10 czerwca 2017

Sherlock Holmes: Crime Alleys #1: Pierwsza sprawa

Seria przygód Sherlocka Holmesa, która ukazuje się w komiksach autorstwa Sylvain'a Cordurié bardzo mi się podoba, choć literaturą najwyższych lotów nie jest. Mieliśmy już do czynienia z wampirami, Necronomiconem, zatem przyszedł czas na cofnięcie się w przeszłość i przyjrzenie pierwszej dużej sprawie sławnego detektywa z Baker Street w Londynie. Tak, "Crime Alleys" dzieję się na długo przed wydarzeniami jakie miały dotąd miejsce w opublikowanych już komisach, ale to niejedyna niespodzianka. Spotkamy bowiem ojca profesora Moriarty'ego, kilka ciekawych postaci oraz mamy zmianę na polu rysownika. Vladimir Krstic Laci sprawujący pieczę nad poprzednimi albumami został zastąpiony przez Alessandro Nespolina. Zabieg ten nie okazał się zły, gdyż na stanowisku kolorysty nadal pozostał Axel Gonzalbo, dzięki czemu widać ogrom podobieństw pomiędzy tym zeszytem a poprzednimi. Jednak jak wypada w praktyce pierwszy tom "Crime Alley", szczególnie od strony fabularnej? Cóż - naprawdę dobrze.

Akcja komiksu rozgrywa się w roku 1876 czyli 15 lat przed wydarzeniami opisanymi w pierwszym tomie "Wampirów Londynu". Sherlock Holmes zajmuje się śledztwami hobbystycznie wysyłając policji anonimowe listy aby wspomóc ich w działaniach. Tymczasem w Londynie znikają naukowcy i utalentowani artyści przepadając bez wieści. Policja jest w kropce, jednak gdy dochodzi do uprowadzenia utalentowanego skrzypka, przyjaźniącego się z detektywem, Scotland Yard zwraca się do Holmesa o pomoc. Ten zaczyna działać na własną rękę, nie wiedząc że w mroku portowych uliczek Londynu czai się jego przyszły, największy przeciwnik - profesor Moriarty.

Jeśli ktoś czytał serię od początku to ten odcinek będzie dla niego mocno odmiennym doświadczeniem. Po pierwsze nie będziemy tutaj mieli do czynienia z mitologicznymi stworzeniami czy magią, a czystą nauką. To jest ciekawy zwrot w całej serii i nadaje jej nowego wyrazu. Do tego postać Holmsa jest dużo młodsza, bardziej arogancka i kompletnie pozbawiona umiejętności dyplomacji w kręgach wyższych sfer Londynu oraz policji. Potrafi zrazić do siebie każdego, uznając swoją wyższość nad każdym kogo spotka. Oczywiście w dziedzinie dedukcji i logicznego myślenia, w której uznaje się za mistrza nie mającego równego sobie przeciwnika.


W tym momencie na plan wkracza profesor Moriarty, równie inteligentny co bezwzględny człowiek, którego przez lata czytelnicy wykreowali na najważniejszego antagonistę Sherlocka Holmesa. Zresztą Cordurié hołduje temu wyborowi, aczkolwiek jego Moriarty jest nieco inny, bardziej pewny siebie i knujący za plecami ojca. Pasuje to zresztą do obecnego toku fabuły i dużo młodszych bohaterów, niż tych z którymi mieliśmy dotąd styczność. Miejscami na pierwszy plan wybija się ojciec Moriarty'ego, będący niejako lustrzanym odbiciem profesora znanego z powieści Conan Doyle'a. Spokojny, wyrachowany, chłodno kalkulujący i ceniący sobie lojalność. Przewyższa syna, co przyprawia go o frustrację, jednak jak wspomniałem wcześniej - to pasuje do młodszego Moriarty'ego.


Co zaś się tyczy kreski to Nespolino daje radę i w moim odczuciu stara się zachować styl wyznaczony przez swego poprzednika. Olbrzymi udział w tym ma jednak Axel Gonzalbo odpowiedzialny za kolory i powiem szczerze, że gdyby nie jego praca całość mogłaby utracić klimat i hmm.... spójność na tle wizualnym. Co prawda wprawne oko z pewnością od razu wychwyci różnice pomiędzy poprzednimi albumami a "Crime Alleys" już na poziomie okładki (gdzie również doszło do zmiany rysownika), ale laik czy osoba nie przykładająca aż tak wielkiej uwagi do rysunku, może to przeoczyć. Z drugiej strony zmiana na tym stanowisku pasuje gdyż przedstawiana tutaj historia dzieje się półtorej dekady wstecz względem "Wampirów Londynu". Holmes jest młodszy, mniej doświadczony i bardziej arogancki oraz pewny siebie, a Nespolino świetnie to oddaje. Podobnie zresztą robi to Ronan Toulhoat odpowiedzialny za okładkę, który zastąpił Rossbacha, ale mimo zmiany konwencji utrzymał pewien swoisty klimat związany z tą serią. I tak jak prace Rossbacha przepełniała magia, tak Toulhoat nawiązuje do rasowego kryminału rodem z dobrych filmów kostiumowych.

Pierwszy tom "Crime Alleys" ma bardzo ciekawy finał i powiem szczerze, że czytało mi się go lepiej niż poprzednie dwie dylogie. Może dlatego, że znacznie mocniej nawiązuje do ogólnego wyobrażenia o Sherlocku Holmesie. Brak tutaj jeszcze wielu elementach związanych z kanonem tego bohatera, jak choćby tego że był narkomanem, jednak w niczym to nie przeszkadza. Scenariusz nadal nie jest wybitny, a mimo to przyciąga, zaś całą historię czyta się jednym tchem. Co zaś się tyczy zagadnienia czy warto zacząć przygodę z Holmesem pióra Cordurié od "Crime Alleys" odpowiedź stanowczo brzmi "Nie". Lepiej przeczytać wszystko od samego początku bo wtedy o wiele mocniej docenimy wkład scenarzysty w tą przygodę. Szkoda że teraz przyjdzie nam czekać kilka miesięcy na jej finał.