Pośród wszelkiej maści dzieł fantasy, najmilej wspominam te z baśniowymi światami. Bardzo długo szukałem czegoś, co pozwoli mi zastąpić, choć w pewnym stopniu serię Hugo, do której po dziś dzień wracam. W pewnym stopniu udało się to Lasom Opalu, jednak dopiero teraz w moje ręce trafił prawdziwy następca - Azymut. Fantastyczne stworzenia, tajemnicze zagadki oraz powiązana z nimi zawiła intryga, to tylko niektóre elementy tego wspaniałego świata, wykreowanego przez dwójkę Francuzów, scenarzysty Wilfrida Lupano i rysownika Jean-Baptiste Andreae.
Pierwszy tom, zatytułowany Poszukiwacze zaginionego czasu, przybliża nam dziwny świat, który znajduje się gdzieś pośród milionów wymiarów. Istnieją w nim ludzie, Dziwoczki oraz biomechaniczne zwierzęta zwane chronoskrzydłymi. Jednak największym skarbem, jak i zagadką, jest struktura upływu i roli czasu w tym dziwnym świecie, a badaniem tego zjawiska zajmuje się wiele osób. Snuta historia, zaczyna się na wiele lat przed głównymi wydarzeniami opisanymi w tym albumie. Skromny naukowiec i jego syn Arystydes natrafiają na bardzo rzadkiego ptaka o nazwie Dawnotemu Wielka, który znosi swoje ostatnie w życiu jajo. Wedle różnych pogłosek zapewnia ono, w jakiś sposób, wieczne życie. Naukowiec zdobywa jajo, jednak spada w przepaść, gdy pęka pod nim gałąź. Mijają lata i Arystydes, już jako sędziwy człowiek, na pokładzie swego statku-laboratorium, bada zjawiska związane z czasem. Jednocześnie kilka miesięcy wcześniej w tajemniczych okolicznościach znika Biegun Północny, co sprawia że wszelkie kompasy stają się bezużyteczne, gdyż codziennie wskazują północ w innym miejscu. Zdarzenie to bardzo komplikuje życie mieszkańców wszystkich krain oraz zamieszkujących je zwierząt. Jednak to dopiero początek dziwnych i niewyjaśnionych wydarzeń, jakie mają miejsce w tym świecie.
Pierwszą zaletą komiksu jest wielowątkowość, przy czym wszystkie wydarzenia są w jakiś sposób z sobą powiązane. Dzięki temu poznajemy duży wachlarz postaci, bardzo różnorodnych, które w normalnych okolicznościach by się nie spotkały gdyby nie główna bohaterka, widniejąca na okładce. Jest to jedna z najbardziej zagadkowych osób, jakie spotkamy w tym i tak bardzo specyficznym świecie. Niby w trakcie całego albumu dowiadujemy się o niej sporo, ale ostatecznie dociera do nas, że w praktyce nie wiemy nic. Kim jest, skąd pochodzi, jakie są jej zamiary. Do tego ciągle przewija się sprawa zniknięcia Bieguna Północnego, co dla naukowców tego świata wydaje się być zwyczajnie absurdalne, a mimo to, tak właśnie się stało.
Tu pojawia się kolejny plus pracy Lupano-Andreae. Mimo, że mamy do czynienia z światem fantastycznym, gdzie istnieją przedziwne zjawiska, to dominuje w nim logika. Dlatego utrata Bieguna Północnego wprowadza tyle chaosu. Na pierwszych kartach Poszukiwaczy zaginionego czasu, poznajemy dwie ważne postacie - hrabiego Quentina de la Perue oraz artystę, malarza Eugeniusza. Natrafiamy na nich, gdy hrabia opisuje w dzienniku ich wyprawę morską, która w praktyce zakończyła się klęską, gdyż nie udało im się znaleźć nowego lądu. Wszystko za sprawą zniknięcia Bieguna Północnego. Perue nie umie wręcz pojąć jak doszło do tak tragicznego wydarzenia i nie znajduje, jak zresztą nikt w królestwie, logicznego wyjaśnienia tego zjawiska.
Bardzo ciekawym punktem w tym uniwersum są Dziwoczki. Jest to rasa tajemniczych stworzeń, które wykluwają się z jaj składanych przez Klepsydrawie, ptaki z rodzaju chronoskrzydłych. O ich istnieniu czytelnik dowiaduje się już na pierwszej karcie albumu, będącej niejako wycinkiem z encyklopedii zoologicznej. Jest to bardzo ciekawy, zarówno od strony graficznej jak i fabularnej, akcent, umiejętnie wprowadzający czytelnika do świata Azymutu. Same Dziwoczki, rodzą się od razu jako dojrzałe osobniki i mogą przypominać humanoidalną wersję zwierzęcia lub przedmiotu. Może być to królik, prosię czy kukiełka albo chodzący piec. W każdym razie nie pełnią oni roli pospolitych służących, jak to zwykle bywa w tego typu światach. Posiadają prawa na równi z ludźmi i nie rzadko piastują wysokie stanowiska, na przykład w sądzie lub jako pomocnicy naukowców albo nawet sami występują w tej roli. Istoty te są powszechnie znane, jednak nic nie wskazuje, ze dominują w świecie Azymutu. Nie do końca też wiadomo jak w ogóle powstają i skąd się biorą Klepsydrawie, skoro z ich jaj wykluwają się jedynie Dziwoczki.
Jednak liczba unikalnych zwierząt zamieszkujących krainy Azymutu, jest naprawdę przeolbrzymia. Ważki zatrzymujące odbicia w wodzie, pszczoły wytwarzające cudowny miód czy muchy potrafiące doprowadzić człowieka do stanu wegetacji. To tylko kilka okazów chronoskrzydłych opisanych na pierwszej karcie komiksu. W trakcie lektury poznajemy natomiast o wiele dziwniejsze i bardziej fantazyjne stworzenia, będące zarówno zwierzętami, jak i obywatelami różnych krain tego uniwersum.
W tym miejscu należy wspomnieć o genialnej kresce Andreae, który świetnie uchwycił specyfikę Azymutu. Rysunki są bardzo barwne, plansze przejrzyste, a jednocześnie na każdym kroku widzimy groteskowość wielu postaci. W tym świecie są jednak one w pełni normalne i u czytelnika nie budzą one żadnego zdziwienia. Zwyczajnie pasują do krain Azymutu i wydaje się być całkowicie uzasadnione występowanie takich istot w przyrodzie. Dodatkowo plansze zawierają pełno dynamicznych scen, co współgra z szybko rozwijającym się scenariuszem oraz występującym miejscami czarnym humorem.
Pierwszy tom serii Azymut, zwyczajnie mnie oczarował. Fabuła, mimo że prosta, była kompletnie nieprzewidywalna, co zapewne sprawiła również wielowątkowość scenariusza. Do tego finał tego albumu spowodował u mnie opad szczęki, która z głośnym hukiem uderzyła o ziemię i długo nie mogła wrócić na swoje miejsce. Po zakończonej lekturze miałem kilka odpowiedzi i górę nurtujących mnie pytań, co sprawiło że od razu chciałem sięgnąć po następny tom serii. Świat tutaj przedstawiony jest unikalny z wielu powodów. Historia wciąga i miejmy nadzieję, że utrzyma tak wysoki poziom z jakim zaczęła swą opowieść. Z pewnością będzie to wyzwanie, jednak Lupano z pewnością mu podoła. Polecam zatem sięgnąć po tą serię, jeśli jest się miłośnikiem fantasy, jednak sądzę, że zwykły czytelnik, nie parający się na co dzień tym gatunkiem, również doceni kunszt pracy francuskiego duetu.
Ocena - 10/10
Pierwszy tom, zatytułowany Poszukiwacze zaginionego czasu, przybliża nam dziwny świat, który znajduje się gdzieś pośród milionów wymiarów. Istnieją w nim ludzie, Dziwoczki oraz biomechaniczne zwierzęta zwane chronoskrzydłymi. Jednak największym skarbem, jak i zagadką, jest struktura upływu i roli czasu w tym dziwnym świecie, a badaniem tego zjawiska zajmuje się wiele osób. Snuta historia, zaczyna się na wiele lat przed głównymi wydarzeniami opisanymi w tym albumie. Skromny naukowiec i jego syn Arystydes natrafiają na bardzo rzadkiego ptaka o nazwie Dawnotemu Wielka, który znosi swoje ostatnie w życiu jajo. Wedle różnych pogłosek zapewnia ono, w jakiś sposób, wieczne życie. Naukowiec zdobywa jajo, jednak spada w przepaść, gdy pęka pod nim gałąź. Mijają lata i Arystydes, już jako sędziwy człowiek, na pokładzie swego statku-laboratorium, bada zjawiska związane z czasem. Jednocześnie kilka miesięcy wcześniej w tajemniczych okolicznościach znika Biegun Północny, co sprawia że wszelkie kompasy stają się bezużyteczne, gdyż codziennie wskazują północ w innym miejscu. Zdarzenie to bardzo komplikuje życie mieszkańców wszystkich krain oraz zamieszkujących je zwierząt. Jednak to dopiero początek dziwnych i niewyjaśnionych wydarzeń, jakie mają miejsce w tym świecie.
Pierwszą zaletą komiksu jest wielowątkowość, przy czym wszystkie wydarzenia są w jakiś sposób z sobą powiązane. Dzięki temu poznajemy duży wachlarz postaci, bardzo różnorodnych, które w normalnych okolicznościach by się nie spotkały gdyby nie główna bohaterka, widniejąca na okładce. Jest to jedna z najbardziej zagadkowych osób, jakie spotkamy w tym i tak bardzo specyficznym świecie. Niby w trakcie całego albumu dowiadujemy się o niej sporo, ale ostatecznie dociera do nas, że w praktyce nie wiemy nic. Kim jest, skąd pochodzi, jakie są jej zamiary. Do tego ciągle przewija się sprawa zniknięcia Bieguna Północnego, co dla naukowców tego świata wydaje się być zwyczajnie absurdalne, a mimo to, tak właśnie się stało.
Tu pojawia się kolejny plus pracy Lupano-Andreae. Mimo, że mamy do czynienia z światem fantastycznym, gdzie istnieją przedziwne zjawiska, to dominuje w nim logika. Dlatego utrata Bieguna Północnego wprowadza tyle chaosu. Na pierwszych kartach Poszukiwaczy zaginionego czasu, poznajemy dwie ważne postacie - hrabiego Quentina de la Perue oraz artystę, malarza Eugeniusza. Natrafiamy na nich, gdy hrabia opisuje w dzienniku ich wyprawę morską, która w praktyce zakończyła się klęską, gdyż nie udało im się znaleźć nowego lądu. Wszystko za sprawą zniknięcia Bieguna Północnego. Perue nie umie wręcz pojąć jak doszło do tak tragicznego wydarzenia i nie znajduje, jak zresztą nikt w królestwie, logicznego wyjaśnienia tego zjawiska.
Bardzo ciekawym punktem w tym uniwersum są Dziwoczki. Jest to rasa tajemniczych stworzeń, które wykluwają się z jaj składanych przez Klepsydrawie, ptaki z rodzaju chronoskrzydłych. O ich istnieniu czytelnik dowiaduje się już na pierwszej karcie albumu, będącej niejako wycinkiem z encyklopedii zoologicznej. Jest to bardzo ciekawy, zarówno od strony graficznej jak i fabularnej, akcent, umiejętnie wprowadzający czytelnika do świata Azymutu. Same Dziwoczki, rodzą się od razu jako dojrzałe osobniki i mogą przypominać humanoidalną wersję zwierzęcia lub przedmiotu. Może być to królik, prosię czy kukiełka albo chodzący piec. W każdym razie nie pełnią oni roli pospolitych służących, jak to zwykle bywa w tego typu światach. Posiadają prawa na równi z ludźmi i nie rzadko piastują wysokie stanowiska, na przykład w sądzie lub jako pomocnicy naukowców albo nawet sami występują w tej roli. Istoty te są powszechnie znane, jednak nic nie wskazuje, ze dominują w świecie Azymutu. Nie do końca też wiadomo jak w ogóle powstają i skąd się biorą Klepsydrawie, skoro z ich jaj wykluwają się jedynie Dziwoczki.
Jednak liczba unikalnych zwierząt zamieszkujących krainy Azymutu, jest naprawdę przeolbrzymia. Ważki zatrzymujące odbicia w wodzie, pszczoły wytwarzające cudowny miód czy muchy potrafiące doprowadzić człowieka do stanu wegetacji. To tylko kilka okazów chronoskrzydłych opisanych na pierwszej karcie komiksu. W trakcie lektury poznajemy natomiast o wiele dziwniejsze i bardziej fantazyjne stworzenia, będące zarówno zwierzętami, jak i obywatelami różnych krain tego uniwersum.
W tym miejscu należy wspomnieć o genialnej kresce Andreae, który świetnie uchwycił specyfikę Azymutu. Rysunki są bardzo barwne, plansze przejrzyste, a jednocześnie na każdym kroku widzimy groteskowość wielu postaci. W tym świecie są jednak one w pełni normalne i u czytelnika nie budzą one żadnego zdziwienia. Zwyczajnie pasują do krain Azymutu i wydaje się być całkowicie uzasadnione występowanie takich istot w przyrodzie. Dodatkowo plansze zawierają pełno dynamicznych scen, co współgra z szybko rozwijającym się scenariuszem oraz występującym miejscami czarnym humorem.
Pierwszy tom serii Azymut, zwyczajnie mnie oczarował. Fabuła, mimo że prosta, była kompletnie nieprzewidywalna, co zapewne sprawiła również wielowątkowość scenariusza. Do tego finał tego albumu spowodował u mnie opad szczęki, która z głośnym hukiem uderzyła o ziemię i długo nie mogła wrócić na swoje miejsce. Po zakończonej lekturze miałem kilka odpowiedzi i górę nurtujących mnie pytań, co sprawiło że od razu chciałem sięgnąć po następny tom serii. Świat tutaj przedstawiony jest unikalny z wielu powodów. Historia wciąga i miejmy nadzieję, że utrzyma tak wysoki poziom z jakim zaczęła swą opowieść. Z pewnością będzie to wyzwanie, jednak Lupano z pewnością mu podoła. Polecam zatem sięgnąć po tą serię, jeśli jest się miłośnikiem fantasy, jednak sądzę, że zwykły czytelnik, nie parający się na co dzień tym gatunkiem, również doceni kunszt pracy francuskiego duetu.
Ocena - 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz