27 stycznia 2017

Konkwistador #4

Nadszedł kres opowieści o Hernando Del Royo, człowieku który został dotknięty znamieniem Azteckich Bogów i zniknął w mrokach historii przyćmiony sławą swego generała. Ostatni tom Konkwistadora świetnie łączy w sobie fikcję z historią, a Jean Dufaux po raz kolejny udowodnił, że zna się on na swoim fachu. Jaki zatem czeka koniec Hiszpanów, którzy zadarli z Bogami zrodzonymi w korzeniach wielkiej dżungli? Cóż, historia mówi jedno, ale legendy... to zupełnie inna para kaloszy.

Akcja tego tomu rozpoczyna się od najazdu sił Montezumy pod dowództwem szalonego mnicha Barbo Bezana i jego ludzi, na wioskę Hiburasów. są prowadzeni przez wojownika, którego pokonał w uczciwej walce o władzę Del Royo i skazał na wygnanie. Oczywiście nowy przywódca zbuntowanych Indian miał cel w darowaniu życia swemu rywalowi, po to aby pozbawić Montezumę jednego z jego najwierniejszych kapłanów, którego obawiali się wszyscy mieszkańcy Meksyku. Tymczasem Cortes wraz z Cataliną nie mając żadnych wieści od Del Royo postanawia podstępem dostać się do Tenochtitlanu. Tym sposobem pragnie podbić miasto bez strat i jednocześnie zagarnąć złoto władcy. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy, jak nieprzewidywalna potrafi być dżungla oraz jej mieszkańcy.

Motywem przemykającym przez cały album jest twierdzenie, ze każdy może dać się czasem podejść. Zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, dlatego należy mieć się stale na baczności. Dotyczy to obu stron tego konfliktu. Widać to szczególnie podczas zdobywania stolicy Azteków oraz walk wojsk Montezumy ze zbuntowanymi plemionami. Za każdym razem gdy jedna ze stron nie doceni przeciwnika kończy marnie w błocie lub na stole ofiarnym.


Dufaux umiejętnie poprowadził też etap z samym Cortesem pokazując jak jego dokonania przyćmiły historię jego ludzi. Odnosi się to zarówno do postaci fikcyjnych jak i historycznych. Seria opisuje oczywiście tylko mały fragment podboju Meksyku przez Hiszpanów, ale i tak robi to bardzo dobrze, obrazując czytelnikowi jak zaciekle walczono o skarby tego kraju. Montezuma z pewnością miął rację co do jednego - złoto zaślepia serce człowieka. Nie ma znaczenia czy to biały czy Indianin, wszyscy pragną go tak samo. Podobnie jest z władzą, która niemal zawsze idzie w parze z bogactwem materialnym. Cortes i jego ludzie boleśnie przekonali się na własnej skórze jak bardzo to zaślepienie boli.


Jeśli idzie o rysunki to mamy tutaj bardzo dużo scen dziejących się w nocy lub ciemnych pomieszczeniach. Budzi to swoisty klimat grozy oraz niepokoju, co znacząco zostało wzmocnione przez brutalny wydźwięk scen batalistycznych. A tych mamy tutaj naprawdę sporo. Trzeba przyznać, ze współpraca Pfilippe Xaviera z Jean-Jacquese'm Chagnaud'em przyniosła dla całej serii genialny efekt. Ta para potrafi budować klimat oraz odpowiednio zobrazować napięcie jakie w swoim scenariuszu wykreował Dufaux. Do tego świetnie oddali, choć nieco przerysowaną, kulturę Azteków i innych plemion zamieszkujących Meksyk w czasach Cortesa.

Konkwistador to udana seria. Porządnie opracowana, z świetnym finałem i zapadającymi w pamięć postaciami. To nie jest powieść historyczna tylko fantastyczna bazująca na faktach, jednak takie mieszanki Dufaux'owi wychodzą nader dobrze. Widać to choćby po Krucjacie gdzie również współpracował z Xavierem. Czy chciałbym zobaczyć kontynuację tego krótkiego cyklu? Tak. Najlepiej jeśli opisywałby oblężenie i zniszczenie Tenochtitlanu oraz wprowadzał nowe postacie. Historia Cataliny i Hernando Del Royo się zakończyła, zatem nie widzę sensu aby dopisywano jej nowy rozdział. Jednak Hernan Cortes to zupełnie inna sprawa - wszak to człowiek, który stał się żywą legendą i jednocześnie umarł w zapomnieniu.