Bardzo lubię baśnie, zarówno w formie słuchowisk, jak i książek. Tym razem przyszło mi zabrać się za audiobooka, którego czytała Anna Seniuk. Klasa sama w sobie, ogromny talent oraz doświadczenie. Niestety w tym konkretnym wypadku, był to dla mnie jedyny plus, bowiem prezentowany tutaj zbiór baśni hinduskich, jest... mało pouczający. No, chyba ze ktoś wyznaję zasadę "Forsa to szczęście i nic poza nią się nie liczy". Kultura Indii jest dla mnie w pewnych aspektach mocno radykalna. Choćby system kastowy, albo to jak niską pozycję ma tam kobieta. Nawet w baśniach z Bliskiego Wschodu czy Dalekiego Wschodu, nie ma tyle jadu względem płci nadobnej. "Sekret życia" niestety jest tego pełen, a to raptem jedna z jego wad.
Zacznijmy od tego, że nie wszystkie przedstawione tutaj baśnie, okazały się dla mnie niewypałem. Niestety zdecydowana większość, w tym kilka początkowych, zniesmaczyło mnie na tyle, ze odłożyłem audiobooka na blisko dwa tygodnie. Czytałem wiele baśni z bardzo różnych zakątków świata, więc śmiem twierdzić, że mam szerszą perspektywę w tej materii. Zatem gdy w pierwszej baśni z płyty słuchałem o żonie będącej jedzą, bo opieprzała swego męża nieroba za lenistwo i głupotę, jakoś stawałem po stronie kobiety. Niestety taki motyw pojawiał się często i za każdym razem, myśląc zdroworozsądkowo zgadzałem się z "gderającą" żoną. Mając tutaj na uwadze choćby "Najsłynniejsze legendy europejskie", tego samego wydawnictwa, trudno było mi dostrzec pozytywny aspekt "umęczonych" niesprawiedliwym losem, głównych bohaterów poszczególnych opowieści. Zdecydowana większość z nich była zwyczajnymi nierobami, głupcami i leniami, którym po prostu dopisało szczęście lub zwyczajnie kantowali. W baśniach, które ja czytałem, większość takich typków spotkałaby prędzej lub później zasłużona kara. Nie tutaj. W tej wersji chwalono ich za pomysłowość i nagradzano złotem, a kobietę w razie czego zabijano lub przepędzano.
Najbardziej zabolały mnie baśnie zatytułowane "Cudowne łoże" oraz "Hariśarman". W pierwszym wypadku mieliśmy do czynienia z postacią, którą rodzice tak rozpieścili, że nie nauczyli go niczego. Zostawili spory majątek, ożenili go, ale gdy pomarli, ich syn żadnego fachu nie miał. Jaki był tego efekt? Otóż nasz bohater, totalny przygłup, gdy zaczęło brakować forsy, łaził po lesie z siekierą i pytał się każdego drzewa - Mogę cię ściąć?. Oczywiście te nie odpowiadały, ale ze Bogowie tak mocno go umiłowali, bo był... w sumie tego nie wyjaśniono, powiedzmy że farciarzem, to zmusili jedno drzewo do odpowiedzi i zgodzenia się aby je ścięto. Typ je ściął zawlókł do domu i zrobił przecudne łoże, które opchnął lokalnemu władcy. Gdy to czynił powiedział mu w sekrecie, aby pierwszej nocy nie zasypiał i nadstawił ucha. Król zrobił jak mu kazano i tym sposobem dowiedział się, ze mebel ma magiczne nogi, które ruszyły na przechadzkę po jego włościach, a gdy wracały zdawały sobie wzajemnie raport z tego czego były świadkiem, mimowolnie ostrzegając monarchę o różnych sprawach. Brzmi fajnie, tylko, ze jedną ze spraw było morderstwo żołnierza, do którego namówiono jego biedną, młodą żonę. Efekt? Kobietę skazano na śmierć, a winowajcę puszczono wolno. Na koniec baśni puenta brzmiała "Ludzie pracują całe życie, aby coś zarobić, a ty drogi mężu pracowałeś jedną noc i zarobiłeś fortunę oraz względy króla.". Super nauka.
W drugim wypadku było jeszcze gorzej, bo baśń w praktyce była pochwałą dla bycia kanciarzem, oszustem i spryciarzem, nie dającym się złapać na gorącym uczynku. Tytułowy bramin imieniem Hariśarman, to gnida jakich mało. Niemniej zawsze dopisało mu szczęście i wychodził z opresji obronną ręką. Pal licho, że bogacił się na kłamstwie i krzywdzie innych, zawarł pakt z demonem, którego zresztą potem oszwabił. Serio, nawet nasz Pan Twardowski nie miałby szans z tym braminem, który powinien smażyć się w piekle za swe występki. Właśnie z takich powodów bardzo ciężko słuchało mi się tych baśni. Co rusz, każda kolejna miała podobny wydźwięk, wychwalając jako zalety uczynki, które w naszej kulturze by potępiono. Natrafiłem tylko na dwie baśnie, które w miarę przyjemnie mi się słuchało, ale jak na 7 godzin, to zdecydowanie za mało.
Zacznijmy od tego, że nie wszystkie przedstawione tutaj baśnie, okazały się dla mnie niewypałem. Niestety zdecydowana większość, w tym kilka początkowych, zniesmaczyło mnie na tyle, ze odłożyłem audiobooka na blisko dwa tygodnie. Czytałem wiele baśni z bardzo różnych zakątków świata, więc śmiem twierdzić, że mam szerszą perspektywę w tej materii. Zatem gdy w pierwszej baśni z płyty słuchałem o żonie będącej jedzą, bo opieprzała swego męża nieroba za lenistwo i głupotę, jakoś stawałem po stronie kobiety. Niestety taki motyw pojawiał się często i za każdym razem, myśląc zdroworozsądkowo zgadzałem się z "gderającą" żoną. Mając tutaj na uwadze choćby "Najsłynniejsze legendy europejskie", tego samego wydawnictwa, trudno było mi dostrzec pozytywny aspekt "umęczonych" niesprawiedliwym losem, głównych bohaterów poszczególnych opowieści. Zdecydowana większość z nich była zwyczajnymi nierobami, głupcami i leniami, którym po prostu dopisało szczęście lub zwyczajnie kantowali. W baśniach, które ja czytałem, większość takich typków spotkałaby prędzej lub później zasłużona kara. Nie tutaj. W tej wersji chwalono ich za pomysłowość i nagradzano złotem, a kobietę w razie czego zabijano lub przepędzano.
Najbardziej zabolały mnie baśnie zatytułowane "Cudowne łoże" oraz "Hariśarman". W pierwszym wypadku mieliśmy do czynienia z postacią, którą rodzice tak rozpieścili, że nie nauczyli go niczego. Zostawili spory majątek, ożenili go, ale gdy pomarli, ich syn żadnego fachu nie miał. Jaki był tego efekt? Otóż nasz bohater, totalny przygłup, gdy zaczęło brakować forsy, łaził po lesie z siekierą i pytał się każdego drzewa - Mogę cię ściąć?. Oczywiście te nie odpowiadały, ale ze Bogowie tak mocno go umiłowali, bo był... w sumie tego nie wyjaśniono, powiedzmy że farciarzem, to zmusili jedno drzewo do odpowiedzi i zgodzenia się aby je ścięto. Typ je ściął zawlókł do domu i zrobił przecudne łoże, które opchnął lokalnemu władcy. Gdy to czynił powiedział mu w sekrecie, aby pierwszej nocy nie zasypiał i nadstawił ucha. Król zrobił jak mu kazano i tym sposobem dowiedział się, ze mebel ma magiczne nogi, które ruszyły na przechadzkę po jego włościach, a gdy wracały zdawały sobie wzajemnie raport z tego czego były świadkiem, mimowolnie ostrzegając monarchę o różnych sprawach. Brzmi fajnie, tylko, ze jedną ze spraw było morderstwo żołnierza, do którego namówiono jego biedną, młodą żonę. Efekt? Kobietę skazano na śmierć, a winowajcę puszczono wolno. Na koniec baśni puenta brzmiała "Ludzie pracują całe życie, aby coś zarobić, a ty drogi mężu pracowałeś jedną noc i zarobiłeś fortunę oraz względy króla.". Super nauka.
W drugim wypadku było jeszcze gorzej, bo baśń w praktyce była pochwałą dla bycia kanciarzem, oszustem i spryciarzem, nie dającym się złapać na gorącym uczynku. Tytułowy bramin imieniem Hariśarman, to gnida jakich mało. Niemniej zawsze dopisało mu szczęście i wychodził z opresji obronną ręką. Pal licho, że bogacił się na kłamstwie i krzywdzie innych, zawarł pakt z demonem, którego zresztą potem oszwabił. Serio, nawet nasz Pan Twardowski nie miałby szans z tym braminem, który powinien smażyć się w piekle za swe występki. Właśnie z takich powodów bardzo ciężko słuchało mi się tych baśni. Co rusz, każda kolejna miała podobny wydźwięk, wychwalając jako zalety uczynki, które w naszej kulturze by potępiono. Natrafiłem tylko na dwie baśnie, które w miarę przyjemnie mi się słuchało, ale jak na 7 godzin, to zdecydowanie za mało.