5 lipca 2016

Comanche #1: Red Dust

Comanche to belgijska seria westernów, której początki sięgają roku 1972. Zawiera w sumie 15 albumów, a ostatni ukazał się dopiero w 2002 roku. Wydawnictwo Komiksowe podjęło się zadania wypuszczenia serii na rynek polski, zapowiadając że całość okaże się do lipca 2017. Nie byłby to zły pomysł, gdyż po lekturze pierwszego albumu zatytułowanego Red Dust, poczułem nagle czar wspomnień z dzieciństwa gdy zasiadałem przed telewizorem aby obejrzeć kolejny odcinek Bonanzy. Kiedy duet w osobach Michela Grega (scenariusz) oraz Hermanna Huppena (rysunek) zaczynali prace nad Comanche, w kinach oraz telewizji rządziły niepodzielnie westerny, zarówno te z Fabryki Snów jak i niemieckich wytwórni, które stworzyły, dziś już nieśmiertelne, ekranizacje Winnetou. Obecnie bum na Dziki Zachód stopniał, jednak nadal pozostaje on żywy w sercu publiczności i co jakiś czas na srebrnym ekranie gości nowe dziecko Zachodu. Warto zatem aby dzisiejszemu czytelnikowi zaserwować rasowe danie, jakie serwowano cowboyom na starym Dzikim Zachodzie.

Akcja komiksu zaczyna się w praktyce na okładce, z której tytułowy bohater, Red Dust, macha w stronę dyliżansu. Ten przewozi raptem jednego pasażera, zabójce do wynajęcia, który postanawia dać Redowi nauczkę. Kończy się to dla rzezimieszka pojedynczą kulką i płytkim grobem na pustkowiu, zaś Red Dust dowiaduje się kilku interesujących rzeczy o lokalnym mieście Greenstone Falls. Miedzy innymi tego, że lokalna szycha grozi niejakiej Comanche, samotnej właścicielce rancza Triple Six, która stoi mu na drodze w nieznanych nikomu interesach. Red Dust postanawia stanąć po stronie kobiety co owocuje dość mocnymi zmianami w miasteczku.

Występujące tutaj postacie to mieszanka klasyków kina o Dzikim Zachodzie. Szlachetny cowboy i świetny rewolwerowiec w osobie Reda Dusta, twarda i stanowcza właścicielka rancza jako Comnache, Ten Gallons jako stary weteran wojenny, który spędził na ranczu pół życia czy Cathrell w roli eleganckiego bandyty, mającego na usługach gang zabijaków. Oczywiście musi przy tym pracować dla kogoś ważniejszego, ale tożsamość jego chlebodawcy poznajemy dopiero w finale tego odcinka. Wszystkie te osoby świetnie się uzupełniają i mimo że czasem fabuła jest przewidywalna, to historię napisano naprawdę składnie i ciekawie. Widać przy tym mocną inspirację wypływającą z filmów produkowanych przez Hollywood oraz miejscami nawiązań do kilku sztandarowych dla tego gatunku zagrań.

Z całego albumu chyba najciekawiej wypada jednak postać Tena Gallonsa, który nie jedno w życiu widział i sporo wie o Dzikim Zachodzie. Jest on reliktem przeszłości, kiedy to Amerykę podbijało się ciężką pracą oraz wędrując w siodle. Teraz zaczyna dominować postęp zwany koleją żelazną, powoli spychającą hodowców bydła na drugi plan. Jednak jak zauważa Ten, Zachód jest nadal dziki i sporo w nim do odkrycia.

Nawiązania do starego ducha weteranów widać też w kresce oraz rysunkach Hermanna. Mamy tu przedstawione nieco zbyt filmowe wyobrażenie o mieszkańca Ameryki z końca XIX wieku. Niemal dokładnie takie same jak w serialu Bonanza. Brak tutaj wszędobylskiego błota, brudu czy kurzu, choć oczywiście nic nie lśni od czystości. Z drugiej strony to w niczym nie przeszkadza, bo przecież w Europie właśnie tak wyobrażano sobie życie na Dzikim Zachodzie. Dopiero seriale pokroju Deadwood pokazały jak było naprawdę, jednak powstały zbyt późno i nie przyjęły się pośród masowego odbiorcy.

Pierwszy tom Comanche to swego rodzaju przedstawienie kilku najważniejszych postaci tej serii, co zrobiono na tle klasycznej przygody z cowboyami w roli głównej. A mimo to po ponad czterech dekadach nadal bardzo przyjemnie się to czyta. Wartka akcja, charyzmatyczne osobistości, świetna kreska oraz pewna dawka sentymentu za czasami gdy powstawały najlepsze, choć nieco przekoloryzowane, westerny sprawia, że szybko zatapiamy się w ten dziki świat. Świat, który dziś już niemal całkowicie zniknął z naszego życia, bo został pokonany przez "postęp".

Ocena - 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz