Któż z nas nie grał w „Kółko i krzyżyk”. Raczej niewiele
znajdzie się takich osób, szczególnie w środowisku graczy. Gra niemal tak samo
kultowa jak „Państwa i miasta” doczekała się swego odpowiednika w dzisiejszym
rynku gier planszowych. Jest nim prosty tytuł przeznaczony dla dzieci, a zwie
się „Gobblety”, które w naszym kraju ukazało się dzięki wydawnictwu Fox Games.
Jak się to sprawdza w praktyce? Cóż, zdanie mam trochę mieszane. Z jednej
strony wprowadza urozmaicenie do podstawowej mechaniki , dzięki czemu gra ma
teraz sens bo faktycznie można wygrać. Z drugiej natomiast jakościowo gra
troszkę odstaje od tego do czego przyzwyczaił nas rynek w ostatnich latach.
Zacznijmy jednak od zalet, bo te niewątpliwie przeważają.
Jak powszechnie wiadomo nadrzędna zasada w „Kółko i
krzyżyk”, polega na tym, że w grze mamy wieczny remis. Z punktu matematycznego
czy logicznego, nie da się w tę grę wygrać, niezależnie od tego w którym
miejscu rozpoczniemy ruch. Świetnie zresztą pokazano w filmie „Gry wojenne” z
1983 roku, gdzie super komputer został pokonany właśnie przez tą grę. Czy też
raczej wyjaśniono mu na jej przykładzie nonsens wojny nuklearnej, gdzie nikt
nie wygrywa. „Gobblety” zmieniają jednak istotę tej mechaniki, gdyż oddają w
ręce gracza zestaw sześciu pionków będących różnej wielkości (po dwa na rozmiar
– mały, średni i duży). W tym momencie pojawia się prawdziwa zabawa, bowiem
gracz w swoim ruchu może wystawić dowolnego z posiadanych Gobbletów na puste
pole lub zajęte, „połykając” mniejszy pionek. To nadaje grze taktyczności i
zupełnie zmienia rozgrywkę, gdyż teraz naprawdę można wygrać, a każdy błąd może
nas srogo kosztować, choć nie przekreślić szans na zwycięstwo, jak to mamy w
klasycznym „Kółku i krzyżyku”.
Jednak na tym etapie należy powiedzieć sobie jasno do kogo
jest kierowana ta gra – dzieci i w zasadzie tylko do nich. Gracze dorośli po
początkowym zachwycie mogą potem dość szybko się przy tym tytule zacząć nudzić,
gdyż wkrada się rutyna. Z czasem zaczynamy bardziej przewidywać ruchy
przeciwnika, zaś ilość kombinacji jest dość mocno ograniczona. Owszem, jest to
fajny przerywnik pomiędzy większymi oraz bardziej złożonymi tytułami, ale przy
konkurencji na tym polu nie wypada jako super silny kandydat. Co najwyżej
mocny. Dzieciaki zaś mogą się przy nim bawić naprawdę dobrze dość długi czas,
choć i one z czasem się znudzą. Jednak po dłuższej przerwie można do tego
tytułu wrócić od czasu do czasu, szczególnie gdy chcemy do świata gier wciągnąć
nowicjuszy.
Największą wada jest jednak wypraska oraz woreczek na komponenty.
Jak na tytuł, którego cena sugerowana wynosi niemal 80 zł, wolałbym coś
bardziej przemyślanego niż cienki, plastikowy worek na śmieci. To nie żart – on
naprawdę wygląda jak worek do śmietnika, tylko w wersji miniaturowej. Łatwo go
zatem porwać, a i elementy tworzące planszę mogą go przebić, nie mówiąc już o
tym ze te łątwo złamać. Sama wypraska jest wręcz jakąś kpiną. Cieniutki
plastik, wyglądający jak tacka wyjęta z bombonierki, którą stara ciotka
trzymała przez dwadzieścia lat w kredensie. Serio, takich rzeczy się nie robi.
Na szczęście same pionki są, że się tak wyrażę, dziecioodporne.
„Gobblety” to dobra gra, sama w sobie. Ciekawie
wykorzystuje oraz rozwija mechanikę jednej z najbardziej znanych, szkolnych
gier, co przekłada się na grywalność. Przynajmniej do czasu i w pewnych grupach
wiekowych. Szkoda tylko, że posiada „babole” na poziomie jakościowym. Tak
zapewne lepiej bym ją ocenił, mimo faktu mocno ograniczonej żywotności na
stole. Niemniej jeśli szukamy czegoś dla przedszkolaka czy dziecka, które dotąd
nie miało styczności z grami planszowymi, to warto powęszyć koło tego tytułu.
Recenzja pierwotnie ukazała się w trzecim numerze Kuriera Planszowego.