Zawsze na równi lubiłem uniwersum Star Treka i Star Wars. To pierwsze było dla mnie czymś na kształt naukowego science fiction, z trochę przesadną wizją pokoju szerzoną przez Federację, ale za to z ciekawymi postaciami. To drugie stanowiło czystą, nie skażoną intelektem rozrywkę, mającą tylko bawić bez konieczności używania mózgu. I ta tendencja pozostała po dziś dzień, choć Star wars wyraźnie podupadł. Tymczasem nowe filmy i seriale spod szyldu Star Trek coraz bardziej mi się podobają, a ten o Jean-Lucu Picardzie jest jednym z nich.
Nieraz słyszałem dywagacje, na temat tego, który kapitan Gwiezdnej Floty jest lepszy i ciekawszy. Kirk czy Picard. Dla mnie zawsze był to Picard. Po prostu kocham Patricka Stewarta, który fenomenalnie wcielił się w tą rolę. Dlatego bardzo ucieszyła mnie wieść o powstaniu serialu poświęconej głównie jego postaci. Tym razem już jako admirała floty Federacji.
Komiks jest typowym wprowadzeniem do wydarzeń, które rozgrywają się w wyżej wspomnianym serialu. I muszę przyznać robi to bardzo umiejętnie. Naprawdę miałem wrażenie, jakbym był przed ekranem i oglądał te wszystkie wydarzeni. W głowie wręcz słyszałem głos Stewarta, szczególnie czytając zapisy z dziennika admiralskiego. Klimat jest niesamowity i przywodził mi we wspomnieniach dawne odcinki Star Treka z udziałem Picarda jako kapitana Enterprise.
Fabuła jest oczywiście prosta i orbituje wokoło konfliktu Federacji z Imperium Romulan, któremu grozi zagłada z powodu supernowej. To tykająca bomba, a sojusz pomiędzy obydwoma frakcjami jest niezwykle kruchy. Więcej z fabuły zdradzać nie chcę bo to jakby przedstawić najlepsze smaczki z pojedynczego odcinka. W każdym razie warto sięgnąć po komiks jeśli lubicie Picarda i jego starą ekipę. Natomiast po lekturze polecam od razu sięgnąć po serial, bo zwyczajnie warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz