1 stycznia 2018

Grzech Pierworodny: Hulk kontra Iron Man

Iron Man i Hulk są tak ikonicznymi postaciami, że chyba nikomu nie trzeba ich przedstawiać. Wystąpili w niezliczonej ilości komiksów, animacji i filmów. Obaj to geniusze, z czego pierwszy jest playboyem zarabiającym na wojnie, a drugi nieśmiałym idealistą marzącym o pokoju. Chciał go kiedyś osiągnąć pracując dla wojska i budując bombę, która miała przestraszyć innych i doprowadzić do zażegnania wojen. Absurd, ale z życia wzięty, gdyż znamy podobne przypadki z kart historii. W serii "Grzech pierworodny" doszło do swoistego crossoveru, bowiem w wyniku śmierci Strażnika i detonacji dziwnej energii (z jego oka) przez Orba, istoty w jej zasięgu poznały skrywane przez innych sekrety. Niestety Banner i Tony Stark mają wspólny sekret, o którym ten pierwszy nie wiedział, a ten drugi starał się usilnie o nim zapomnieć. Teraz może dojść do walki pomiędzy dwójką przyjaciół, których bardzo wiele dzieli.

Jak to zwykle bywa w komiksach Marvela, fabuła absolutnie niczym nie zaskakuje. Tak naprawdę udało mi się całość rozszyfrować po pierwszych kilku stronach i opisie na okładce, który mogliście przeczytać we wstępie. Jednak na plus należy zaliczyć samą konstrukcję fabuły, która przypomina dynamiczny, dobrze skrojony, film akcji z domieszką kryminału. Widać to mocno w scenach gdzie Banner próbuje poznać przeszłość, a Tony Stark stara się ją odbudować w swej pamięci. Oczywiście każdego z nich przeraża, to co miało miejsce przed wypadkiem Bannera, a co zostaje już mocno zaznaczone na pierwszych kartach tego albumu. Dzięki takim zagrywkom komiks czyta się szybko, przyjemnie i aż chce się, aby przełożono go na wielki ekran.

Tak. Ten komiks to doskonały materiał, na klasyczny film o przygodach superbohaterów. Z tą różnicą, że tutaj tym "złym" jest Iron Man, a "dobrym" Hulk. Rozwałka jaką widzimy na kartach komiksu, jest krótka, ale to pokaz pierwsza klasa. Gdy przeglądałem kolejne kartki, w głowie odruchowo wyobrażałem sobie jak to mogłoby wyglądać na ekranie. Szczególnie gdyby całą akcję troszkę wydłużyć, tak aby spokojnie uzbierało się na półtoragodzinny seans. Oczywiście z udziałem aktorów, bo animacja mogłaby nie mieć takiego przytupu, choć mogę się mylić. Wystarczy spojrzeć na kilka filmów z stajni DC Comics, aby móc zobaczyć, jak robić dobre animacje tego typu. Szkoda tylko, ze aktorskie wersje przygód ich bohaterów są tak cienkie.

Jeśli miałbym na coś narzekać, to głównie na okładki. Ani galeria, ani główna okładka tego albumu, ani te z poszczególnych zeszytów, nie przypadły mi do gustu. Zwyczajnie nie pasują do tego co dzieje się na kartach komiksu i estetycznie też jakoś mnie nie kupiły. Jednak na tym polu jest to kwestia totalnie osobista, bowiem każdy lubi co innego. Finalnie oceniam ten album jako dobry. Nie jest specjalnie wyszukany fabularnie, jak większość komiksów Marvel Now, ale ma ciekawe podejście do tematu antagonisty. Do tego miła dla oka kreska, miodna rozwałka i ciekawy, choć totalnie przewidywalny, finał. Idealna lektura na odstresowanie się po ciężkim dniu w pracy.