10 lipca 2014

Obcy z głębin

Koniec lat 80-tych i początek 90-tych XX wieku to wysyp wielu, bardzo udanych, produkcji kina grozy, science fiction i kryminałów klasy B. Miłośnicy lekkiego kina, które nie jest usiane tandetą komputerową, tak mocno bijącą z współczesnych produkcji, zapewne nieraz wracają do filmów z końca zeszłego stulecia. Pośród nich, jedną z wielu pereł, jest Obcy z głębin, znany szerzej jako DeepStar Six. Dzieło reżysera i twórcy legendarnego Piątku 13-tego oraz producent wielu filmów kina grozy, w tym niezbyt udanego remaku swego dzieła oraz bardzo dobrego odświeżenia Ostatniego domu po lewej. W 1989 stworzył historię, która przeszła do kanonów podwodnego kina grozy. Nie mamy tu jednak do czynienia z znanym nam drapieżnikiem, jak to było w Szczękach, a z mitycznym stworzeniem, o którego istnieniu nikt nie wiedział. Obcy z głębin to historia opowiadająca o tym jak człowiek lekceważąco podchodzi do natury, a ta mści się za to wyjątkowo brutalnie

Fabuła filmu rozgrywa się na podwodnej stacji badawczej, która została zbudowana z ramienia marynarki wojennej USA. Zostaje do niej wysłany okręt podwodny DeepStar Six, który ma przygotować miejsce na kolejną placówkę, znajdującą się koło podwodnych wyrzutni rakiet balistycznych. Podczas rutynowego wyburzania nierówności na placu budowy, załoga odkrywa wejście do olbrzymiej podmorskiej groty. Postanawiają zbadać jej wnętrze, tym samym budząc uśpioną tam od wieków bestię, która z furią rusza na polowanie.

Scenariusz nie wygląda na jakiś oszałamiający, ale posiada sporo ciekawych zwrotów akcji, które nie zawsze można przewidzieć. Dzięki temu Obcy z głębin wybija się na tle innych filmów grozy klasy B. Należy też zwrócić uwagę na dobrze napisane dialogi, stosunkowo okrojoną z idiotyzmów fabułę i przestrzegania praw fizyki, choćby sprawy dekompresji czy ciśnienia pod wodą. Główny antagonista też jest sensownie skonstruowany i nie mamy tutaj do czynienia z jakąś nierealną maszkarą, a stworem mogącym faktycznie zamieszkiwać głębiny. Ten ostatni element najbardziej przykuwa uwagę widza. Choć finał jest troszkę przekombinowany na tym polu, co jednak nie psuje jakoś końcowego efektu.

Na pochwałę zasługują też aktorzy. Szczególnie Matt McCoy, który zagrał chyba najlepiej z całej załogi. Jednak możemy tutaj ujrzeć też takie gwiazdy kina XX wieku, jak Elya Baskin, bardzo charakterystycznego aktora drugoplanowego, który trzy lata wcześniej zabłysł rolą brata Severinusa w Imieniu róży. Widać że wszyscy włożyli w swoją pracę dużo wysiłku, a ten nie został zmarnowany, gdyż dzięki temu film ogląda się bardzo przyjemnie.

Od strony technicznej też mamy całkiem solidne dzieło, choć miejscami zgrzyta i widać powtarzające się ujęcia podwodne. Budżet filmu jednak nie pozwolił na osiągnięcie doskonałości, jak to mamy w Szczekach, ale jak na kino klasy B jest bardzo dobrze. Najbardziej cieszy sylwetka samego potwora oraz konstrukcja podwodnej bazy. Nieco gorzej wypadają scenografie "podwodne", gdzie widać wyraźnie że widz ma do czynienia z makietami.

Obcy z głębin, w moim odczuciu, przetrwał próbę czasu, choć było to zadanie naprawdę trudne. Przy takich legendach jak Coś, Obcy, ósmy pasażer Nostromo czy Szczęki, które mogą poszczycić się większym budżetem zapewniającym im ponadczasowe efekty specjalne oraz genialny scenariusz, film reżysera Piątku 13-tego, dał radę. Utrzymał się na fali, mimo przytłaczającej konkurencji i w swoim gronie wybił się ponad inne produkcje klasy B. Marzę, że kiedyś ktoś weźmie i stworzy udany remake Obcego z głębin, wykorzystując obecne zdobycze technologii cyfrowej, tak jak to jest z wieloma innymi produkcjami. Większość chyba jednak zapomniała o DeepStar Six i jego załodze, pozostawiając ich samotnie na placu boju. Na szczęście koneserzy kina grozy pamiętają i dzięki nim ten statek nigdy nie zatonie.

Ocena - 8/10

Gatunek:Horror, Sience Fiction
Produkcja: USA
Czas trwania: 105 min
Premiera: 13 stycznia 1989
Polski dystrybutor: Vision