym świecie nie muszą się one (całkowicie) ukrywać, ale ten serial podsunął mi pomysł, jak w nieco inny sposób przedstawić bohaterów mojej opowieści. Zapewne też wplotę jakoś sam serial do mojego projektu, bo po prostu warto.
Tak, Adalind to w mojej opinii najważniejsza postać tego sezonu i choć tej blondwłosej suki nie kocham, to zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Potrafi grać na dwa fronty, jest gotowa absolutnie na wszystko aby odzyskać swe moce, a przy tym po raz kolejny dokopać starym znajomym. O ironio dziewczyna zabrnęła tak mocno w swej plątaninie kłamstw, że kilka razy omal nie zginęła, a pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Serio, czasami byłem tak zaskoczony, że zbierałem szczękę z ziemi. Motywem przewodnim jest oczywiście dziecko Adalind, które coś czuję w dalszych sezonach odegra znacznie większą rolę. W tym jest raczej ograniczone do ruchów matki oraz jej stale zmieniających się sojuszników.
Jeśli idzie o mój drugi ulubiony wątek trzeciego sezonu, to z pewnością jest nim związek Rosalee i Monroe. Nasza parka zamieszkała razem, planuje wspólną przyszłość i to rodzi pewne problemy natury rodzinnej. Okazuje się, że większość ich znajomych, a w szczególności rodzina, nie wiedzą o przyjaźni z Grimmem. Do tego Rosalee ma bardzo burzliwą przeszłość, co też zaowocowało pewnymi konfliktami na tle ona-najbliżsi krewni, zaś rodzice Monroe są konserwatystami. Skutkuje to naprawdę ciekawymi zwrotami sytuacji, które może nie zaskakują, ale wyczekiwałem na nie z niecierpliwością.
Poza tym sam Monroe z swoimi rewelacyjnymi tekstami i spokojnym usposobieniem, choć zdarza mu się wybuchnąć, jest po prostu genialny. Z całego serialu to moja ulubiona postać i liczę, że w finalnym sezonie godnie potraktują jego postać, tak samo Rosalee. Ta parka uzupełnia się idealnie, mają dużo ciekawych ról, zaś aktorzy koncertowo wyczuli się w odgrywane postacie. Szczerze powiedziawszy to wolą oglądać ich perypetie odnoszące się do relacji damsko-męskich niż w związek Nicka i Juliette. Więcej tutaj ikry, wzajemnego zrozumienia i takich typowych zdarzeń z dnia codziennego. Mimo że na każdym kroku pakują się w kłopoty, pomagając Nickowi oraz Hankowi.
W tym sezonie mocno też rozwinięto postać sierżanta Wu, który nieraz jest pierwszy na miejscu zbrodni oraz pomaga naszym detektywom w dochodzeniach. Wu zaczyna też coraz częściej napotykać niewytłumaczalne zjawiska, nie wie jak się do nich odnieść, a legendy z jego rodzinnych stron okazują się być niekoniecznie bajdurzeniem starej ciotki. Co prawda jeszcze nie został wprowadzony do świata wesenów, ale czuję w kościach, że niedługo tak się stanie. Szczerze powiedziawszy taki ruch nawet mi pasuje.
W tym sezonie po raz kolejny pojawia się, choć jak zwykle epizodycznie matka Nicka, ale też sporo postaci związanych z Ruchem Oporu oraz Rodzinami Królewskimi. Ten konflikt mocno dotyka naszych bohaterów, szczególnie Nicka i Renarda, którzy mają z tego powodu sporo na głowie. W tym oczywiście ugrupowanie zwane Verrat - bandę sukinko... no raczej psowatych, pracujących dla jednej z rodzin królewskich. Pod koniec sezonu zostaje też wprowadzona zupełnie nowa postać kobieca i obstawiam, że zostanie z nami na długo, może nawet do końca całego serialu.
Zatem nadal jestem oczarowany tą serią, nadal chce ją oglądać i nadal kocham ja szczerą miłością. Przygodę z nią zacząłem jakieś 2 tygodnie temu i nadal mi mało. W praktyce wszystkie inne seriale, poza "Dark", poszły przez to w odstawkę. "Grimm" ma w sobie wszystko to co kocham i nie ukrywam, ze pomógł mi nieco zmienić pewien wątek w moim uniwersum Dream Wars. Ciężko tutaj mówić o kopiowaniu, bowiem Dream Wars ma zupełnie inną genezę powstania baśniowych istot i w tamtym świecie nie muszą się one (całkowicie) ukrywać, ale ten serial podsunął mi pomysł, jak w nieco inny sposób przedstawić bohaterów mojej opowieści. Zapewne też wplotę jakoś sam serial do mojego projektu, bo po prostu warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz