24 marca 2016

Rani #2: Rozbójniczka

Na półki polskich księgarni właśnie trafił drugi tom serii Rani. Młoda Jolanne, która podstępnie została niesłusznie oskarżona o zdradę, przez swego przyrodniego brata, musi stawić teraz czoła nowym wyzwaniom. Jej historia w poprzedniej części była ciekawa, ale ze wszystkich stron zalatywało wenezuelską telenowelą. Rozbójniczka niestety nie zmienia tego stanu rzeczy, ale też nie pogarsza. Van Hamme przy współpracy z Alcante jakby zdawali się lubować w tym nurcie, jednak, na szczęście dla czytelnika, robią to ciekawiej niż południowo amerykańska telewizja specjalizująca się w mydlanych operach.

Po szybkim procesie, Jolanne wraz z innym więźniem, zwany Czarnym Aniołem, jest transportowana do miejsca gdzie ma się odbyć jej egzekucja. Dziewczyna jednak ucieka, a pomaga jej w tym tajemniczy Irlandczyk, którego spotkała uprzednio jak wykupywał od jej brata plany lokacji francuskich wojsk. Niestety zdobyta wolność nie trwa długo, mężczyzna ginie, a dziewczyna ponownie trafia do więziennego transportu, z  którego zostaje ocalona przez rozbójników Czarnego Anioła. Jolanne nie mając dokąd pójść przystaje do grupy, w której szybko napotyka na rywalkę w osobie rudowłosej Marii. Nie zapomina jednak o swym przyrodnim bracie, Filipie, chcąc wyrównać z nim rachunki.

Tak jak poprzednio i tym razem scenariusz niczym nas nie zaskoczy. Po pierwszych dziesięciu stronach jesteśmy wstanie przewidzieć go niemal co do joty, a finał to istna kalka z opery mydlanej. Z jednej strony jest to strasznie frustrujące, jednak z drugiej, o dziwo, czyta się go bardzo przyjemnie. Ta klasyczna, stereotypowa i do bólu oklepana historia młodej kobiet, którą zdradzono, wręcz idealnie wpisuje się w burzliwy okres Francji za panowania Ludwika XV. Dodawszy do tego całą arystokratyczną otoczkę, gdzie seks, knowania i zdrada są na porządku dziennym w walce o władzę oraz wpływy, dostajemy całkiem zjadliwą telenowelę. Z drugiej strony miło by było, jakby autorzy scenariusza choć w jednym miejscu pokusili się o złamanie schematu i nadaniu historii nieco odmienny tor.

Jeśli idzie o postacie to na tym polu najciekawiej wypada główna bohaterka. Nadal mamy do czynienia z buntowniczą młódką, która dopiero co weszła w wiek dorosły, jednak dziewczyna zaczyna się uczyć życia. Nie jest już tą bezbronną gąską co uprzednio i walczy o swoje oraz uczy się władać bronią. Interesująco jest też przedstawiony wątek Filipa oraz Laury, która ma stać się niebawem jego żoną, a spędziła wcześniej wiele lat z Jolanne w klasztorze. Jeśli idzie zaś o innych bohaterów tego tomu, to porządnie odegrali swoją rolę i w sumie na tym koniec. Poza motywem, że niemal każda męska postać chce zaliczyć główna bohaterkę oraz chętnie jej pomagają, wplata się w całość wątek Marii, która jest kochanką Czarnego Anioła. Rudowłosa rozbójniczka od razu bierze na cel młodą Jolanne, a ich konflikt jest dość przewidywalny, co prowadzi do jedynego możliwego zakończenia. Ładnie to wygląda, ale i tak ma się wrażenie, że jest mocno naciągane w kilku miejscach.

Jeśli idzie o rysunek i prace Vallesa, to Rani nadal trzyma bardzo wysoki poziom. Boli jednak przedstawianie niektórych postaci. Czarny Anioł wygląda jak mocniej opalony Europejczyk, nie zaś Mulat, którego matka była murzynką, Jolanne mająca rzekomo osiemnaście lat przypomina niemal dwudziestopięciolatkę, a Maria jakby była grupo po trzydziestce. Choć wiek tej ostatniej nie jest podany, to z scenariusza wyraźnie wynika, że to kobieta o wiele młodsza. Oko cieszą natomiast plenery oraz scenografie, jak i ogólny ton utrzymujący klimat opowieści. Sprawia to, że chcemy czytać dalej i nie odwracamy wzroku, na widok kolejnej mydlanej sceny.

Rozbójniczka niczym mnie nie zaskoczyła, jednak też nie zniechęciła do dalszej lektury i porzucenia serii. Co prawda czytając podtytuły kolejnych tomów, których spis znajduje się na tyle okładki, boję się że w myślach udało mi się ułożyć cały scenariusz dla Rani, jednak w duchu liczę że Van Hamme w którymś miejscu złamie utarty schemat. Jeśli nie, to całość mocno straci na uroku, choć trzeba mieć nadzieję do samego końca. Z drugiej strony czasem warto sięgnąć po taką prostą mydlaną operę, gdyż ma ona w sobie pewien urok, a Rani doskonale wie jak wydobyć go na powierzchnię.

Ocena - 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz