24 kwietnia 2018

Ekho. Lustrzany świat #6: Deep South

Uwielbiam prace Scotcha Arlestona. Chyba najbardziej znane jego serie w Polsce, to "Lanfeust z Troy" oraz "Trolle z Troy", choć to tylko moje zdanie. Gdy zatem dorwałem się do "Ekho. Lustrzany świat", bałem się, że Arleston wpakuje ten świat do Troy, ale na szczęście tak się nie stało. To zupełnie osobne uniwersum, bardzo specyficzne i nad wyraz ciekawe. Miejsce gdzie elektryczność po prostu nie istnieje, a ludzie zastępują ja najbardziej wymyślnymi wynalazkami. Czasami mam wrażenie, że autor parodiuje tutaj w specyficzny sposób serial "Flinstonowie", co wychodzi mu świetnie. Tym razem para głównych bohaterów - Fourmille Gratule i Yuri Podrov - borykają się z problemem radykalnego ugrupowania chrześcijańskiego walczącego z słynną, latynoską piosenkarką. Bardzo popularny temat, z pozoru wydający się pochwałą dla nowoczesnego feminizmu. A jednak... Arleston potrafi zaskoczyć.

Tematem głównym jest wspomniany konflikt pomiędzy piosenkarką a ruchem religijnym Krzyżowcy Chrystusa. W obu wypadkach, scenarzysta umiejętnie wyśmiał wszelkie możliwe stereotypy. Soledad, czyli nasza ponętna piosenkarka, ma odważne stroje , walczy o prawa kobiet i śpiewa piosenki o aborcji. No wypisz wymaluj obrazek wałkowany w obecnych mediach. Oczywiście jest pokazana jako protagonistka, kobieta wyzwolona i nie posiadająca sekretów. Tymczasem chrześcijanie to zacofani fanatycy, klasyczne mohery i rewolwerowcy z Teksasu, lejący biedną młodzież, nie przejawiającą tak konserwatywnych poglądów. Nie wahają się też korzystać z broni, czy porywać ludzi, gdyż przewodzi im wyższy cel. Z czasem jednak odkrywamy prawdziwe oblicze tego sporu, a od samego początku wiadomo, że jedni i drudzy ukrywają coś przed światem.

Dla czytelnika rozwiązanie zagadki nie będzie zbytnią zagwozdką, ale na tle całej fabuły ciekawie poprowadzono ten wątek. Świetnie też ukazano przywódce religijnego, Wielebnego Fox'a, prowodyra burd przed koncertami Soledad. Gość nie jest święty, a jego fanatyzm to prawdziwa zmora, dla wielu ludzi. Jednak sama piosenkarka do aniołków również nie należy, choć nadal pozostaje ofiarą. Arleston jedzie przy tym mocno po stereotypach, często kreowanych przez same media, ale też nie omieszka czasem wyśmiać głupich zachowań fanów piosenkarki, albo zwolenników wielebnego.


Co do głównej pary bohaterów, czyli Fourmille i Yuriego, to nasza blondynka, jest niemal ciągle na głównym planie. Zresztą tym razem nawiedza jej ciało naprawdę interesujący typ ducha, który daje ostro do wiwatu. Poziom humoru znacznie wtedy wzrasta, a niektóre sytuacje naprawdę potrafią rozbawić, niemal do łez. Pada nawet słynny tekst z serii "Szklana pułapka". Sam Yuri również odegra ważną rolę w całej opowieści, ale jego osoba tym razem pozostaje daleko na drugim planie. W praktyce przewija się nam kilka razy, choć zawsze ma to kluczowe znaczenie dla fabuły. Podobnie jest z Sigisbertem, sympatycznym preshaunem, który na stałe związał się z dwójką głównych bohaterów.

Komu komiks może się spodobać?
Fanom prac Arlestona i osobom lubiącym lekkie serie przygodowe, w światach fantasy.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie dostał go do recenzji?
Tak, bowiem zbieram serię i jestem fanem Arlestona.

Czy komiks zostaje w kolekcji?
Owszem i czekam z wytęsknieniem na nowe tomy.