24 maja 2017

Podboje #1: Horda żywych

Bardzo lubię komiksy osadzone w mitologii czy też ważnych wydarzeniach historycznych. Nie rzadko alternatywna historia potrafi wciągnąć bardziej niż ta prawdziwa, przy czym laik często ma problem z odkryciem co wydarzyło się naprawdę, a co jest dziełem wyobraźni pisarza. Tego wrażenia nie miałem jednak przy kolejnym dziele belgijskiego scenarzysty Sylvain Runberga. Z jego pracami miałem już do czynienia kilka razy w przeszłości, recenzując serię "Konugowie" czy "Milenium", gdzie pierwsza wypadła przeciętnie, aczkolwiek z ciekawym finałem, a druga wessała mnie od razu. Problem w tym, że "Millenium" nie zostało wymyślone przez Runberga, a jedynie przeniósł on dzieło Stiega Larssona na karty komiksu. Zresztą nie był pierwszym, który to uczynił. Jak zatem wypadł jego kunszt pisarski w "Podbojach"? Cóż, w moim odczuciu mieszanie, choć więcej tu zalet niż wad.

Komiks opisuje historię wojny pomiędzy Hetytami a Scytami, przy czym nie podano tutaj konkretnych ram czasowych. Jeśli ktoś interesuje się historią Starożytną tamtych rejonów zapewne wie, że Imperium Hetytów upadło przed powstaniem militarnej siły Scytów, którzy dominowali na polach bitew jako wspaniali łucznicy. Zresztą to właśnie temu ludowi spore grono historyków przypisuje wynalezienie łuku refleksyjnego, tak charakterystycznego dla łuczników z Bliskiego Wschodu. Mimo wszystko sięgając po serię "Podboje" należy położyć ogromny nacisk na słowo 'fantastyka', gdyż mitologię poznamy tutaj raczej od strony przedstawienia kultury, strojów i imion poszczególnych postaci, nawiązujących do ważnych miejsc z starożytnego świata. Sama fabuła zaś jest bardzo prosta. Oto Imperium Hetytów chwieje się w posadach, po tym jak doznało licznych ataków ze strony Ludów Morza. Młody król, Hattusilis, postanawia odbudować potęgę swego państwa i zaczyna najeżdżać okoliczne ziemie. W końcu trafia na tereny Scytów, ludu nomadów zamiłowanego w koniach, który postanowił jednak osiąść i wznieść kilka miast. Najpotężniejsze z nich zwane Haumawargi jest siedzibą trzech wielkich władców Scytów. To oni w odwecie na atak agresora zbierają swe plemiona i budują z nich Hordę Żywych, która rusza naprzeciw wojskom Hattusilisa.


Tak w skrócie zapowiada się fabuła tej trzytomowej serii, której wszystkie części mają zostać wydane w tym roku (drugi tom w lipcu i trzeci w listopadzie). Choć tu rodzi się pytanie, gdyż wedle danych z francuskiej bazy komiksów i strony autora, mamy cztery tomy, a nie trzy. Być może w polskim wydaniu ostatni album będzie zawierał tomy 3 i 4. Co do scenariusza powiem wprost - ma ręce i nogi, akcja jest wartka, zaś całość napisana interesująco, ale podczas lektury ciągle miałem uczucie jakbym próbował odgrzewanego, do tego nie jeden raz, starego kotleta. Nic mnie tutaj specjalnie nie zaskoczyło, nie spowodowało zdziwienia czy zniesmaczenia. To porządna, rzemieślnicza robota, jednak przy takim potencjale fabularnym, można było pokusić się o coś więcej niż tylko wykorzystać sprawdzone schematy. Z drugiej strony ta "powtórka z rozrywki" jest udana, nie nuży i smakuje naprawdę dobrze, zatem komiks dobrze sprawdza się na polu do polecenia laikowi, który chce spróbować czegoś nowego niż "Thorgal" czy wszędobylskie 'superhero'.

W tym momencie należy zaznaczyć i podkreślić jedna, bardzo istotną, rzecz. Komiks jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla odbiorcy pełnoletniego. Sporo tutaj negliżu oraz krwawych scen, co jest zresztą udanym przeniesieniem realiów kulturowych oraz historycznych ludów zamieszkujących Bliski Wschód w VII wieku p.n.e.. Trzeba przyznać, że te elementy w komiksie, mimo swej dominacji, nie budzą u czytelnika niesmaku. W praktyce oddają pełnię charakteru tamtejszych wierzeń czy sztuki prowadzenia wojny, choć autorzy troszkę całość doprawili odrobiną fantazji. Praktycznie cała zasługa za tak dobre przedstawienie tego aspektu należy się rysownikowi, François Miville-Deschênes. Jego prace są wykonane świetnie, przyciągają oko malowniczymi kolorami, za które również odpowiadał, a jednocześnie nie ociekają brudem, choć ten spowija nieraz ciała wojowników i wojowniczek. Tak naprawdę jest to najmocniejsza strona "Podbojów" i choćby dla niej warto zainteresować się tą serią.


Na koniec muszę wspomnieć o najciekawszej postaci w całym albumie, dzięki której (i tylko dzięki niej) nie zacząłem ziewać podczas lektury. Babilońskiej kronikarki imieniem Thusia. Jest ona wysłanniczka władcy Babilonu w celu zaciśnięcia więzi przyjaźni z Scytami. Jednocześnie jako dar dla nich ma napisać kronikę ich wojny z Hetytami, która zostanie złożona w wielkiej bibliotece Babilonu. Z tego powodu spora część komiksu jest opisana oczami kronikarki co w umiejętny sposób przedstawia kulturę oraz obyczaje poszczególnych plemion Scytów. Zabieg ten jest naprawdę porządnie pomyślany, a do tego sama postać Thusi nawiązuje ciekawe relacje z innymi bohaterami tej opowieści.

"Podboje" to komiks balansujący na pograniczu słów 'niezły' oraz 'dobry'. Z jednej strony umiejętnie łączy starożytną historię ludów Bliskiego Wschodu z fikcją, gdzie swoje miejsce znalazł nawet lud Atlantów oraz magia, a z drugiej czuć mocno odgrzewane danie. Z tego powodu komiks nie potrafi zapaść jakoś szczególnie w pamięć, choć dużo zależy kto jakie ma doświadczenie z tego typu dziełami. Z pewnością będzie to miła odskocznia dla osób siedzących tylko w uniwersum superbohaterów Marvela lub DC Comics, ale fani historii i mitologii niekoniecznie będą umieli się tutaj odnaleźć. Szczególnie jeśli mieli do czynienia z "Mureną" albo "Krucjatą" pióra Jean'a  Dufaux'a.