Ósmy tom "Mureny" zamyka drugi cykl, w którym to mocno dominowała Poppea Sabina, żona Nerona. Jesteśmy w nim świadkami ogromu zniszczeń jakich dokonał pożar Rzymu w 64 roku naszej ery. Kataklizm strawił blisko jedną piątą miasta, pozbawiając życia kilka tysięcy ludzi i zabierając dobytek kilkuset tysiącom kolejnych. W całym tym gorejącym koszmarze starli się, nawet o tym nie wiedząc, Neron i Lucjusz Murena. Jak zaznacza Dufaux w swym dziele - pierwszy wymarzył żywioł, a drugi go rozpętał. Jednak gdy ogień zgaśnie, wytracając impet bo nie ma już co pochłaniać, przychodzi czas popiołów, a te łakną winowajcy. Pragną go tak głęboko, że ktoś musi pójść na rzeź aby zaspokoić apetyt rozwścieczonego tłumu. Wtedy nadchodzi "Zemsta popiołów".
Już pierwsza strona daje czytelnikowi mocno do myślenia. "Czymże jest życie, jeśli nie chwilowym płomieniem, po którym zostaną tylko popioły?". Tymi słowami Dufaux zaczyna ostatni tom drugiego cyklu "Mureny" i jest to kapitalny ruch z jego strony. Zmusza on bowiem czytelnika do bardzo poważnego potraktowania tego tomu, jak i całej, dotąd przedstawionej w tej serii historii. Oto dwóch mężczyzn, których los splótł razem, staje w obliczu żywiołu o niepohamowanym apetycie. W praktyce oboje do niego doprowadzili po przez swe czyny, stając się w duszy prawdziwymi potworami. Jeden uznał się za Boga, drugi za sprawiedliwego mściciela. W ten sposób sprowadzili na miasto koszmar, który pociągnął za sobą tysiące ofiar.
Tak tą tragedię opisuje Dufaux, zaś Delaby ją obrazuje na swych pracach. Prawdą jest, że po dziś dzień nie wiadomo co wywołało ten przerażający kataklizm, a mit o Neronie podpalaczu był żywy bardzo długo. Podobnie jak wykreowany przez Henryka Sienkiewicza, mit o masowej eksterminacji chrześcijan, na których to faktycznie zrzucono winę, przynajmniej w sporej części. Prześladowania jednak trwały krótko i tylko na wskazanej przez senat grupie ludzi, najczęściej właścicieli domostw. Te wszystkie elementy Dufax wykorzystał w tym albumie i trzeba przyznać, że zrobił to po mistrzowsku. Wskazał też jeszcze na jeden ważny punkt, co do którego współcześni historycy są coraz bardziej zgodni - duże zaangażowanie Nerona w pomoc pogorzelcom i odbudowę miasta.
Podczas kataklizmu Neron, wbrew powszechnym plotkom, wcale nie śpiewał pieśni oglądając płonące miasto tylko planował ewakuację dzielnic, które jeszcze można było uratować. Pomogła mu w tym dobra znajomość planów miasta oraz jego zamiłowanie do architektury. Dzięki jego staraniom udało się w końcu odgrodzić pożar, w który i tak zrównał z ziemią trzy dzielnice, wypalając je dosłownie do gołej ziemi. Ten ogrom zniszczeń i cierpienia fenomenalnie pokazał w swej pracy Delaby, zaś kolory nałożone przez Petiqueux'a nadały im życie. Czytając ten tom, aż czułem ciepło trawionego przez żywioł miasta. Gdy ogień zgasł Neron wprowadził w życie plan odbudowy zniszczonych obszarów zabezpieczając je tym samym przed pożarem. Wzniesiono budynki w zupełnie nowy sposób, zaopatrzono je w baseny i sprzęt pożarowy oraz coś na kształt pierwszych schodów przeciwpożarowych. wiele elementów drewnianych zastąpiono też kamieniem, co uchroniło Rzym przed tak ogromnym kataklizmem w przyszłości. Owszem pożary nadal wybuchały, ale już nigdy na taka skalę. Dufaux pokazał tez jeszcze inny, mało znany fakt z życia cesarza - wsparcie pogorzelców pomocą. Ruszając zasoby własnego skarbca zakupił on żywność i wodę dla ofiar kataklizmu, a ten wątek sprytnie wpleciono w inny, związany z chrześcijanami.
Oczywiście nie zabrakło spiskowców i ludzi rozpuszczający plotki. Byli też tacy co za wszelką cenę chcieli zarobić na tragedii. Tutaj taką postacią jest, jak łatwo się domyślić, Tygellin, wraz z swym wspólnikiem o imieniu Zapracowany. Ich rola w ósmym albumie jest znaczna, choć nie przewijają się na pierwszym planie. Swoje trzy grosze będą mieli też do wtrącenia Massam oraz Balba, ale tego można było się spodziewać. "Zemsta popiołów" nie zamyka serii definitywnie, ale kończy wiele wątków rozpoczętych w tym cyklu. Liczę, że wydawnictwo Taurus Media niedługo wyda kolejne dwa tomu, które za granicą już ujrzały światło dzienne. Historia Lucjusza Mureny i Nerona jeszcze nie dobiegła końca, a grzechem byłoby pozostawienie jej w tym miejscu. Pozostało więc czekać, licząc na wielki finał, który w końcu kiedyś się ukarze.
Już pierwsza strona daje czytelnikowi mocno do myślenia. "Czymże jest życie, jeśli nie chwilowym płomieniem, po którym zostaną tylko popioły?". Tymi słowami Dufaux zaczyna ostatni tom drugiego cyklu "Mureny" i jest to kapitalny ruch z jego strony. Zmusza on bowiem czytelnika do bardzo poważnego potraktowania tego tomu, jak i całej, dotąd przedstawionej w tej serii historii. Oto dwóch mężczyzn, których los splótł razem, staje w obliczu żywiołu o niepohamowanym apetycie. W praktyce oboje do niego doprowadzili po przez swe czyny, stając się w duszy prawdziwymi potworami. Jeden uznał się za Boga, drugi za sprawiedliwego mściciela. W ten sposób sprowadzili na miasto koszmar, który pociągnął za sobą tysiące ofiar.
Tak tą tragedię opisuje Dufaux, zaś Delaby ją obrazuje na swych pracach. Prawdą jest, że po dziś dzień nie wiadomo co wywołało ten przerażający kataklizm, a mit o Neronie podpalaczu był żywy bardzo długo. Podobnie jak wykreowany przez Henryka Sienkiewicza, mit o masowej eksterminacji chrześcijan, na których to faktycznie zrzucono winę, przynajmniej w sporej części. Prześladowania jednak trwały krótko i tylko na wskazanej przez senat grupie ludzi, najczęściej właścicieli domostw. Te wszystkie elementy Dufax wykorzystał w tym albumie i trzeba przyznać, że zrobił to po mistrzowsku. Wskazał też jeszcze na jeden ważny punkt, co do którego współcześni historycy są coraz bardziej zgodni - duże zaangażowanie Nerona w pomoc pogorzelcom i odbudowę miasta.
Podczas kataklizmu Neron, wbrew powszechnym plotkom, wcale nie śpiewał pieśni oglądając płonące miasto tylko planował ewakuację dzielnic, które jeszcze można było uratować. Pomogła mu w tym dobra znajomość planów miasta oraz jego zamiłowanie do architektury. Dzięki jego staraniom udało się w końcu odgrodzić pożar, w który i tak zrównał z ziemią trzy dzielnice, wypalając je dosłownie do gołej ziemi. Ten ogrom zniszczeń i cierpienia fenomenalnie pokazał w swej pracy Delaby, zaś kolory nałożone przez Petiqueux'a nadały im życie. Czytając ten tom, aż czułem ciepło trawionego przez żywioł miasta. Gdy ogień zgasł Neron wprowadził w życie plan odbudowy zniszczonych obszarów zabezpieczając je tym samym przed pożarem. Wzniesiono budynki w zupełnie nowy sposób, zaopatrzono je w baseny i sprzęt pożarowy oraz coś na kształt pierwszych schodów przeciwpożarowych. wiele elementów drewnianych zastąpiono też kamieniem, co uchroniło Rzym przed tak ogromnym kataklizmem w przyszłości. Owszem pożary nadal wybuchały, ale już nigdy na taka skalę. Dufaux pokazał tez jeszcze inny, mało znany fakt z życia cesarza - wsparcie pogorzelców pomocą. Ruszając zasoby własnego skarbca zakupił on żywność i wodę dla ofiar kataklizmu, a ten wątek sprytnie wpleciono w inny, związany z chrześcijanami.
Oczywiście nie zabrakło spiskowców i ludzi rozpuszczający plotki. Byli też tacy co za wszelką cenę chcieli zarobić na tragedii. Tutaj taką postacią jest, jak łatwo się domyślić, Tygellin, wraz z swym wspólnikiem o imieniu Zapracowany. Ich rola w ósmym albumie jest znaczna, choć nie przewijają się na pierwszym planie. Swoje trzy grosze będą mieli też do wtrącenia Massam oraz Balba, ale tego można było się spodziewać. "Zemsta popiołów" nie zamyka serii definitywnie, ale kończy wiele wątków rozpoczętych w tym cyklu. Liczę, że wydawnictwo Taurus Media niedługo wyda kolejne dwa tomu, które za granicą już ujrzały światło dzienne. Historia Lucjusza Mureny i Nerona jeszcze nie dobiegła końca, a grzechem byłoby pozostawienie jej w tym miejscu. Pozostało więc czekać, licząc na wielki finał, który w końcu kiedyś się ukarze.