Po długim czasie wyczekiwania, nowe dziecko Blizzarda dało się poznać całemu światu graczy. przedwczoraj skończyła się weekendowa otwarta beta Overwatch, która miała przekonać do siebie niezdecydowanych, a fanom sławnego studia dać przedsmak zabawy. Osobiście zaliczam się do obu tych grup i po spędzeniu kilku godzin w rzeczonej becie oraz prześledzeniu tego co pisano na wszelkich serwisach poświęconych elektronicznej rozrywce, mam bardzo mieszane uczucia. Niby było fajnie, ale w sumie nudno, niby Blizzard dał coś nowego, jednak w praktyce tego nie zrobił. Beta pozostawiła mnie z mocny rozterkami, a wszystko za sprawą jednego słowa - powtórka.
Kolorowo, głośno i bez balansu
To czego nie można odmówić Overwatch to ślicznej, komiksowej grafiki, która jednocześnie nie obciąża drastycznie naszego komputera. Wymagania, jak na dzisiejsze standardy, nie są wysokie i gra śmigała niczym struś pędziwiatr, na moim kilkuletnim komputerze, w którym wymieniłem tylko kartę graficzną na GTX 750. Nic nie cięło, nic się nie zawieszało, wszelkie postacie, eksplozje czy obiekty wyglądały perfekcyjnie, co tylko potęgowało przyjemność z zabawy. Blizzard uniknął też problemów z połączeniem, co miało miejsce choćby przy Diablo 3. Ani razu nie natrafiłem na sytuację aby brakowało graczy, czy serwer długo się wczytywał, mimo pracującego w tle Frapsa, potrafiącego czasem spowalniać grę.
Mapy były bardzo różnorodne, podobnie jak postacie, które mogliśmy zmieniać w trakcie starcia, po zaliczeniu zgonu, o co nie trudno. Każda mapka miała swój specyficzny klimat, tło muzyczne oraz zupełnie inną budowę ścieżek, jednak w tym miejscu pojawił się pierwszy poważny błąd - kompletny brak balansu. Rozegrałem w sumie kilkadziesiąt meczy, przy czym każdy trwał od 5 do 10 minut i zawsze, ale to zawsze, niezależnie od tego jak mocno współpracowała moja drużyna, a przeciwna dawała ciała, broniący się wygrywali. Winą tego stanu rzeczy była bardzo słaba pozycja początkowa atakującej grupy, wystawionej z kilku miejsc na zmasowany ogień. Mamy tutaj do czynienia z sytuacją podobną do tej w Medal of Honor z 2010 roku, gdzie snajperzy swobodnie mogli ostrzeliwać miejsca respawnu oponenta.
W Overwatch problem polega na tym, że dwoje zawodników, może zablokować calutką, sześcioosobową wrogą drużynę lokując się w jednym z kilku "narożników". Zważywszy na to że takich miejsc mamy kilka w danym sektorze mapy, atakujący niemal nie mają szans przebicia się do centralnego placu, na którym i tak nie ma osłon, więc zostaną tam wybici do nogi. Zdobywanie takich punktów to po prostu gehenna, kończąca się jedną wielką rzezią. Podczas jednej z rozgrywek ulokowałem się na dobrą minutę w takim punkcie grając postacią Żołnierza 76, wyposażonego w coś na kształt apteczki. Efekt? 11 zabójstw w mniej niż półtorej minuty. Tak to można sobie postrzelać do botów, ale w grze PvP wygląda to słabo.
Gadżety i pierdółki
Być może za dużo czasu spędziłem w Call of Duty i Battlefield, jednak lubię jak wraz z awansem postaci, dostaje użyteczne przedmioty. Overwatch bliżej do Team Fortress 2, zatem zbieramy tu wszelkiej maści skórki dla postaci, grafitii, okrzyki i tak dalej. Byłoby to nawet ciekawe, gdyby dać większą różnorodność. Wiele strojów różni się niemal tylko kolorem co w bitewnej zawierusze i tak ciężko zauważyć. W praktyce widzisz cel, bierzesz go na muszkę i prujesz serią. Zatem szybko zapominasz o tym, że twój bohater po efektownym skasowaniu przeciwnika wykrzyczy jakiś nieistotny frazes. Co prawda humoru w grze nie brak i z początku zwraca się na to uwagę, jednak po godzinie zapominamy nawet jakie "pozy zwycięstwa" przypisaliśmy naszym bohaterom.
Sam system przyznawania nagród jest zrobiony porządnie. Po awansie naszej postaci Battlenet, dostajemy paczkę z kilkoma nagrodami. Tam znajdziemy przypisane do poszczególnych bohaterów gadżety. Aby odblokować wszystko będzie trzeba się naprawdę napocić, gdyż w grze mamy 21 postaci, a każda ma w sumie 54 gadżety. Zatem fani tego typu zabawy powinni być usatysfakcjonowani.
Miłe dźwięki
Na ogromną pochwałę zasługuje polska lokalizacja, która brzmi fenomenalnie. Mimo ciągłego unikania zwiastunów polskojęzycznych, muszę przyznać, że CDP stanęło na wysokości zadania mocno podnosząc poprzeczkę rodzimej wersji. Każda z postaci brzmi rewelacyjnie, posiada sporo zabawnych tekstów (Smuga rządzi) i nawet w trakcie bitewnego zgiełku, jesteśmy wstanie odróżnić poszczególne komendy wykrzykiwane przez naszych towarzyszy. Dodawszy do tego odgłosy otoczenia oraz naprawdę miłą dla ucha muzykę, nasze uszy kąpią się w potoku miłych dźwięków. Z tego powodu Overwatch potrafi przyciągnąć na starcie i utrzymać gracza na długo w swym uścisku, dając mu lekką i nieskomplikowana rozrywkę.
Mieszane uczucia
Po tym czego doświadczyłem w otwartej becie, nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy nowe dziecko Blizzarda, jest przeznaczone dla mnie. Z pewnością osoby nie dysponujące zbyt dużą ilością wolnego czasu oraz młodsi gracze, będą się tu genialnie bawić. Co do reszty to naprawdę ciężko wróżyć. Gra jest dynamiczna, prosta oraz niestety bardzo wtórna. Mam nieodparte wrażenie, że spóźniła się ona jakie 5 lat z przybyciem na rynek. W 2011 czy nawet 2012 zrobiła by furorę, teraz zaś może polec na placu boju.
To co nie przekonuje mnie do sięgnięcia po ten tytuł to fakt, że mam w formacie Free2Play Team Fortress 2, które niczym nie ustępuje Overwatch, a w wielu miejscach wypada lepiej. Zaś Blizzard za swą nowość policzył aż 200 zł, co jest kwotą naprawdę nie małą dla przeciętnego Polaka. Zatem na razie mój portfel pozostanie w kieszeni, a gdy gra stanieje i będzie miała bogatszy content, wtedy może się zastanowię czy warto wydać na nią jakiekolwiek pieniądze.
Co cieszy:
* komiksowa, miła dla oka grafika
* udźwiękowienie i polski dubbing
* dynamika starć
* dużo gadżetów
* różnorodni bohaterowie
* sporo map
* szansa na mocny rozwój gry w przyszłości
Co budzi wątpliwość:
* cena to jakiś żart
* czuć wtórność względem konkurencji
* brak balansu map (obrońcy mają niebotyczną przewagę nad atakującymi)
* niektórzy bohaterowie są mało użyteczni, a inni zdecydowanie za silni
Komu polecam:
Niedzielnym graczom, fanom gier MOBA oraz ludziom lubiącym szybkie oraz lekkie strzelaniny.
Komu odradzam:
Weteranom FPS-ów, zarówno tych od CoD czy Battlefield, jak i fanom UT czy Quake.
Kolorowo, głośno i bez balansu
To czego nie można odmówić Overwatch to ślicznej, komiksowej grafiki, która jednocześnie nie obciąża drastycznie naszego komputera. Wymagania, jak na dzisiejsze standardy, nie są wysokie i gra śmigała niczym struś pędziwiatr, na moim kilkuletnim komputerze, w którym wymieniłem tylko kartę graficzną na GTX 750. Nic nie cięło, nic się nie zawieszało, wszelkie postacie, eksplozje czy obiekty wyglądały perfekcyjnie, co tylko potęgowało przyjemność z zabawy. Blizzard uniknął też problemów z połączeniem, co miało miejsce choćby przy Diablo 3. Ani razu nie natrafiłem na sytuację aby brakowało graczy, czy serwer długo się wczytywał, mimo pracującego w tle Frapsa, potrafiącego czasem spowalniać grę.
Mapy były bardzo różnorodne, podobnie jak postacie, które mogliśmy zmieniać w trakcie starcia, po zaliczeniu zgonu, o co nie trudno. Każda mapka miała swój specyficzny klimat, tło muzyczne oraz zupełnie inną budowę ścieżek, jednak w tym miejscu pojawił się pierwszy poważny błąd - kompletny brak balansu. Rozegrałem w sumie kilkadziesiąt meczy, przy czym każdy trwał od 5 do 10 minut i zawsze, ale to zawsze, niezależnie od tego jak mocno współpracowała moja drużyna, a przeciwna dawała ciała, broniący się wygrywali. Winą tego stanu rzeczy była bardzo słaba pozycja początkowa atakującej grupy, wystawionej z kilku miejsc na zmasowany ogień. Mamy tutaj do czynienia z sytuacją podobną do tej w Medal of Honor z 2010 roku, gdzie snajperzy swobodnie mogli ostrzeliwać miejsca respawnu oponenta.
W Overwatch problem polega na tym, że dwoje zawodników, może zablokować calutką, sześcioosobową wrogą drużynę lokując się w jednym z kilku "narożników". Zważywszy na to że takich miejsc mamy kilka w danym sektorze mapy, atakujący niemal nie mają szans przebicia się do centralnego placu, na którym i tak nie ma osłon, więc zostaną tam wybici do nogi. Zdobywanie takich punktów to po prostu gehenna, kończąca się jedną wielką rzezią. Podczas jednej z rozgrywek ulokowałem się na dobrą minutę w takim punkcie grając postacią Żołnierza 76, wyposażonego w coś na kształt apteczki. Efekt? 11 zabójstw w mniej niż półtorej minuty. Tak to można sobie postrzelać do botów, ale w grze PvP wygląda to słabo.
Gadżety i pierdółki
Być może za dużo czasu spędziłem w Call of Duty i Battlefield, jednak lubię jak wraz z awansem postaci, dostaje użyteczne przedmioty. Overwatch bliżej do Team Fortress 2, zatem zbieramy tu wszelkiej maści skórki dla postaci, grafitii, okrzyki i tak dalej. Byłoby to nawet ciekawe, gdyby dać większą różnorodność. Wiele strojów różni się niemal tylko kolorem co w bitewnej zawierusze i tak ciężko zauważyć. W praktyce widzisz cel, bierzesz go na muszkę i prujesz serią. Zatem szybko zapominasz o tym, że twój bohater po efektownym skasowaniu przeciwnika wykrzyczy jakiś nieistotny frazes. Co prawda humoru w grze nie brak i z początku zwraca się na to uwagę, jednak po godzinie zapominamy nawet jakie "pozy zwycięstwa" przypisaliśmy naszym bohaterom.
Sam system przyznawania nagród jest zrobiony porządnie. Po awansie naszej postaci Battlenet, dostajemy paczkę z kilkoma nagrodami. Tam znajdziemy przypisane do poszczególnych bohaterów gadżety. Aby odblokować wszystko będzie trzeba się naprawdę napocić, gdyż w grze mamy 21 postaci, a każda ma w sumie 54 gadżety. Zatem fani tego typu zabawy powinni być usatysfakcjonowani.
Miłe dźwięki
Na ogromną pochwałę zasługuje polska lokalizacja, która brzmi fenomenalnie. Mimo ciągłego unikania zwiastunów polskojęzycznych, muszę przyznać, że CDP stanęło na wysokości zadania mocno podnosząc poprzeczkę rodzimej wersji. Każda z postaci brzmi rewelacyjnie, posiada sporo zabawnych tekstów (Smuga rządzi) i nawet w trakcie bitewnego zgiełku, jesteśmy wstanie odróżnić poszczególne komendy wykrzykiwane przez naszych towarzyszy. Dodawszy do tego odgłosy otoczenia oraz naprawdę miłą dla ucha muzykę, nasze uszy kąpią się w potoku miłych dźwięków. Z tego powodu Overwatch potrafi przyciągnąć na starcie i utrzymać gracza na długo w swym uścisku, dając mu lekką i nieskomplikowana rozrywkę.
Mieszane uczucia
Po tym czego doświadczyłem w otwartej becie, nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy nowe dziecko Blizzarda, jest przeznaczone dla mnie. Z pewnością osoby nie dysponujące zbyt dużą ilością wolnego czasu oraz młodsi gracze, będą się tu genialnie bawić. Co do reszty to naprawdę ciężko wróżyć. Gra jest dynamiczna, prosta oraz niestety bardzo wtórna. Mam nieodparte wrażenie, że spóźniła się ona jakie 5 lat z przybyciem na rynek. W 2011 czy nawet 2012 zrobiła by furorę, teraz zaś może polec na placu boju.
To co nie przekonuje mnie do sięgnięcia po ten tytuł to fakt, że mam w formacie Free2Play Team Fortress 2, które niczym nie ustępuje Overwatch, a w wielu miejscach wypada lepiej. Zaś Blizzard za swą nowość policzył aż 200 zł, co jest kwotą naprawdę nie małą dla przeciętnego Polaka. Zatem na razie mój portfel pozostanie w kieszeni, a gdy gra stanieje i będzie miała bogatszy content, wtedy może się zastanowię czy warto wydać na nią jakiekolwiek pieniądze.
Co cieszy:
* komiksowa, miła dla oka grafika
* udźwiękowienie i polski dubbing
* dynamika starć
* dużo gadżetów
* różnorodni bohaterowie
* sporo map
* szansa na mocny rozwój gry w przyszłości
Co budzi wątpliwość:
* cena to jakiś żart
* czuć wtórność względem konkurencji
* brak balansu map (obrońcy mają niebotyczną przewagę nad atakującymi)
* niektórzy bohaterowie są mało użyteczni, a inni zdecydowanie za silni
Komu polecam:
Niedzielnym graczom, fanom gier MOBA oraz ludziom lubiącym szybkie oraz lekkie strzelaniny.
Komu odradzam:
Weteranom FPS-ów, zarówno tych od CoD czy Battlefield, jak i fanom UT czy Quake.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz