Sięgając po pierwszy tom "Rat Queens" pragnąłem przeczytać soczystą, wulgarną i krwawą satyrę, nie zostawiającą suchej nitki na klasykach RPG. Teoretycznie tym jest owe dzieło, niestety czytało mi się je bardzo kiepsko. Sam pomysł został naszkicowany ciekawie, niemniej komiks ma dwie wady, które szybko mnie odepchnęły. W efekcie tego dostałem coś, co wymęczyło straszliwie moje oczy, a na ustach częściej gościł mi grymas zażenowania niż uśmiech. Zatem czy "Rat Queens" są zły komiksem? I tak i nie. Naprawdę ciężko jest je ocenić, szczególnie gdy nastawiło się na prostą, nie zmąconą intelektem, rzeźnię. To o czym pisałem względem tej serii w Comics Report, gdzie przedstawiłem jej zarys, jakby nie patrzeć zostało zrealizowane. Szkoda, że w tak gówniarski sposób.
Zacznijmy od plusów, bo te niewątpliwie komiks posiada. Po pierwsze główny koncept historii. Tytułowe Rat Queens to banda najemniczek do wynajęcia, poszukujących przygód głównie dla złota i magicznych artefaktów. Słowem - klisza z dowolnej gry RPG czy cRPG. Koło nich występuje kilka innych grup, często będących satyrą takich wizerunków z gier. Spotkamy zatem Four Daves, gdzie znajduje się ork-druid, mający magiczne ptaszki leczenia w swojej brodzie, Brother Ponies, złożone z wyperfumowanych kulturystów, czy Peaches, gdzie drużyna to niezła mieszanka stereotypów, które wyśmiewa. Na tym polu komiks spisuje się świetnie, bo nieraz szydzi z utartych w RPG schematów. Pojawia się potężny i sprytny zabójca, zaczyna wygłaszać mowę i nagle dostaje ogromnym młotem w łeb od zbłąkanego trolla. Miodne.
Niestety w tych samych scenach występują nasze tytułowe Szczurzyce, które są tak nieciekawe i głupie, jak naćpana i zachlana młodzież gimnazjalna, której intelekt ledwo dorównuje upośledzonej amebie. Z jednej strony miały one wyśmiewać stereotypową bandę poszukiwaczy przygód w kieckach, z drugiej robią to w najbardziej żałosny z możliwych sposobów. Wiecznie marudząca i po prostu tępa elfia czarodziejka Hannah oraz złodziejka (ćpun) niziołek Betty, frustrowały mnie najbardziej. W praktyce gdyby nie wydały z siebie ani jednego słowa, to komiks zyskałby bardzo na całokształcie. Na nieszczęście, to one mają najwięcej kwestii dialogowych, co czasem doprowadzało mnie do szału. Ciekawiej, choć nadal daleko im do interesujących, wypadają ludzka kapłanka Dee Dee oraz krasnoludzka wojowniczka Violet. One przynajmniej czasem mają coś ciekawego do powiedzenia i rzucą udanym gagiem. Czasem. W zasadzie to słowo "sporadycznie" lepiej tu pasuje.
Drugą wadą jest sam przebieg historii. Jeśli ktoś, tak jak ja, kierował się ciekawą okładką, ten srogo się zawiedzie. Zapomnijcie o smokach, skarbach, wyśmiewaniu epickich przygód czy uganianiu się po polu, aby uzbierać dziesięć marchewek. Jest dosłownie jedna scena, gdzie kapitan straży miejskiej zlecając zadania, wyśmiewa te ograne schematy. Potem natomiast mamy bezsensowną, nieciekawą młóckę i drętwo pomyślany motyw zemsty. Nie ma w tym krztyny epickości, satyry, czy przygody. Równie dobrze można grać w "Baldur's Gate" wydając całą kasę na trunki w karczmie i czytając plotki. Słowem nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Strasznie cierpią na tym postacie drugoplanowe, które są nakreślone nawet ciekawie. Szczególnie wspomniany kapitan straży Sawyer Silver. W praktyce bardzo często przedstawiał on emocje, jakie odczuwałem podczas lektury tego potworka. Jednak dla tej postaci jestem gotów sięgnąć po drugi tom, bowiem ma ona interesujący wątek. Co zaś się tyczy rysunku to jest nierówny. Ogólnie prezentuje się nawet nie najgorzej, choć kupra nie urywa, ale nieraz natrafimy na naprawdę słabo narysowane kadry. Burzą one kompletnie klimat, który stara się oddać rysunek, choć niezbyt udolnie. Plusem jest natomiast kolorystyka oraz naprawdę ciekawie narysowane okładki poszczególnych rozdziałów (zeszytów).
Komu komiks może się spodobać?
Jeśli jesteś fanem gier cRPG, a przy tym śmieszą cię gagi na poziomie zapitej i upośledzonej gimbazy, to się nie zawiedziesz. Natomiast jeśli szukałeś rozwiniętej formy satyry na poziomie Minsca i jego magicznego miecza Lilarcora - uciekaj.
Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Niestety nie. Jeszcze na poziomie zakupu w ciemno, skusił bym się przez okładkę i sam koncept. Jednak poznawszy zawartość tego dzieła, widzę że nie jest ono adresowane do mnie.
Czy komiks zostaje w mojej kolekcji?
Nie. Wręcz wylatuje z hukiem, czego naprawdę bardzo żałuję. Niemniej, tylko ze względu na postać Sawyera sięgnę po kolejne dwa tomy, składające się na pierwszy cykl. Czy potem wezmę się za drugi? Ciężko stwierdzić, ale raczej sobie odpuszczę, szczególnie jeśli postacie Hannah i Betty nadal będą tak irytujące.
Zacznijmy od plusów, bo te niewątpliwie komiks posiada. Po pierwsze główny koncept historii. Tytułowe Rat Queens to banda najemniczek do wynajęcia, poszukujących przygód głównie dla złota i magicznych artefaktów. Słowem - klisza z dowolnej gry RPG czy cRPG. Koło nich występuje kilka innych grup, często będących satyrą takich wizerunków z gier. Spotkamy zatem Four Daves, gdzie znajduje się ork-druid, mający magiczne ptaszki leczenia w swojej brodzie, Brother Ponies, złożone z wyperfumowanych kulturystów, czy Peaches, gdzie drużyna to niezła mieszanka stereotypów, które wyśmiewa. Na tym polu komiks spisuje się świetnie, bo nieraz szydzi z utartych w RPG schematów. Pojawia się potężny i sprytny zabójca, zaczyna wygłaszać mowę i nagle dostaje ogromnym młotem w łeb od zbłąkanego trolla. Miodne.
Niestety w tych samych scenach występują nasze tytułowe Szczurzyce, które są tak nieciekawe i głupie, jak naćpana i zachlana młodzież gimnazjalna, której intelekt ledwo dorównuje upośledzonej amebie. Z jednej strony miały one wyśmiewać stereotypową bandę poszukiwaczy przygód w kieckach, z drugiej robią to w najbardziej żałosny z możliwych sposobów. Wiecznie marudząca i po prostu tępa elfia czarodziejka Hannah oraz złodziejka (ćpun) niziołek Betty, frustrowały mnie najbardziej. W praktyce gdyby nie wydały z siebie ani jednego słowa, to komiks zyskałby bardzo na całokształcie. Na nieszczęście, to one mają najwięcej kwestii dialogowych, co czasem doprowadzało mnie do szału. Ciekawiej, choć nadal daleko im do interesujących, wypadają ludzka kapłanka Dee Dee oraz krasnoludzka wojowniczka Violet. One przynajmniej czasem mają coś ciekawego do powiedzenia i rzucą udanym gagiem. Czasem. W zasadzie to słowo "sporadycznie" lepiej tu pasuje.
Drugą wadą jest sam przebieg historii. Jeśli ktoś, tak jak ja, kierował się ciekawą okładką, ten srogo się zawiedzie. Zapomnijcie o smokach, skarbach, wyśmiewaniu epickich przygód czy uganianiu się po polu, aby uzbierać dziesięć marchewek. Jest dosłownie jedna scena, gdzie kapitan straży miejskiej zlecając zadania, wyśmiewa te ograne schematy. Potem natomiast mamy bezsensowną, nieciekawą młóckę i drętwo pomyślany motyw zemsty. Nie ma w tym krztyny epickości, satyry, czy przygody. Równie dobrze można grać w "Baldur's Gate" wydając całą kasę na trunki w karczmie i czytając plotki. Słowem nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Strasznie cierpią na tym postacie drugoplanowe, które są nakreślone nawet ciekawie. Szczególnie wspomniany kapitan straży Sawyer Silver. W praktyce bardzo często przedstawiał on emocje, jakie odczuwałem podczas lektury tego potworka. Jednak dla tej postaci jestem gotów sięgnąć po drugi tom, bowiem ma ona interesujący wątek. Co zaś się tyczy rysunku to jest nierówny. Ogólnie prezentuje się nawet nie najgorzej, choć kupra nie urywa, ale nieraz natrafimy na naprawdę słabo narysowane kadry. Burzą one kompletnie klimat, który stara się oddać rysunek, choć niezbyt udolnie. Plusem jest natomiast kolorystyka oraz naprawdę ciekawie narysowane okładki poszczególnych rozdziałów (zeszytów).
Komu komiks może się spodobać?
Jeśli jesteś fanem gier cRPG, a przy tym śmieszą cię gagi na poziomie zapitej i upośledzonej gimbazy, to się nie zawiedziesz. Natomiast jeśli szukałeś rozwiniętej formy satyry na poziomie Minsca i jego magicznego miecza Lilarcora - uciekaj.
Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Niestety nie. Jeszcze na poziomie zakupu w ciemno, skusił bym się przez okładkę i sam koncept. Jednak poznawszy zawartość tego dzieła, widzę że nie jest ono adresowane do mnie.
Czy komiks zostaje w mojej kolekcji?
Nie. Wręcz wylatuje z hukiem, czego naprawdę bardzo żałuję. Niemniej, tylko ze względu na postać Sawyera sięgnę po kolejne dwa tomy, składające się na pierwszy cykl. Czy potem wezmę się za drugi? Ciężko stwierdzić, ale raczej sobie odpuszczę, szczególnie jeśli postacie Hannah i Betty nadal będą tak irytujące.