9 kwietnia 2018

Liga Sprawiedliwości #2: Epidemia

Pierwszy tom Ligi Sprawiedliwości w DC Odrodzenie, był dla mnie bardzo siermiężną lekturą. Nudni przeciwnicy, nieciekawie rozpisana fabuła, wymieniać można długo. Dlatego po drugi tom sięgnąłem z sporym dystansem, nie licząc na wiele. Faktycznie tyle dostałem, czyli niewiele. Bardzo niewiele. Najciekawiej z tego tomu wypadła pierwsza historia, która w moim odczuciu została zbyt szybko urwana i jeszcze szybciej pogrzebana, przez tytułową "Epidemię". Ta zaś... cóż... powiedzmy sobie wprost, nie jest niczym ciekawym. Wręcz niemiłosiernie wtórnym, strasznie naiwnym i miejscami wręcz potrafi frustrować.

Tom składa się z dwóch historii - Sparaliżowani strachem oraz tytułowa Epidemia. W pierwszym wypadku opowieść zaczyna się od wrzucenia czytelnika w sam środek, bardzo krótkiej walki. Przeciwnikiem Ligi jest dziwny stwór, żywiący się strachem. W tym celu wyzwala go u swych ofiar, siejąc jednocześnie spustoszenie i ujawniając najgorsze koszmary swych ofiar. W praktyce to wszystko czego dowiemy się o naszym antagoniście, bowiem po dwóch zeszytach i ciekawie zapowiadającej się fabuły, z nim w roli głównej, po prostu zostaje urąbany. Autorzy komiksu nie pokusili się absolutnie o żadne tło fabularne dla stwora, zostawiając czytelnika z masą pytań i kiepsko zakończoną przygodą. Zamiast ją rozbudować, to w drugim zeszycie pospiesznie ucięto poszczególne wątki z członkami Ligi, sklecono byle jakie zakończenie i nie powiedziano nic o głównym przeciwniki. Był i się zmył, koniec pieśni, można zaczynać nową historię. W mojej opinii taka zagrywka wypada piekielnie słabo.

W tym momencie mamy do czynienia z główną historią. Ta jest naprawdę bardzo kiepsko pomyślana i kiedy czytał rozwiązanie całej zagadki, zrozumiałem, ze autorzy totalnie nie mieli pomysłu. Po prostu musieli coś napisać, bo termin ich gonił. Otóż ktoś włamuje się do systemów operacyjnych Cyborga, wieży Ligi oraz jaskini Batmana. Wszystko zaczyna szaleć próbując urąbać członków Ligi Sprawiedliwości. Tradycyjnie rozwalają blisko pół miasta w walce, próbując okiełznać tajemniczy program. Kiedy zaczynają poszukiwania źródła, chcąc dowiedzieć kto stoi za atakiem, to ręce opadają. Samo wyjaśnienie pochodzenia programu jest piekielnie naiwne, ale jego działanie i to, kto stoi za atakiem jeszcze głupsze. Jakby tego było mało, potem akcja znów robi nieudolnego twista i mamy przydługą, nudną rozwałkę, gdzie znów rozwala się spory kawał miasta. Czy też przedmieścia. Patrząc po tym w jakim tempie Liga Dewastuje kolejne aglomeracje miejskie, aż dziw bierze, że jest jeszcze cokolwiek do zburzenia.

Od strony rysunku nie jest źle, ale też żadnych "ochów" i "achów" nie uświadczymy. Ot klasyczna, jak na to uniwersum, robota. Mamy zatem kolorowo, wybuchowo i dynamicznie. Nie chce aby odebrano mnie źle, ale tęsknię za nieco mroczniejszym DC Comics. Takim jak w obecnej linii Batman Detective Comics, gdzie przeciwnicy budzą choć trochę respektu, a nie śmiech na sali. DC zawsze starał się być poważniejszy od Marvela, ale ostatnio mam wrażenie, że jest odwrotnie. Komiksy z Marvel Now po prostu lepiej mi się czyta, bohaterowie nieraz wypadają tam ciekawiej, a antagoniści to już zupełnie inna liga. Tego brakuje w DC Odrodzenie, co Liga Sprawiedliwości pokazuje chyba najdobitniej.

Komu komiks może się spodobać?
Naprawdę ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie. Fabularnie jest tak mdły i nieciekawy, że nie umiem z czystym sumieniem polecić tej serii komukolwiek.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Boże uchowaj!!!

Czy komiks pozostaje w mojej kolekcji?
Nie i jest to ostatni tom Ligi Sprawiedliwości w DC Odrodzenie, który zamierzam przeczytać. Mimo chęci i porzekadła "Do trzech razy stuka", po prostu nie mam siły, aby się przez to przebić.