5 listopada 2018

Monstressa #1: Przebudzenie

Ta seria głównie przykuła moją uwagę rysunkiem. Połączenie stylu mangi i komiksu amerykańskiego, przez Sana Takeda, japońską ilustratorkę, mającą już doświadczenie z komiksem amerykańskim, wypadło po prostu genialnie. Jednak amerykańska scenarzystka Marjorie Liu, również spisała się na medal. "Monstressa" kreuje się z początku na "typową" dla swego gatunku opowieść, jadącą na ogranych schematach. Mamy alternatywną wersję Dalekiego Wschodu, pełną magii i techniki, ludzie walczą z rasą zwaną Arkanijczykami, czyli swoistymi hybrydami ludzi i Pradawnych, nieśmiertelnych istot, będącymi władcami świata zwierząt, a na deser są tajemniczy Starzy Bogowie, których duchy wałęsają się bez celu po świecie. Całość oczywiście mocno ubrana w szaty steampunku oraz mitologii krajów Bliskiego Wschodu, a miejscami zahaczająca o inne kultury. Innymi słowy - materiał, przynajmniej dla mojej osoby, bardzo dobrze znany i często spotykany w literaturze. Jednak Marjorie Liu napisała historię pełną intryg, zdrady i dwulicowych postaci. Połączywszy to z rysunkiem Takedy, kobiecy duet stworzył genialną opowieść pełną polityki, wojny oraz sekretów istot, mających wiele na sumieniu. Stworzył "Monstressę" i dziś postaram się was przekonać, abyście tak jak ja, pokochali ten komiks.

Tom pierwszy nosi tytuł "Przebudzenie", co idealnie oddaje obraz poruszanej w nim fabuły. Na początku czytelnik może się nieco zgubić, ponieważ zostaje od razu wrzucony na głęboką wodę, bez żadnego wprowadzenia odnośnie świata przedstawionego w komiksie. Jednak szybko odnajduje się w prowadzonej akcji, gdzie narratorką jest główna bohaterka - akranijka, Maiko Półwilk. Siedemnastolatka, z dziwnym tatuażem oka na klatce piersiowej i lewą ręką urwaną na wysokości łokcia. Czytelnik nie wie tak naprawdę, co ją okaleczyło, jak znalazła się na terytorium ludzi, którzy uznają ją za nieco bardziej inteligentne zwierzę, choć fizycznie przypomina człowieka. Maiko nie ma bowiem żadnych zewnętrznych cech Pradawnych, za to w jej wnętrzu, dosłownie, zamieszkuje prastara istota. Mroczna, głodna i piekielnie niebezpieczna, jednak posiadająca wolną wolę.


Już te elementy sprawiły, że szybko zacząłem zagłębiać się w świat "Monstressy". Z każdym kolejnym rozdziałem, a album zawiera ich sześć, jest przedstawiony kawałek historii uniwersum. W tym momencie czytelnik poznaje historię świata przedstawionego w komiksie, wydarzenia poprzedzające Świętą Wojnę Federacji Ludzi z Królestwami Arkanijskimi, legendę tajemniczej Cesarzowej-Szamanki, o której dowiadujemy się niemal na samym początku, czy skąd się wzięły poszczególne rasy tego świata. To naprawdę fascynująca opowieść i tak wkomponowana w fabułę pierwszego tomu, aby nie zepsuć żadnej niespodzianki czytelnikowi, a jedynie odpowiedzieć na część nawarstwiających się pytań.

Tutaj pojawia się druga zaleta serii, bowiem czytelnikowi chodzą po głowie te same pytania co Maiko i tym samym wspólnie szukają na nie odpowiedzi. Te nie zawsze są... miłe, aczkolwiek potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć. Szybko też wypływa złożoność poszczególnych postaci, a co za tym idzie, intryg rozgrywanych za kulisami. Niby czasem może nam się wydawać, że wiemy wszystko, jednak nieraz scenariusz potrafi mocno zaskoczyć. Przynajmniej tak było w moim wypadku, gdzie nie przewidziałem kilku ruchów pewnych bohaterek drugoplanowych oraz konsekwencji ich działań.


Rysunek chwaliłem już na wstępie, ale muszę mu poświęcić osobny akapit. Po pierwsze tworzy niesamowity klimat. Jak nie jestem miłośnikiem mangi, choć powoli się do niej przekonuję (przynajmniej częściowo), tak "Monstressa" od razu mnie kupiła. Prawdopodobnie dlatego, że nie mamy tutaj do czynienia z mangą, a hybrydą dwóch stylów. Komiks czytamy od lewej do prawej, styl ułożenia okienek też mi bardziej pasuje, tak samo dymków z napisami, a całość jest przecudnie pokolorowana. Nie ukrywam, że właśnie ten ostatni element najmocniej mnie kupił. Lubię czarno-biały rysunek, ale tutaj kolorystyka wnosi bardzo dużo do klimatu opowieści. Gdyby jej zabrakło, to w moich oczach całość sporo by straciła. Mimo oczywistych nawiązań do stylu rysunku, znanego z mang, widać, że całemu projektowi zdecydowanie bliżej do komiksu amerykańskiego. Zresztą obie autorki pracowały przy projektach komiksów ze stajni Marvela (X-23, Ms. Marvel) i to czuć.

"Monstressa" to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń, jakie spotkało mnie w tym roku. Właśnie pojawił się w Polsce trzeci album, więc seria leci na bieżąco z wydaniem amerykańskim, co mnie niezmiernie cieszy. Czekam zatem z niecierpliwością na kontynuację, zatapiając się tymczasem w najnowszym albumie. Zachęcam do sięgnięcia po tą serię, szczególnie jeśli lubicie historie fantasy. Takie rasowe, przepełnione magią, intrygami i mitami. Jeśli do tego interesujecie się kulturą Dalekiego Wschodu, to ten tytuł jest dla was po prostu obowiązkowy.

Komu komiks może się spodobać?
Fanom rasowej fantastyki i steampunku.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Z zawiązanymi oczyma.

Czy komiks zakwalifikował się do rocznego podsumowania 2018?
Tak i będzie raczej walczył o wysoką pozycję.