Seria "Ms Marvel" z udziałem Kamali Khan w roli tytułowej superbohaterki od samego początku kupiła moje zatwardziałe serce. Nieraz podkreślałem, że do tematu trykociarzy podchodzę z ogromnym dystansem, gdyż traktuję tą formę rozrywki, jako totalny odmóżdżacz. Niemniej prezentowana tutaj seria przemyciła do standardowej, bohaterskiej rozwałki, gdzie zwykle kawał miasta idzie pod rozbiórkę, kilka naprawdę ciekawych tematów. Miedzy innymi odpowiedzialność, różnice kulturowe oraz religijne, czy zwykłe zaufanie, które łatwo można nadszarpnąć. Kamala oficjalnie należy do Avengers i stara się z całych sił pogodzić to z nauką, spotkaniami z rodziną oraz przyjaciółmi. Jednak nie jest to proste, a jej coraz poważniejsze akcje sprawiają, że jest osobą bardzo popularną. Wręcz supersławną i to rodzi poważne problemy.
Tematem przewodnim są tutaj terminy "odpowiedzialność" oraz "przekleństwo bycia sławnym". To drugie, jak można wywnioskować po podtytule tego albumu, niejako wypływa od razu na wierzch, zaś pierwszy termin z czasem się kształtuje. Kamala nie umie pogodzić bycia bohaterką i członkinią Avengers z resztą codziennych spraw. W efekcie tego zaniedbuje przyjaciół, rodzinę oraz tak naprawdę samą siebie. Wszystko w imię bycia lepszą Avengers, co tak naprawdę przynosi tylko samą szkodę dla wszystkich bliskich jej osób. Ms Marvel staje się sławna, ale czy to jej tak naprawdę pomaga w kreowaniu wizerunku? Wręcz przeciwnie, a rykoszetem obrywa sama Kamala, która wdeptuje w konflikt z organizacja Hydra i tradycyjnie rozwala jakiś kawałek miasta. Gdy wszystko stara się naprawić jest jeszcze gorzej, a jej życie osobiste w zasadzie idzie do piachu.
W tym momencie komiks stawia ważne pytania. Czy gnając za byciem super nie zapominamy o najbliższych? Przegapiamy wszystko co się wokół nas dzieje, bowiem tak bardzo chcemy wykazać się w innej grupie. Dobrze to widać na przykładzie Bruna, przyjaciela Kamali, który miał dość czekania na swą miłość z dzieciństwa i postanowił zawalczyć o swoje szczęście. Znalazł je w ramionach innej kobiety, którą interesuje co robi, czym się interesuje i jaki jest na co dzień, a nie tylko gdy pomaga Ms Marvel zwalczać przestępców. Tymczasem Kamala zaczęła to wszystko tracić, zresztą na własne życzenie.
Innym plusem, za który cenię tą serię od samego początku, jest podejście do wielokulturowości. Kamala wywodzi się z rodziny pakistańskiej o dość ortodoksyjnych korzeniach. Co prawda jej rodzice, szczególnie matka znająca sekretną tożsamość córki, nie narzucają swym dzieciom obyczajów, ale starają się je tak kształtować, aby te były blisko ich tradycji. Dlatego gdy brat Kamali planuje ślub, jego wybranką jest czarnoskóra muzułmanka, której rodzice są innego wyznania. Naprawdę rewelacyjnie poprowadzono ten wątek w komiksie, unikając przy tym całego tygla, który ma miejsce zazwyczaj w tym temacie na sieci. Obstawiam, że seria nadal będzie dbała o takie elementy, a jeśli scenariusz rozwijać się będzie tak jak dotychczas, to chyba nigdy nie przestanę lubić tej konkretnej "Ms Marvel".
Tematem przewodnim są tutaj terminy "odpowiedzialność" oraz "przekleństwo bycia sławnym". To drugie, jak można wywnioskować po podtytule tego albumu, niejako wypływa od razu na wierzch, zaś pierwszy termin z czasem się kształtuje. Kamala nie umie pogodzić bycia bohaterką i członkinią Avengers z resztą codziennych spraw. W efekcie tego zaniedbuje przyjaciół, rodzinę oraz tak naprawdę samą siebie. Wszystko w imię bycia lepszą Avengers, co tak naprawdę przynosi tylko samą szkodę dla wszystkich bliskich jej osób. Ms Marvel staje się sławna, ale czy to jej tak naprawdę pomaga w kreowaniu wizerunku? Wręcz przeciwnie, a rykoszetem obrywa sama Kamala, która wdeptuje w konflikt z organizacja Hydra i tradycyjnie rozwala jakiś kawałek miasta. Gdy wszystko stara się naprawić jest jeszcze gorzej, a jej życie osobiste w zasadzie idzie do piachu.
W tym momencie komiks stawia ważne pytania. Czy gnając za byciem super nie zapominamy o najbliższych? Przegapiamy wszystko co się wokół nas dzieje, bowiem tak bardzo chcemy wykazać się w innej grupie. Dobrze to widać na przykładzie Bruna, przyjaciela Kamali, który miał dość czekania na swą miłość z dzieciństwa i postanowił zawalczyć o swoje szczęście. Znalazł je w ramionach innej kobiety, którą interesuje co robi, czym się interesuje i jaki jest na co dzień, a nie tylko gdy pomaga Ms Marvel zwalczać przestępców. Tymczasem Kamala zaczęła to wszystko tracić, zresztą na własne życzenie.
Innym plusem, za który cenię tą serię od samego początku, jest podejście do wielokulturowości. Kamala wywodzi się z rodziny pakistańskiej o dość ortodoksyjnych korzeniach. Co prawda jej rodzice, szczególnie matka znająca sekretną tożsamość córki, nie narzucają swym dzieciom obyczajów, ale starają się je tak kształtować, aby te były blisko ich tradycji. Dlatego gdy brat Kamali planuje ślub, jego wybranką jest czarnoskóra muzułmanka, której rodzice są innego wyznania. Naprawdę rewelacyjnie poprowadzono ten wątek w komiksie, unikając przy tym całego tygla, który ma miejsce zazwyczaj w tym temacie na sieci. Obstawiam, że seria nadal będzie dbała o takie elementy, a jeśli scenariusz rozwijać się będzie tak jak dotychczas, to chyba nigdy nie przestanę lubić tej konkretnej "Ms Marvel".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz