Pierwszy tom serii mnie nie zachwycił, a drugi był po prostu tragicznie napisany. Jednak, jak to się mówi: "Do trzech razy sztuka". Coś w tym faktycznie jest, bo trzeci album, jest w końcu tym, czego oczekiwałem od "Anihilacji". W miarę sensowną walką z falą robactwa niszczącą absolutnie wszystko, kłótniami pomiędzy danymi grupami w niezwykle kruchym sojuszu i ukazaniem prawdziwego celu Annihilusa. Ten album czytało mi się o dziwo dobrze, choć jego druga część, opowiadająca o losach pewnych postaci, które przetrwały wojnę, jakoś niespecjalnie mnie porwała. W praktyce część z tych historii, zaczęła znów prezentować niski poziom fabularny, jednak dało się to przełknąć, ze względu na główny rdzeń opowieści. Przyjrzyjmy się zatem jak ostatecznie potoczyły się losy Richarda Ridera, zwanego Novą, który stawił czoła zagładzie wszechświata.
Po krótkim wstępie przypominającym nam wydarzenia z poprzednich albumów, zostajemy od razu rzuceni na linię frontu. Jest to manewr naprawdę dobry, bo w praktyce aż do wielkiego finału, tempo akcji nie zmaleje, a przy tym nie wymęczy czytelnika. Mamy zatem pierwszy, wielki pozytyw, którego brakowało mi wcześniej. Podczas lektury pierwszego albumu, czasem nudziłem się niemiłosiernie, a przy drugim autentycznie potrafiłem przysnąć. Tutaj tego nie uświadczyłem. Fabuła ma w końcu sens, postacie zachowują się, jak na sytuację w której się znalazły, dość racjonalnie, oczywiście poza kilkoma pragnącymi umrzeć heroiczną śmiercią, a cała inwazja Annihilusa, zaczyna w końcu mieć jakiś ukryty cel. Tak, to czyta się dobrze i co ważniejsze przyjemnie. Na dokładkę Star-Lord nieraz wypomina Riderowi jego głupie posunięcia, lub kiedy plan weźmie w łeb rzuca zabawnym "A nie mówiłem". Takich motywów brakowało mi poprzednio, natomiast tu występują, do tego w zdrowej ilości.
Kolejną zaletą są cele, do jakich dążą poszczególne postacie. W końcu Ronan Oskarżyciel zachowuje się, jak na jego status przystało, a nie rozwydrzone dziecko. Świetnie też napisano role Thanosa, heroldów Galactusa czy Draxa, choć ten ostatni od początku prezentował dobry poziom. Wywalono też takich matołów jak Glorian (Boże, jego motywy były tak żałosne, że się płakać chciało), co tylko pomogło części fabularnej. sam motyw z Galactusem jest napisany naprawdę interesująco, tak samo wyjaśnienie jego roli we wszechświecie oraz tej sferze. Tutaj też mamy naprawdę ciekawie poprowadzoną akcję na linii Thanos-Annihilus, z dość zaskakującym finałem.
Od strony graficznej komiks też jest bardziej równy i stoi kilka klas wyżej od poprzednich albumów. Szczególnie jeśli porównać go z drugim, który miejscami prezentował się tragicznie. Tym razem całość jest narysowana zgrabnie, mrocznie i dynamicznie, dzięki czemu czuć klimat wojny totalnej. Kilka scen batalistycznych naprawdę potrafi zrobić wrażenie, nawet na tak wybrednym marudzie jak ja. Tak. Tutaj czuć ogrom wojny, jej skalę zniszczenia i potęgę potworów, które ją zamieszkują. Na dokładkę mamy na samym końcu obszerny spis postaci, w formie zaktualizowanych archiwów Wszechumysłu, superkomputera byłego korpusu Nova. Jest to naprawdę cenna wiedza, szczególnie dla laika, czy osoby (tak jak ja), mającej niepełną wiedzę o tym uniwersum.
"Anihilacja" zaczęła się niezbyt interesująco, po drodze zapowiadała się tragicznie, ale ostatecznie wyszła na prostą. Nie jest to historia jakoś szczególnie wybitna, ale cieszę się że wytrwałem do końca. Ten album odkupił wszystkie winy swoich poprzedników, dając mi w końcu coś naprawdę porządnego. Tak naprawdę to śmiało można przeczytać tom pierwszy, streszczenie tomu drugiego i potem sięgnąć po tutaj przedstawiony album. Na pewno więcej na tym zyskamy niż stracimy, szczególnie, ze wszystkie istotne szczegóły znajdują się na końcu w postaci archiwów Novy.
Po krótkim wstępie przypominającym nam wydarzenia z poprzednich albumów, zostajemy od razu rzuceni na linię frontu. Jest to manewr naprawdę dobry, bo w praktyce aż do wielkiego finału, tempo akcji nie zmaleje, a przy tym nie wymęczy czytelnika. Mamy zatem pierwszy, wielki pozytyw, którego brakowało mi wcześniej. Podczas lektury pierwszego albumu, czasem nudziłem się niemiłosiernie, a przy drugim autentycznie potrafiłem przysnąć. Tutaj tego nie uświadczyłem. Fabuła ma w końcu sens, postacie zachowują się, jak na sytuację w której się znalazły, dość racjonalnie, oczywiście poza kilkoma pragnącymi umrzeć heroiczną śmiercią, a cała inwazja Annihilusa, zaczyna w końcu mieć jakiś ukryty cel. Tak, to czyta się dobrze i co ważniejsze przyjemnie. Na dokładkę Star-Lord nieraz wypomina Riderowi jego głupie posunięcia, lub kiedy plan weźmie w łeb rzuca zabawnym "A nie mówiłem". Takich motywów brakowało mi poprzednio, natomiast tu występują, do tego w zdrowej ilości.
Kolejną zaletą są cele, do jakich dążą poszczególne postacie. W końcu Ronan Oskarżyciel zachowuje się, jak na jego status przystało, a nie rozwydrzone dziecko. Świetnie też napisano role Thanosa, heroldów Galactusa czy Draxa, choć ten ostatni od początku prezentował dobry poziom. Wywalono też takich matołów jak Glorian (Boże, jego motywy były tak żałosne, że się płakać chciało), co tylko pomogło części fabularnej. sam motyw z Galactusem jest napisany naprawdę interesująco, tak samo wyjaśnienie jego roli we wszechświecie oraz tej sferze. Tutaj też mamy naprawdę ciekawie poprowadzoną akcję na linii Thanos-Annihilus, z dość zaskakującym finałem.
Od strony graficznej komiks też jest bardziej równy i stoi kilka klas wyżej od poprzednich albumów. Szczególnie jeśli porównać go z drugim, który miejscami prezentował się tragicznie. Tym razem całość jest narysowana zgrabnie, mrocznie i dynamicznie, dzięki czemu czuć klimat wojny totalnej. Kilka scen batalistycznych naprawdę potrafi zrobić wrażenie, nawet na tak wybrednym marudzie jak ja. Tak. Tutaj czuć ogrom wojny, jej skalę zniszczenia i potęgę potworów, które ją zamieszkują. Na dokładkę mamy na samym końcu obszerny spis postaci, w formie zaktualizowanych archiwów Wszechumysłu, superkomputera byłego korpusu Nova. Jest to naprawdę cenna wiedza, szczególnie dla laika, czy osoby (tak jak ja), mającej niepełną wiedzę o tym uniwersum.
"Anihilacja" zaczęła się niezbyt interesująco, po drodze zapowiadała się tragicznie, ale ostatecznie wyszła na prostą. Nie jest to historia jakoś szczególnie wybitna, ale cieszę się że wytrwałem do końca. Ten album odkupił wszystkie winy swoich poprzedników, dając mi w końcu coś naprawdę porządnego. Tak naprawdę to śmiało można przeczytać tom pierwszy, streszczenie tomu drugiego i potem sięgnąć po tutaj przedstawiony album. Na pewno więcej na tym zyskamy niż stracimy, szczególnie, ze wszystkie istotne szczegóły znajdują się na końcu w postaci archiwów Novy.