14 października 2017

Nieśmiertelny Iron Fist #1: Opowieść ostatniego Iron Fista

Moja przygoda z serialem "Iron Fist", który można znaleźć na platformie Netflix, skończyła się bardzo szybko. Wręcz super szybko, bo nie dałem rady dotrwać do końca pierwszego odcinka. Aktorstwo poniżej przeciętnej, kiepski montaż, lipne efekty specjalne, a nade wszystko piekielnie suche, a miejscami wręcz głupie, dialogi. Ponoć w połowie serial zaczyna rozwijać skrzydła, ale jakoś nie mam siły sprawdzać tej plotki. Tymczasem komiks "Nieśmiertelny Iron Fist" jest przeciwieństwem wielu elementów wymienionych powyżej. O wiele ciekawsze postacie, ładny rysunek zastępujący kiepski montaż i scenografię, a co ważniejsze dobrze poprowadzony scenariusz. Z drugiej strony nie powinno to dziwić nikogo, kto liznął nieco mocniej komiks tego typu, gdyż za ostatni element odpowiadają tu Ed Brubaker, znany choćby z "Fatale", i Matt Fraction kojarzony z "Hawkeye". Kiedy dodamy do tego rysunek Davida Aja, ciężko oczekiwać, aby doszło do porażki.

Komiks opisuje historię poprzednich ludzi noszących pseudonim Iron Fist. Potrafili oni operować energią, którą otrzymali w trakcie smoczego rytuału, tak aby pięści, dosłownie młóciły niczym stalowe młoty. W praktyce mogli nią nasycać dowolny przedmiot od miecza po pociski w pistolecie. Historia skupia się głównie na dwóch bohaterach. Pierwszym jest Daniel Rand, obecny Iron Fist, który walczy z żołnierzami Hydry, odkrywając, że wroga firma, które chce przejąć jego rodzinną korporację, to w praktyce przykrywka dla wspomnianej organizacji przestępczej. Sprawa nie jest prosta, bo na arenę wkracza tajemniczy przeciwnik, wspierany przez Matkę Czapli i jej córki oraz niejaki Orson Randall, który zdaje się wiedzieć bardzo dużo o rodzinie Randa. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, sprawy szybko się komplikują, a Rand staje naprzeciw zagadki swego rodu.

Sam scenariusz jest dobry, ale mnie osobiście nie kupił na tyle, abym wpadł w zachwyt. Całość czyta się szybko, dialogi nie nudzą, podobnie bardzo krótkie monologi bohaterów, a komiks przesycony jest akcją. Problem w tym, że przy takim "Uncanny X-Force" zawiłości fabularne wypadają po prostu przeciętnie. Przy tak ciekawie napisanych postaciach można było trochę bardziej zagmatwać fabułę, dodając więcej dramaturgii w miejsce kilku scen akcji. Tych ostatnich zresztą w pewnym momencie było już dla mnie za wiele, co trochę męczyło.


Ciekawie wypadają retrospekcje przedstawiające czytelnikowi, w tym tak nieopierzonemu, jak ja, historię tego bohatera. Co prawda w skrócie, ale na tyle treściwie, aby móc w pełni połapać się jak funkcjonuje jego zdolność, gdzie ją nabył i jaka historia wiąże się z tym pseudonimem. Należy to zaliczyć ewidentnie na plus, szczególnie że Brubaker bardzo umiejętnie wmontował to w główną linię fabularną. Niemniej nie pogubiłem się ani w opowiadanej historii, ani w ogromnej ilości zamieszczonych tu retrospekcji.

Jeśli idzie o rysunek, to w praktyce nie mam się do czego przyczepić. Aja był tu głównym rysownikiem, ale przy tak sporym projekcie pomagało mu wiele osób. Wypadło to nad wyraz dobrze, szczególnie w kwestii kolorystyki oraz tuszu, co widać szczególnie w scenach nocnych. Rewelacyjnie na tym polu prezentuje się początkowy pojedynek Iron Fista z żołnierzami Hydry podczas nocnej nawałnicy. Jest co podziwiać. Podobnych sytuacji, choć w innej scenerii, jest tutaj znacznie więcej, wliczając w to całkiem interesujący finał.


Pierwszy tom "Nieśmiertelnego Iron Fista" przykuł moją uwagę, ale nie na tyle, abym z wielkim wytęsknieniem czekał na kolejny tom. Chętnie po niego sięgnę, jednak nie jest to w moim wypadku lektura obowiązkowa. Z drugiej strony na tle serialu komiks wypada jak arcydzieło. Zatem jeśli ktoś jest fanem serialowego Daredevila i chce się bliżej przyjrzeć postaciom, które z nim występują w Defenders, to ten komiks staje się po prostu obowiązkowy. To porządna lektura, świetnie narysowana, choć nie koniecznie porwie każdego czytelnika. Mimo wszystko nie zniechęci do bohatera, jak i postaci, z którymi współpracuje, co potrafi uczynić serial.