27 sierpnia 2017

Kostaryka

Witajcie na tropikalnej Kostaryce, gdzie będziemy polować na zwierzęta za pomocą... aparatu. Tak. W tej grze naszym zadaniem jest zrobić jak najwięcej fotografii lokalnej faunie, a przynajmniej wybranym jej przedstawicielom. Niestety ten rzut na ilość, kosztem jakości, przekłada się na realną rozgrywkę. "Kostaryka" jest bowiem grą przeciętną, a szkoda bo mogła być co najmniej dobra. Czemu? Cóż, posiada wiele cech gier familijnych potrafiących na długie godziny przyciągnąć gracza. Jest prosta w nauce, szybka w rozgrywce i nie najgorzej się prezentuje. Na jej nieszczęście każda z tych zalet jest obarczona wadą.

Zacznijmy od pierwszej z nich - cena. Sugerowana wynosi 75 zł, natomiast przeczesując sklepy internetowe najniższa jaką spotkałem to 55 zł, choć to rzadkość. Większość oscylowała w granicy 60-65 zł, więc po dodaniu kosztów wysyłki tak różowo nie jest. Jeśli wydamy te pieniądze i zakupimy grę, to otrzymamy nieduże pudełko, a w nim:
* 72 żetony planszy
* duży, czarny pionek Przywódcy Wyprawy
* 30 drewnianych pionków Odkrywców (po 6 na gracza)
* 5 kart pomocy
* instrukcję
Niby sporo, do tego nie mało drewnianych komponentów, ale niestety jakość ich wykonania kompletnie nie rekompensuje ceny. Wiele żetonów jest krzywo wyciętych, przez co obrazek zamiast w centrum znajduje się za blisko jednego z marginesów. W przypadku rewersu tego nie widać, ale awers z nadrukowanym zwierzakiem ma tą wadę zbyt powszechnie spotykaną. Po drugie graficznie gra nie powala. Okładka jeszcze potrafi przykuć uwagę, ale kiedy całość rozłożymy na stole to prezentuje się co najwyżej poprawnie. Na dokładkę kolory wydają się być zbyt szare i po prostu brudne. Z tych powodów płacenie 75 zł za taki produkt, patrząc co oferują konkurencje tytuły z tej samej półki, jest trochę zdzierstwem.

Jeśli idzie o samą rozgrywkę to nie jest ona trudna, jednak przygotowanie zabawy zjada trochę czasu. Na starcie gracze układają wszystkie żetony rewersem do góry, mieszają i układają z nich planszę w kształcie heksa, którego bok składa się z 5 żetonów. Nadmiarowe żetony, bez podglądania co kryją, odkłada się do pudełka. Teraz każdy z graczy otrzymuje w wybranym kolorze kartę pomocy i 6 pionków. Teraz umieszczamy po jednym swoim pionku na każdym z rogów planszy, wybieramy osobę rozpoczynającą wręczając jej pion Przywódcy Wyprawy i możemy zacząć zabawę.


Mechanika jest banalna, ale mimo wszystko w praniu wychodzi kilka, hmm.... niedociągnięć. Cała zabawa polega na zbieraniu żetonów różnych zwierząt, a im więcej będziemy ich posiadać tym więcej punktów na koniec zgarniemy. Do tego dochodzi bonus za skompletowanie wszystkich sześciu gatunków. Tura gracza wygląda następująco:
* Kładzie czarny pion koło dowolnej grupy. Od tej chwili to aktywna wycieczka.
* Odkrywa jeden z kafli graniczących bezpośrednio z polem na którym stoi grupa. Następnie może kafel zabrać i zakończyć turę, albo spasować. W drugim wypadku pytanie o zabranie kafelka przechodzi na kolejną osobę będącą w aktywnej grupie. Jeśli wszyscy spasują tura trwa dalej.
* Jeśli tura trwa nadal gracz aktywny ponawia poprzedni krok, odkrywając tym razem kafel graniczący z miejscem gdzie odkrył poprzedni.

Tura może dobiec końca na dwa sposoby:
* Jeden z graczy z aktywnej grupy zdecyduje się zabrać wszystkie odkryte w tej rundzie kafelki. Wtedy odkłada je przed sobą, a swój pionek z tej grupy odrzuca do pudełka.
* Zostaną odkryte dwa kafelki z symbolem moskita. W takim wypadku kafle z moskitem są odrzucane, a gracz robiący za przewodnika (czarny pion) zgarnia pozostałe kafelki i odrzuca swój pionek z tej grupy do pudełka.
Po tym wszystkim aktywnym graczem staje się osoba na lewo i wszystko zaczyna się od początku. Rozgrywka dobiega końca, kiedy żaden z graczy nie ma już na planszy pionka mogącego zebrać kafelki.


Sam mechanizm poruszania się i zdobywania kafli wygląda ciekawie i w pewnym sensie się sprawdza. Trzeba patrzeć co nam opłaca się zabrać, ile zwierząt oraz jakiej różnorodności mają przeciwnicy, komu co zostało w której grupie. To jest naprawdę fajne... dopóki nie wkradnie się losowość. Bywa tak, że jedna osoba zgarnie dwa żetony z podwójnym zwierzakiem, a inna same pojedyncze i wtedy leżymy. Ciężko tu odrobić straty, nawet jeśli zgarniemy bonusy na różnorodności. Czuć to szczególnie w rozgrywkach na 2-3 osoby, choć i przy większej puli graczy potrafi to mieć miejsce. Tak naprawdę opłaca się grać w "Kostarykę" tylko w składzie 4-5 osobowym, bo wtedy naprawdę zaczyna się kombinowanie, blokowanie grup i czasem zebranie jednego czy dwóch żetonów  może zaważyć o zwycięstwie.

"Kostaryka" to gra co najwyżej niezła. Owszem ma sporo zalet. Jest szybka, ma wyważoną ilość negatywnej interakcji, zmusza do kombinowania i tak dalej. Niestety czuć to tylko przy większym składzie osobowym graczy. Do tego graficznie nie powala, cena jest dość wysoka, a sama gra po paru partyjkach potrafi zacząć nużyć. Dlatego nim dokonacie zakupu lepiej ją przetestować na jakimś konwencie lub spotkaniu fanów gier planszowych. Nie jest to gra zła czy słaba, ale do bycia dobrą trochę jej brakuje.

Plusy:
* niski próg wejścia
* ciekawa mechanika
* szybka rozgrywka
* dobrze napisana instrukcja
* wyważona ilość negatywnej interakcji

Minusy:
* grafika nie wypada jakoś specjalnie dobrze
* z czasem robi się monotonna
* rozgrywka 2-3 osobowa jest nudna
* za droga
* przygotowanie planszy zjada sporo czasu