Pierwsze dwa albumy miniserii "Podboje" jakoś mnie nie zachwyciły. Były po prostu niezłe, do tego z minusem. Owszem ładna kreska, sporo nawiązań historycznych oraz kulturowych do Hetytów, Scytów i Babilończyków, ale w ogólnym rozrachunku całość nie porywała. Komiks ze względu na swój charakter, sporą dawkę przemocy, negliżu i scen erotycznych, przeznaczony jest tylko dla dorosłego czytelnika. Niemniej na tym polu o wiele lepiej spisują się serie takie jak "Murena" albo "Orły Rzymu". Trzeci tom "Podbojów" zatytułowany "Krew Scytów" w końcu mnie jednak pozytywnie zaskoczył. Nie jakoś porażająco, ale zachęcił do tego, aby poznać historię do końca. Co to sprawiło? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Po pierwsze, w końcu bohaterowie zachowują się sensownie. Myślą, wyciągają wnioski z porażek oraz knując za plecami swych przeciwników, wykazują się rozwagą. Tego brakowało we wcześniejszych tomach, szczególnie drugim, gdzie ilość idiotyzmów czasem porażała. Widać to było podczas finałowej bitwy, skleconej tak beznadziejnie, że aż bolało. Choć rozmachu nie można jej odmówić. Tym razem jest inaczej. Zarówno w obozie Hetytów, jak i skłóconych z sobą Scytów, tworzących Hordę Żywych, znajdują się osoby myślące zdroworozsądkowo. Każda z tych stron ma swoje cele, starając się je osiągnąć wykorzystując wszelkie możliwe atuty, ale te najsilniejsze chowa na koniec. Dzięki temu nie czułem się znużony nieudolnymi intrygami, a zainteresowany tym co wydarzy się dalej.
Tutaj przechodzimy do kolejnego punktu, czyli zwrotów akcji. Tych jest naprawdę sporo i kilka potrafi zaskoczyć. Szczególnie finał jest ciekawie napisany, dając czytelnikowi spore pole do popisu w snuciu teorii spiskowych. Co prawda domyślam się jak fabuła potoczy się w czwartym tomie, ale i tak jestem strasznie ciekaw, czy przypadkiem czymś mnie nie zaskoczy. Tutaj udało je się to dwukrotnie, szczególnie pod koniec. Była to naprawdę miła odmiana po przewidywalnych, aż do bólu pierwszych dwóch tomach. Tam napięcia nie było, a całość szło zbyt łatwo rozszyfrować. Tym razem tak nie jest, choć scenariusz nadal do zbyt zawiłych nie należy.
Jak zwykle warstwa czysto wizualna stoi na dobrym poziomie. Świetne kolory, ładna kreska oraz ogrom nawiązań do kultury wszystkich przedstawionych frakcji. Ciekawie odniesiono się tutaj do mitycznych oraz prehistorycznych stworzeń. Już w poprzednim tomie mieliśmy z nimi mocno do czynienia, ale teraz też odgrywają istotną rolę. Subtelnie ujęto też cały element erotyczny, występujący w komiksie dość mocno. Zmniejszono natomiast ilość aktów seksualnych, co wyszło albumowi na plus. Wcześniej niepotrzebnie wydłużały niektóre sceny, tym razem natomiast były krótsze i mocno łączyły się z fabułą.
"Krew Scytów" jest w końcu tym, na co liczyłem od początku tej serii. To nadal nie jest rewelacyjny komiks, ale z niezłego czy przeciętnego wskoczył na poziom dobry. Zatem czuć wyraźny progres, zarówno od strony fabularnej jak i wizualnej. Jestem bardzo ciekaw jak będzie prezentować się następny, bodajże finalny, album "Podbojów". Liczę, że sprawdzi się większość rzeczy, które obecnie staram się przewidzieć. Jeśli dobrze się to poprowadzi i rozwinie kilka wątków, to możemy w końcu otrzymać porządne dzieło fantasy z nurtem około-historycznym. Czas pokarze co z tego wyniknie.