Gdy byłem nastolatkiem uczęszczającym do starszych roczników podstawówki (tak, należą do pokolenia, które nie zdawało do gimnazjum) bardzo interesowały mnie tematy związane z mitologią. Nie tylko tą klepaną w kółko na lekcjach języka polskie i historii, ale mniej znaną, nie należącą do programu nauczania. Na szczęście moja nauczycielka historii wielokrotnie łamała normy programowe i podsuwała nam pod nos przeróżne materiały. Kiedyś spytałem ją, będąc po lekturze opowieści o Bestii z Gévaudan, czy zna jakieś mitologiczne stworzenia z Francji albo Hiszpanii, o których mało się mówi. Pożyczyła mi kilka dni później jakąś starą książkę, wydaną jeszcze w latach 80-tych XX wieku, opisującą różne mitologiczne stworzenia Europy, o których niewiele wiadomo lub wręcz zapomniano. Żałuję, ze nie kupiłem sobie własnego egzemplarza, bowiem była to naprawdę ciekawa lektura. To właśnie tam po raz pierwszy poznałem stworzenie Matagot, a w zasadzie Mandagot. Demonicznego kota z mitologi francuskiej, który w zamian za jedzenie przynosił swemu opiekunowi co rano złotą monetę. Dziś Matagot jest sławny, choć nie dzięki "Dozorcy" a filmowi ze świata Harry'ego Pottera. Niemniej wersja z komiksu Bartosza Sztybora (scenariusz) i Ivana Shavrin (rysunek i kolory) podoba mi się o wiele bardziej.
Komiks to krótka, bardzo dynamiczna i nawet wciągająca opowieść, łącząca w sobie mitologię oraz problemy zwykłych ludzi. Otóż w mieście doszło do serii makabrycznych morderstw, gdzie ofiary skończyły dosłownie poćwiartowane na kawałki. Kompletnie nic je nie łączy, policja nie ma tropu, a najbardziej wiarygodna informacja, to że zagryzły je wściekłe psy. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, bowiem mordercą jest ogromna, kotowata bestia, która wydaje się być wyjątkowo odporna na kule. Na dodatek główny bohater ma dar z którym się kryje przed światem. Dotykając kogoś, potrafi dostrzec wspomnienia ofiary. Logicznym zatem jest wniosek, że coś go łączy z bestią, a czytelnik zadaje sobie ciągle pytanie, co to takiego. Szczególnie, że na pierwszej stronie nasz "bohater" omal nie zostaje pożarty.
Pierwsza połowa komiksu to wspomnienia głównego bohatera, który opisuje wydarzenia sprzed pierwszej strony. Potem natomiast akcja niejako rozgrywa się na bieżąco. Fabuła w żadnym stopniu nie jest skomplikowana i naprawdę łatwo poskładać większość "łamigłówek", oprócz jednej - Po cholerę Matagot szwenda się po mieście i zabija ludzi? Tutaj muszę bardzo pochwalić autorów za portret tego mitycznego stworzenia. Nie tylko podają oni z czasem jego charakterystykę, oczywiście klasycznym hollywoodzkim stylu, ale też mocno zmienili wygląd stworzenia. W mitologii przybierał on najczęściej formę czarnego, dość dużego kota, służącego swemu panu do jego śmierci, o ile ten zaspokajał jego głód. Jednocześnie demon musiał zostać zwolniony ze służby inaczej agonia kontrolującego go człowieka była długa i wyjątkowo bolesna. W komiksie Matagot to bydle większe od wilkołaka, które bez problemu wspina się po ścianach i rozrywa ludzi na kawałki. Tak szczerze - o wiele bardziej mi się to podoba.
Od strony graficznej komiks też jest bardzo miodny. Klimatyczny, ze świetną kreską i celowo wydrukowany na innym papierze, nie zaś tak jak zwykle bywa kredowym. Naprawdę jest co oglądać, a rysunki tworzą niesamowitą atmosferę. Niemniej komiks jako całość, mną nie wstrząsnął. Dobra, solidna robota, ciekawie napisana, ale nic co bym chciał zatrzymać na półce w mojej kolekcji. Może to kwestia gustu, a może fakt, że przeczytałem już tyle komiksów przez co stałem się bardziej wybredny. Mimo wszystko polecam ten tytuł. Jest wart swej ceny, a czy zagości na waszych półkach na dłużej, to już kwestia totalnie indywidualna. Chętnie przeczytałbym dłuższą serię komiksową, opisującą zapomniane już mitologiczne stworzenia Europy, która miałaby własnie taki styl jak "Dozorca". Wtedy na poważnie rozważyłbym jej pozostawienie na półce.
Komiks to krótka, bardzo dynamiczna i nawet wciągająca opowieść, łącząca w sobie mitologię oraz problemy zwykłych ludzi. Otóż w mieście doszło do serii makabrycznych morderstw, gdzie ofiary skończyły dosłownie poćwiartowane na kawałki. Kompletnie nic je nie łączy, policja nie ma tropu, a najbardziej wiarygodna informacja, to że zagryzły je wściekłe psy. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, bowiem mordercą jest ogromna, kotowata bestia, która wydaje się być wyjątkowo odporna na kule. Na dodatek główny bohater ma dar z którym się kryje przed światem. Dotykając kogoś, potrafi dostrzec wspomnienia ofiary. Logicznym zatem jest wniosek, że coś go łączy z bestią, a czytelnik zadaje sobie ciągle pytanie, co to takiego. Szczególnie, że na pierwszej stronie nasz "bohater" omal nie zostaje pożarty.
Pierwsza połowa komiksu to wspomnienia głównego bohatera, który opisuje wydarzenia sprzed pierwszej strony. Potem natomiast akcja niejako rozgrywa się na bieżąco. Fabuła w żadnym stopniu nie jest skomplikowana i naprawdę łatwo poskładać większość "łamigłówek", oprócz jednej - Po cholerę Matagot szwenda się po mieście i zabija ludzi? Tutaj muszę bardzo pochwalić autorów za portret tego mitycznego stworzenia. Nie tylko podają oni z czasem jego charakterystykę, oczywiście klasycznym hollywoodzkim stylu, ale też mocno zmienili wygląd stworzenia. W mitologii przybierał on najczęściej formę czarnego, dość dużego kota, służącego swemu panu do jego śmierci, o ile ten zaspokajał jego głód. Jednocześnie demon musiał zostać zwolniony ze służby inaczej agonia kontrolującego go człowieka była długa i wyjątkowo bolesna. W komiksie Matagot to bydle większe od wilkołaka, które bez problemu wspina się po ścianach i rozrywa ludzi na kawałki. Tak szczerze - o wiele bardziej mi się to podoba.
Od strony graficznej komiks też jest bardzo miodny. Klimatyczny, ze świetną kreską i celowo wydrukowany na innym papierze, nie zaś tak jak zwykle bywa kredowym. Naprawdę jest co oglądać, a rysunki tworzą niesamowitą atmosferę. Niemniej komiks jako całość, mną nie wstrząsnął. Dobra, solidna robota, ciekawie napisana, ale nic co bym chciał zatrzymać na półce w mojej kolekcji. Może to kwestia gustu, a może fakt, że przeczytałem już tyle komiksów przez co stałem się bardziej wybredny. Mimo wszystko polecam ten tytuł. Jest wart swej ceny, a czy zagości na waszych półkach na dłużej, to już kwestia totalnie indywidualna. Chętnie przeczytałbym dłuższą serię komiksową, opisującą zapomniane już mitologiczne stworzenia Europy, która miałaby własnie taki styl jak "Dozorca". Wtedy na poważnie rozważyłbym jej pozostawienie na półce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz