W latach 90-tych XX wieku powstało wiele wspaniałych filmów. W tym animacji, niekoniecznie ze stajni Disneya. . Jednym z takich przykładów jest "Zakochany pingwin", musical gdzie głównymi bohaterami są Pingwiny Adeli, lub też inaczej Pingwin białooki. Te małe ptaki zamieszkujące wybrzeża Antarktydy, mają osobliwy zwyczaj. Otóż w porze godów samce szukają jak najładniejszego kamyka, który potem wręczają swojej wybrance. Jeśli samica przyjmie podarek, pingwiny łączą się w parę na całe życie. Nie inaczej wygląda to w przedstawionej tu animacji, a głównymi bohaterami są nieśmiały Hubie, jego wielka miłość, zresztą odwzajemniona, imieniem Marina i rywal Drake, ogromny, silny i okrutny pingwin, zamieszkujący wyspę czaszki. Jak łatwo się domyślić, Hubie szybko wpada w tarapaty, stając oko w oko z rywalem. Po przegranej bitwie trafia na statek ludzi, gdzie spotyka bardzo osobliwego sojusznika. Walecznego pingwina złotoczubego imieniem Rocko. Jednak prawdziwa przygoda, ma się dopiero zacząć.
Akcja filmu zaczyna się na Antarktydzie, gdzie w dużej kolonii pingwinów Adeli mieszkają nasi bohaterowie. Hubie to sympatyczny pingwin w czerwonej czapeczce i żółtym szalikiem, który marzy o tym aby móc porozmawiać z wybranką swego serca Mariną. Pingwinka jest nim szczerze zainteresowana, ale biedak traci przy niej zdolność do wysławiania się. W końcu jednak przypadek sprawia, że spotykają się podczas pełni księżyca, a Hubie otwarcie wyznaje jej miłość. Na drugi dzień stara się znaleźć odpowiedni kamyk, ale przegrywa wyścig z rywalami. Wtedy z nieba spada przepiękny błyszczący klejnot. Niestety Hubie napotyka na swej drodze okrutnego Drake'a, który spycha biedaka do morza. Tam unikając pożarcia trafia na statek, gdzie zaczyna się jego wielka tułaczka.
Mamy tutaj swoistą opowieść drogi, gdzie dwóch różnych, totalnie skrajnych jeśli idzie o charaktery osobników, jednoczy siły. Hubie to marzyciel, ale odważny. Nie boi się podjąć walki, choć nie jest w niej wprawny, zawsze broni swoich wartości i potrafi zdobyć się na szalony krok, aby pomóc przyjaciołom. Nie jest zatem ciepłą kluchą, która przeistacza się w trakcie wędrówki w rycerza w lśniącej zbroi. Zamiast tego podróż go hartuje, sam bohater nabywa nowych umiejętności i dojrzewa do walki, która ma dopiero nadejść. Nie zapomina przy tym o swoim marzeniu i gotów jest poświęcić życie za kamień dla wybranki swego serca. Marina również jest nieco inna od przyjętych stereotypów. Zamiast wymuskanej pannicy, mamy dojrzałą, inteligentną oraz piękną kobietę, która ceni bardziej głos swego serca niż błyskotki. Kocha Hubiego i nie ma dla niej znaczenia jaki kamień jej podaruje. Jak sama mówi: "Liczy się bowiem pingwin, a nie kamień".
Na tle tej dwójki mamy Rocko i Drake'a. Obaj to bojowe pingwiny, harde, twarde i nie bojące się postawić na swoim. Różni też ich niemal wszystko. Rocko to oddany przyjaciel. Udaje, że nie lubi nikogo, chce zawsze działać na własną rękę i wstydzi się przyznać, że marzy o tym aby latać tak jak inne ptaki. Pod płaszczem gburowatego typa, kryje się tak naprawdę ktoś o wielkim sercu, oddaniu i odwadze. Gotów jest zginąć za przyjaciela i jego głupi kamyk, co podkreśla niemal za każdym razem. Tymczasem Drake to szumowina spod najgorszej gwiazdy. Okrutny, podstępny, a do tego inteligentny. Wygląda jak wymuskany, napakowany mięśniak, ale nie jest głupi. To sprawia, ze ejst piekielnie niebezpiecznym przeciwnikiem, bo potrafi wykazać swoją niewinność przed kolonią. Jednocześnie nie ma żadnych skrupułów, aby wykorzystać tradycje na swoją korzyć w próbie osiągnięcia swoich celów. Finalny pojedynek z nim i Hubiem jest po prostu doskonały. Krótki i zwieńczony naprawdę mocnym uderzeniem.
W tym miejscu warto wspomnieć o doskonałym angielskim dubbingu. Martin Short w roli sympatycznego Hubiego, Annie Golden jako Marina, wspaniały wręcz głos Tima Curry'ego, który użyczył Drake'owi, czy po prostu rewelacyjny Jim Belushi jako Rocko. Mimo wielkiego szacunku dla naszych aktorów i wspaniałej pracy Jarosława Boberka (Rocko), Krzysztofa Kołbasiuka (Drake - po prostu obłędny głos), albo Marcina Kudełka (Hubie), to osobiście wolę angielską wersję językową. Po prostu bardziej mi pasuje tonacja poszczególnych głosów do przypisanych im postaci. Jedynie znak równości postawiłbym pomiędzy Timem Curry a Krzysztofem Kołbasiukiem, bo obaj panowie wypadli absolutnie wspaniale. Zresztą to dzięki nim Drake jest naprawdę wyrazistym czarnym charakterem, nie będącą klasycznym powieleniem schematów o złoczyńcy.
Warto też dodać, że animatorzy rysując poszczególnych przedstawicieli pingwiniego świata, bardzo mocno wzorowali się na prawdziwych zwierzętach. Widać to bardzo dobrze przy Rocko, który ma długie, złote "brwi" oraz czerwone oczy. Akurat ten gatunek naprawdę ma taki kolor oczu, zatem wybór autorów, aby obsadzić w tej roli pingwina złotoczubego, był po prostu idealny. Arogancki, budzący czasami grozę, o niewyparzonym dziobie. Takich smaczków mamy więcej, choćby na statku gdzie trafia Hubie czy na jednej z wysp niedaleko Nowej Zelandii.
"Zakochany pingwin" to świetny musical, a przy tym bardzo mądra animacja. Mimo małego rozgłosu i niezbyt dobrych wyników sprzedażowych w kinie, produkcja nadal cieszy się ogromną popularnością na DVD. Wiele osób wraca do niej z sentymentu, ale widzę, ze nawet młode pokolenie sięga po ten film. Powodów aby to uczynić jest wiele. Od świetnej kreski w animacji, przez wspaniałe piosenki, po nietuzinkowych bohaterów i ciekawie napisaną historię. To film, który miejscami jest bardzo mroczny i złowrogi. scena z orkami po dziś dzień potrafi mrozić krew w żyłach. Szczególnie gdy usłyszymy ich "śpiew". Jest też jednak pełen nadziei, pokazujący że warto walczyć o swoje ideały w imię miłości oraz przyjaźni. Bo tej nic nie jest wstanie zastąpić.
Akcja filmu zaczyna się na Antarktydzie, gdzie w dużej kolonii pingwinów Adeli mieszkają nasi bohaterowie. Hubie to sympatyczny pingwin w czerwonej czapeczce i żółtym szalikiem, który marzy o tym aby móc porozmawiać z wybranką swego serca Mariną. Pingwinka jest nim szczerze zainteresowana, ale biedak traci przy niej zdolność do wysławiania się. W końcu jednak przypadek sprawia, że spotykają się podczas pełni księżyca, a Hubie otwarcie wyznaje jej miłość. Na drugi dzień stara się znaleźć odpowiedni kamyk, ale przegrywa wyścig z rywalami. Wtedy z nieba spada przepiękny błyszczący klejnot. Niestety Hubie napotyka na swej drodze okrutnego Drake'a, który spycha biedaka do morza. Tam unikając pożarcia trafia na statek, gdzie zaczyna się jego wielka tułaczka.
Mamy tutaj swoistą opowieść drogi, gdzie dwóch różnych, totalnie skrajnych jeśli idzie o charaktery osobników, jednoczy siły. Hubie to marzyciel, ale odważny. Nie boi się podjąć walki, choć nie jest w niej wprawny, zawsze broni swoich wartości i potrafi zdobyć się na szalony krok, aby pomóc przyjaciołom. Nie jest zatem ciepłą kluchą, która przeistacza się w trakcie wędrówki w rycerza w lśniącej zbroi. Zamiast tego podróż go hartuje, sam bohater nabywa nowych umiejętności i dojrzewa do walki, która ma dopiero nadejść. Nie zapomina przy tym o swoim marzeniu i gotów jest poświęcić życie za kamień dla wybranki swego serca. Marina również jest nieco inna od przyjętych stereotypów. Zamiast wymuskanej pannicy, mamy dojrzałą, inteligentną oraz piękną kobietę, która ceni bardziej głos swego serca niż błyskotki. Kocha Hubiego i nie ma dla niej znaczenia jaki kamień jej podaruje. Jak sama mówi: "Liczy się bowiem pingwin, a nie kamień".
Na tle tej dwójki mamy Rocko i Drake'a. Obaj to bojowe pingwiny, harde, twarde i nie bojące się postawić na swoim. Różni też ich niemal wszystko. Rocko to oddany przyjaciel. Udaje, że nie lubi nikogo, chce zawsze działać na własną rękę i wstydzi się przyznać, że marzy o tym aby latać tak jak inne ptaki. Pod płaszczem gburowatego typa, kryje się tak naprawdę ktoś o wielkim sercu, oddaniu i odwadze. Gotów jest zginąć za przyjaciela i jego głupi kamyk, co podkreśla niemal za każdym razem. Tymczasem Drake to szumowina spod najgorszej gwiazdy. Okrutny, podstępny, a do tego inteligentny. Wygląda jak wymuskany, napakowany mięśniak, ale nie jest głupi. To sprawia, ze ejst piekielnie niebezpiecznym przeciwnikiem, bo potrafi wykazać swoją niewinność przed kolonią. Jednocześnie nie ma żadnych skrupułów, aby wykorzystać tradycje na swoją korzyć w próbie osiągnięcia swoich celów. Finalny pojedynek z nim i Hubiem jest po prostu doskonały. Krótki i zwieńczony naprawdę mocnym uderzeniem.
W tym miejscu warto wspomnieć o doskonałym angielskim dubbingu. Martin Short w roli sympatycznego Hubiego, Annie Golden jako Marina, wspaniały wręcz głos Tima Curry'ego, który użyczył Drake'owi, czy po prostu rewelacyjny Jim Belushi jako Rocko. Mimo wielkiego szacunku dla naszych aktorów i wspaniałej pracy Jarosława Boberka (Rocko), Krzysztofa Kołbasiuka (Drake - po prostu obłędny głos), albo Marcina Kudełka (Hubie), to osobiście wolę angielską wersję językową. Po prostu bardziej mi pasuje tonacja poszczególnych głosów do przypisanych im postaci. Jedynie znak równości postawiłbym pomiędzy Timem Curry a Krzysztofem Kołbasiukiem, bo obaj panowie wypadli absolutnie wspaniale. Zresztą to dzięki nim Drake jest naprawdę wyrazistym czarnym charakterem, nie będącą klasycznym powieleniem schematów o złoczyńcy.
Warto też dodać, że animatorzy rysując poszczególnych przedstawicieli pingwiniego świata, bardzo mocno wzorowali się na prawdziwych zwierzętach. Widać to bardzo dobrze przy Rocko, który ma długie, złote "brwi" oraz czerwone oczy. Akurat ten gatunek naprawdę ma taki kolor oczu, zatem wybór autorów, aby obsadzić w tej roli pingwina złotoczubego, był po prostu idealny. Arogancki, budzący czasami grozę, o niewyparzonym dziobie. Takich smaczków mamy więcej, choćby na statku gdzie trafia Hubie czy na jednej z wysp niedaleko Nowej Zelandii.
"Zakochany pingwin" to świetny musical, a przy tym bardzo mądra animacja. Mimo małego rozgłosu i niezbyt dobrych wyników sprzedażowych w kinie, produkcja nadal cieszy się ogromną popularnością na DVD. Wiele osób wraca do niej z sentymentu, ale widzę, ze nawet młode pokolenie sięga po ten film. Powodów aby to uczynić jest wiele. Od świetnej kreski w animacji, przez wspaniałe piosenki, po nietuzinkowych bohaterów i ciekawie napisaną historię. To film, który miejscami jest bardzo mroczny i złowrogi. scena z orkami po dziś dzień potrafi mrozić krew w żyłach. Szczególnie gdy usłyszymy ich "śpiew". Jest też jednak pełen nadziei, pokazujący że warto walczyć o swoje ideały w imię miłości oraz przyjaźni. Bo tej nic nie jest wstanie zastąpić.