Seria "Cyann" średnio przypadłą mi do gustu, gdyż postacie wiele razy zachowały się... no powiedzmy, że za dużo mówiły o seksie. Sama fabuła, mimo że nie jakaś nowatorska, potrafiła zaciekawić, główny rdzeń scenariusza był dobrze pomyślany a finał drugiego tomu, a zarazem pierwszego albumu zbiorczego, intrygował. Mimo to ilość absurdalnych zachowań czy wypowiedzi bohaterów, nieraz na poziomie nagrzanych nastolatków, psuła przyjemność z lektury. Często ich decyzje były zwyczajnie głupie, niedojrzałe i pozbawione logiki, a mimo to osiągali sukcesy. Dotyczyło tow dużej mierze tytułowej bohaterki, czyli Cyann Olsimar. Jak zatem wypadają jej dalsze przygody, gdy dziewczyna uzyskała dostęp do Sieci i może podróżować pomiędzy planetami? Cóż, lepiej, choć nadal sporo bohaterów potrafi przyprawić o ból głowy.
Drugi album zbiorczy zawiera ponownie dwa tomy, zatem w tym amteriale przedstawię pierwszy z nich, zatytułowany "Ajeja z Aldaalu". Tak. Nazwy nadal są tutaj dziwne, jednak to przekłada się na urok serii i pokazuje różnorodność kulturową, również od strony języka, u poszczególnych ludów zamieszkujących planety tego świata. Spójrzmy najpierw na rys fabularny trzeciego tomu przygód Cyann. Dziewczyna ląduje na planecie Aldaalu, co jest skutkiem jej niedbalstwa w wypowiadaniu słowa miejsca docelowego. Na dokładkę portal znajduje się na dnie jeziora w miejscu okupowanym przez bandę dzieciaków zwanych Grzebaczami. Nie przyjmują jej przychylnie, a ograbiwszy sprzedają niejakiej Ajeji, która jest właścicielką kutra. Cyann powoli przyswaja zachowania społeczne tego na wpół dzikiego świata, jednak z czasem zaczyna odkrywać tajemnicę skrzętnie skrywaną przez ludzi z wyższych kast.
Zacznijmy od plusów, gdyż opowieść niewątpliwie takowe posiada. Po pierwsze motyw główny, zapoczątkowany w poprzednich odcinkach, czyli sprawa Urbickiej Kompani Micomi i jej walk o wpływy. Czytelnik już na wstępie dowiaduje się, że micomi, dziwna roślina o właściwościach leczniczych, występuje na Aldaalu dość powszechnie. Jednak ze względu na dziwny cykl obiegu planety wokół jej gwiazdy, pora nocna trwa tutaj długo. Ogólnie wszyscy boją się Nocy, jak ja nazywają, bo zwyczajnie zabija, zatem ludność planety cały czas jest w ruchu. Co zaś się tyczy Kompani to czytelnik szybko zaczyna łączyć fakty i idzie mu to sprawniej niż głównej bohaterce, choć nie przeszkadza to zupełnie w czerpaniu przyjemności z lektury. Cała zagadka jest naprawdę porządnie opracowana, zaś finał tego rozdziału zrobiony na tyle ciekawie, że chce się wiedzieć co będzie dalej.
W tym momencie trzeba napisać co nieco o warstwie wizualnej komiksu. Przedstawienie Aldaalu jest naprawdę świetne i planeta mocno wyróżnia się na tle tego co poznaliśmy w poprzednich tomach. W przeciwieństwie do pięknej wodno-pustynnej Olh i porośniętej morderczą dżunglą Ilo, Aldaalu jest mieszanka dwóch powyższych. Mamy spalone słońcem kamieniste wybrzeża, bagniste tereny pełne zabójczych stworzeń i trawiaste równiny na których pasą się śmieszne szczury oraz zbiera się micomi. Kraina jest surowa, piękna i tak jak Ilo mordercza dla każdego kto okaże się być mniej czujny. Wszystko to zostało rewelacyjnie pokazane za pomocą rysunku, którego największą zaletą są kolory. Świetnie oddają one klimat danego regionu jak i nomadzką kulturę lokalnych ludów, często ocierając się o pogranicze postapokaliptycznego świata. Co prawda kreska twarzy postaci niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu, jednak już taki urok Francoisa Bourgeon, odpowiadającego nie tylko za rysunek i kolor, ale również scenariusz.
W tym momencie wypływa jego, hmm... uwielbienie do erotyki w tej serii. W przeciwieństwie do poprzednich tomów, tym razem Cyann jest bardziej powściągliwa w dawaniu tyłka każdemu miłemu facetowi, jednak głównie z powodu ich deficytu. Tym razem koło niej występuje, wspomniana wcześniej, Ajejo i ta postać jest, cóż... jakby to delikatnie ująć... powiedzmy, że ma mentalność stereotypowego dresa z szemranego blokowiska. Obstawiam, że autor chciał stworzyć kobietę hardą, po ciężkich przejściach, na wzór samotnych kapitanów kutrów. Niestety to się nie udało i dostaliśmy wulgarną lesbę (bo lesbijką bym jej nie nazwał) o aparycji wiecznie głodnego, szczura z niewyobrażalnym ego. Poza kilkoma momentami ta postać zwyczajnie nudzi, a na dokładkę Cyann wypada przy niej jak przykładna i grzeczna uczennica. Można było się bardziej postarać, bo przez teksty Ajejo komiks sporo traci na warstwie fabularnej. Szczególnie gdy ta po raz kolejny rzuca mięsem jednocześnie myśląc głośno o seksie.
"Ajeja z Aldaalu" jest lepiej napisana niż "Sześć pór roku na Ilo", jednak do ideału nadal tutaj daleko. Czuć miejscami zbytnią wtórność, naiwność bohaterów czy ich nieprzemyślane ruchy. Jednocześnie wątek główny jest ciekawy, finał interesujący, a sama Cyann jakby dojrzalsza czy też bardziej racjonalnie myśląca. Nie jest zatem źle, ale skłamałbym mówiąc że lekko czytało mi się ten tom. Owszem ma swój potencjał, chciałem wiedzieć co będzie dalej i szybko sięgnąłem po drugą przygodę zawartą w tym albumie zbiorczym, czyli "Kolory Marcady", jednak nadal była to w moim przypadku lektura na raz. Jak zatem prezentuje się dalsza podróż Cyann przez wrota Sieci dawnego Imperium? O tym napiszę następnym razem :)
Zacznijmy od plusów, gdyż opowieść niewątpliwie takowe posiada. Po pierwsze motyw główny, zapoczątkowany w poprzednich odcinkach, czyli sprawa Urbickiej Kompani Micomi i jej walk o wpływy. Czytelnik już na wstępie dowiaduje się, że micomi, dziwna roślina o właściwościach leczniczych, występuje na Aldaalu dość powszechnie. Jednak ze względu na dziwny cykl obiegu planety wokół jej gwiazdy, pora nocna trwa tutaj długo. Ogólnie wszyscy boją się Nocy, jak ja nazywają, bo zwyczajnie zabija, zatem ludność planety cały czas jest w ruchu. Co zaś się tyczy Kompani to czytelnik szybko zaczyna łączyć fakty i idzie mu to sprawniej niż głównej bohaterce, choć nie przeszkadza to zupełnie w czerpaniu przyjemności z lektury. Cała zagadka jest naprawdę porządnie opracowana, zaś finał tego rozdziału zrobiony na tyle ciekawie, że chce się wiedzieć co będzie dalej.
W tym momencie trzeba napisać co nieco o warstwie wizualnej komiksu. Przedstawienie Aldaalu jest naprawdę świetne i planeta mocno wyróżnia się na tle tego co poznaliśmy w poprzednich tomach. W przeciwieństwie do pięknej wodno-pustynnej Olh i porośniętej morderczą dżunglą Ilo, Aldaalu jest mieszanka dwóch powyższych. Mamy spalone słońcem kamieniste wybrzeża, bagniste tereny pełne zabójczych stworzeń i trawiaste równiny na których pasą się śmieszne szczury oraz zbiera się micomi. Kraina jest surowa, piękna i tak jak Ilo mordercza dla każdego kto okaże się być mniej czujny. Wszystko to zostało rewelacyjnie pokazane za pomocą rysunku, którego największą zaletą są kolory. Świetnie oddają one klimat danego regionu jak i nomadzką kulturę lokalnych ludów, często ocierając się o pogranicze postapokaliptycznego świata. Co prawda kreska twarzy postaci niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu, jednak już taki urok Francoisa Bourgeon, odpowiadającego nie tylko za rysunek i kolor, ale również scenariusz.
W tym momencie wypływa jego, hmm... uwielbienie do erotyki w tej serii. W przeciwieństwie do poprzednich tomów, tym razem Cyann jest bardziej powściągliwa w dawaniu tyłka każdemu miłemu facetowi, jednak głównie z powodu ich deficytu. Tym razem koło niej występuje, wspomniana wcześniej, Ajejo i ta postać jest, cóż... jakby to delikatnie ująć... powiedzmy, że ma mentalność stereotypowego dresa z szemranego blokowiska. Obstawiam, że autor chciał stworzyć kobietę hardą, po ciężkich przejściach, na wzór samotnych kapitanów kutrów. Niestety to się nie udało i dostaliśmy wulgarną lesbę (bo lesbijką bym jej nie nazwał) o aparycji wiecznie głodnego, szczura z niewyobrażalnym ego. Poza kilkoma momentami ta postać zwyczajnie nudzi, a na dokładkę Cyann wypada przy niej jak przykładna i grzeczna uczennica. Można było się bardziej postarać, bo przez teksty Ajejo komiks sporo traci na warstwie fabularnej. Szczególnie gdy ta po raz kolejny rzuca mięsem jednocześnie myśląc głośno o seksie.
"Ajeja z Aldaalu" jest lepiej napisana niż "Sześć pór roku na Ilo", jednak do ideału nadal tutaj daleko. Czuć miejscami zbytnią wtórność, naiwność bohaterów czy ich nieprzemyślane ruchy. Jednocześnie wątek główny jest ciekawy, finał interesujący, a sama Cyann jakby dojrzalsza czy też bardziej racjonalnie myśląca. Nie jest zatem źle, ale skłamałbym mówiąc że lekko czytało mi się ten tom. Owszem ma swój potencjał, chciałem wiedzieć co będzie dalej i szybko sięgnąłem po drugą przygodę zawartą w tym albumie zbiorczym, czyli "Kolory Marcady", jednak nadal była to w moim przypadku lektura na raz. Jak zatem prezentuje się dalsza podróż Cyann przez wrota Sieci dawnego Imperium? O tym napiszę następnym razem :)