Trzeci tom serii Azymut, rzuca nas w odmęty wieczności i tego co się z nią kojarzy. Wojny, miłości oraz próby oszukania śmierci. Antropotamy Nihilu poruszają te trzy, bardzo ważne, zagadnienia w nieco odmienny sposób, obrazując za pomocą przesyconych magią obrazów, jak wiele zniszczenia i cierpienia jest człowiek wstanie wyzwolić aby dostąpić wieczności. Jednocześnie fabuła całej przygody zostaje mocno pchnięta do przodu, dając czytelnikowi odpowiedzi na kilka pytań. Z drugiej strony Lupano oraz Andreae nie byliby sobą, gdyby nie pozostawili swoich fanów z nową porcją zagadek, których rozwiązanie rysuje się bardzo mgliście.
Mania Ganza kupiła sobie stulecia młodości, niestety koszt okazał się ekstremalnie wysoki. Jej ulotna wieczność musi zostać okupiona śmiercią tysięcy innych istot, których lata życia przypadną jej. Świadoma kryzysu jaki rozpętała, a który już od dłuższego czasu tlił się w zarodku, postanawia zbiec na pustynię z garstką towarzyszy jacy przy niej pozostali. Tymczasem inni bohaterowie tej przygody - profesor Arystydes na pokładzie swego okrętu oraz major Orestes przemierzający piaski pustyni - starają się doprowadzić swoje sprawy do porządku, tym samym przywracając ład w świecie.
Wszystkie wymienione na wstępie wątki przetykają się z sobą, przez cały tom. W ten sposób obrazują ludzkie pojecie wieczności. Dla jednych to wieczna młodość, inni nazywają ją miłością, a ostatni pragną pokonać czas starając się zapisać swe czyny na kartach historii. Jednak każda z tych metod ma zapewnić jedno - wieczne życie. Niestety ludzie często potrafią posunąć się zbyt daleko aby osiągnąć swój cel. Niszczą, porywają oraz mordują w imię ulotnej, materialnej wieczności, w której chcą się zatracić. Liczą się tylko oni sami, reszta zaś ma się ugiąć lub zginąć.
Dostajemy też odpowiedź na pytanie co by się stało gdyby takowy, materialny dar otrzymać. Jak bardzo zmieniły by się istoty naturalnie śmiertelne, które nagle przestały się starzeć i odczuwać upływ czasu. Ich przyziemne cele oraz pragnienia stałyby się mało istotne, no bo zawsze będą miały czas aby zająć się nimi później. To pokazuje jak nam, istotom śmiertelny, ciągle brakuje tego cennego czasu, na osiągnięcie wszystkich zamierzonych planów. Z drugiej strony pozwala to o wiele bardziej rozkoszować się z tryumfu tego co ziściliśmy.
Trzeci tom serii zdradza nam po raz kolejny pewne sekrety Pożeracza Czasu oraz jego siedziby. Mamy z nią do czynienia już na pierwszej stronie komiksu, dokąd trafia metalowy ptak, na którego grzebiecie spoczywał podróżnik Quentin de la Perue. Przeglądając strony poświęcone temu miejscu oraz uważnie śledząc rozgrywki pomiędzy postaciami, jakie maja miejsce później, zaczynamy powoli rozumieć kim jest, a raczej czym, Pożeracz Czasu. Nie dostajemy klarownej odpowiedzi, a samo miejsce rodzi wiele pytań, jednak zaczynamy pojmować jego rolę w całym tym konflikcie walki ze śmiercią.
Jak wspomniałem na wstępie, twórcy Azymutu nie byliby sobą gdyby nie pozostawili czytelnika z masą pytań. Mimo udzielenia sporej ilości odpowiedzi, co wielokrotnie potrafi spowodować opad szczęki, finał na ostatniej karcie komiksu wprawia wręcz w osłupienie. Wszystkie wcześniejsze zagadki razem wzięte nie powodowały takiego szoku jak to co ujrzymy w Antropotamach Nihilu. Seria z każdym tomem podnosi poprzeczkę i wychodzi z tego pojedynku zwycięsko. Historia jest napisana rewelacyjnie - poważna, a zarazem z domieszką życiowego humoru - rysunki budują niezapomniany klimat, zaś postacie zapadają na długo w pamięci czytelnika. Jeśli jeszcze nie mieliście styczności z Azymutem, to najwyższy czas nadrobić zaległości i sięgnąć po ten cykl, gdyż śmiem twierdzić, że od czasu Hugo pióra Bernarda Dumont'a, nie mieliśmy do czynienia z tak dojrzałym widowiskiem baśniowego fantasy.
Ocena - 10!!/10
Mania Ganza kupiła sobie stulecia młodości, niestety koszt okazał się ekstremalnie wysoki. Jej ulotna wieczność musi zostać okupiona śmiercią tysięcy innych istot, których lata życia przypadną jej. Świadoma kryzysu jaki rozpętała, a który już od dłuższego czasu tlił się w zarodku, postanawia zbiec na pustynię z garstką towarzyszy jacy przy niej pozostali. Tymczasem inni bohaterowie tej przygody - profesor Arystydes na pokładzie swego okrętu oraz major Orestes przemierzający piaski pustyni - starają się doprowadzić swoje sprawy do porządku, tym samym przywracając ład w świecie.
Wszystkie wymienione na wstępie wątki przetykają się z sobą, przez cały tom. W ten sposób obrazują ludzkie pojecie wieczności. Dla jednych to wieczna młodość, inni nazywają ją miłością, a ostatni pragną pokonać czas starając się zapisać swe czyny na kartach historii. Jednak każda z tych metod ma zapewnić jedno - wieczne życie. Niestety ludzie często potrafią posunąć się zbyt daleko aby osiągnąć swój cel. Niszczą, porywają oraz mordują w imię ulotnej, materialnej wieczności, w której chcą się zatracić. Liczą się tylko oni sami, reszta zaś ma się ugiąć lub zginąć.
Dostajemy też odpowiedź na pytanie co by się stało gdyby takowy, materialny dar otrzymać. Jak bardzo zmieniły by się istoty naturalnie śmiertelne, które nagle przestały się starzeć i odczuwać upływ czasu. Ich przyziemne cele oraz pragnienia stałyby się mało istotne, no bo zawsze będą miały czas aby zająć się nimi później. To pokazuje jak nam, istotom śmiertelny, ciągle brakuje tego cennego czasu, na osiągnięcie wszystkich zamierzonych planów. Z drugiej strony pozwala to o wiele bardziej rozkoszować się z tryumfu tego co ziściliśmy.
Trzeci tom serii zdradza nam po raz kolejny pewne sekrety Pożeracza Czasu oraz jego siedziby. Mamy z nią do czynienia już na pierwszej stronie komiksu, dokąd trafia metalowy ptak, na którego grzebiecie spoczywał podróżnik Quentin de la Perue. Przeglądając strony poświęcone temu miejscu oraz uważnie śledząc rozgrywki pomiędzy postaciami, jakie maja miejsce później, zaczynamy powoli rozumieć kim jest, a raczej czym, Pożeracz Czasu. Nie dostajemy klarownej odpowiedzi, a samo miejsce rodzi wiele pytań, jednak zaczynamy pojmować jego rolę w całym tym konflikcie walki ze śmiercią.
Jak wspomniałem na wstępie, twórcy Azymutu nie byliby sobą gdyby nie pozostawili czytelnika z masą pytań. Mimo udzielenia sporej ilości odpowiedzi, co wielokrotnie potrafi spowodować opad szczęki, finał na ostatniej karcie komiksu wprawia wręcz w osłupienie. Wszystkie wcześniejsze zagadki razem wzięte nie powodowały takiego szoku jak to co ujrzymy w Antropotamach Nihilu. Seria z każdym tomem podnosi poprzeczkę i wychodzi z tego pojedynku zwycięsko. Historia jest napisana rewelacyjnie - poważna, a zarazem z domieszką życiowego humoru - rysunki budują niezapomniany klimat, zaś postacie zapadają na długo w pamięci czytelnika. Jeśli jeszcze nie mieliście styczności z Azymutem, to najwyższy czas nadrobić zaległości i sięgnąć po ten cykl, gdyż śmiem twierdzić, że od czasu Hugo pióra Bernarda Dumont'a, nie mieliśmy do czynienia z tak dojrzałym widowiskiem baśniowego fantasy.
Ocena - 10!!/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz