14 lutego 2019

Pajęczym Okiem #8: Dlaczego nie lubię współczesnego feminizmu

Dziś święto zakochanych, skomercjalizowane i przesłodzone do szpiku kości. Nie żebym go nie obchodził, choć wraz z moją żoną spędzamy je dużo spokojniej niż kiedyś. Osobiście nigdy nie przepadałem za tym świętem, bo w zasadzie do czasu poznania mojej Marty, byłem sam. Jednak dziś mam zamiar włożyć kij w mrowisko i powiedzieć coś o pewnej grupie kobiet, która nieraz jedzie po Walentynkach, jako samczym wymyśle mającym zniewolić kobiety. Serio, wiele razy słyszałem ten tekst. Tak, mowa o współczesnych feministkach, ale nie tej małej grupce normalnych pań, wywodzących się z sufrażystek, a rozwrzeszczanej bandzie piętnującej.... kobiety. Owszem, dobrze czytacie, kobiety, bowiem to płci nadobnej, w mojej opinii, obrywa się tutaj najmocniej, co jest swego rodzaju paradoksem. 

ZATEM BĘDZIE MOCNO I DOSADNIE. CZUJCIE SIĘ OSTRZEŻONE :P

Na wstępie zaznaczę bardzo istotną kwestię. Popieram równouprawnienie, które w mojej opinii występuje dość powszechnie. Niemniej, mam tutaj na myśli definicję tego słowa, a brzmi ona:
* Równouprawnienie - jest to prawna równość różnych podmiotów prawnych w ramach określonego systemu prawnego. 
I tutaj rodzi się podstawowy problem, gdyż większość ugrupowań feministycznych nie rozumie tej definicji. Dajmy przykład - ktoś chce być policjantem, więc musi skończyć odpowiednia szkołę. Każdy może złożyć papiery, bowiem prawo mu na to pozwala. Nie ma znaczenia jakiej jest płci, rasy, wyznania itp. Niemniej każdy musi też przejść wstępny egzamin psychologiczny oraz sprawnościowy. Jeśli go obleje, odpada, bowiem w świetle wymogów prawnych, jego wyniki są niewystarczające, aby mógł sprawować zawód policjanta. Taka osoba może zatem podjąć pracę nad sobą, spróbować pokonać przeszkody i podjąć ponowną próbę zdania egzaminów. Tymczasem feministki ŻĄDAJĄ, aby przyjęto pewną grupę osób, niezależnie od wyników ich wstępnych egzaminów. I to jest problem.

Wychodzi zatem na to, że współczesny feminizm, przynajmniej ten głośny oraz popierany przez wszelkiej maści celebrytki, nie walczy o równość wobec prawa, a pozyskanie przywilejów dla pewnej grupy, w tym wypadku kobiet. Jednocześnie ta sama organizacja gnoi po całości kobiety, które np. pracują jako modelki prezentujące gry, samochody lub inną rozrywkę, gdzie targetem są głównie mężczyźni. O ironio bycie modelką wybiegową pracującą dla dużej marki, jest dobre, ale bycie już modelką na targach growych, to uprzedmiotowienie. Poważnie, to jest tak pokurwione, że hipokryzja przechodzi na tym poziomie w surrealizm. 


Widać zresztą to na każdym kroku, gdzie feministki żądają, aby w konkretnym sektorze lub na konkretnych stanowiskach zatrudniono tyle i tyle kobiet. W takim wypadku nie mają znaczenia wyniki, a jedynie pochodzenie. To tak jakby żądać aby w tęczy znalazł się kolor czarny, bo urazi to "mniejszość". Absurd. W tym momencie wchodzi na plan drugi powód, przez który nie lubię feministek - agresja. Jeśli jakaś grupa, firma, organizator imprezy, polityk, nie spełni ich żądań, to lecą w ich kierunku tak sążniste wyzwiska, że rozmowa żuli pod monopolowym staje się wręcz wysublimowaną poezją. Zresztą nieraz sama deklaracja żądania jest już przesycona jadem do tego stopnia, że powaliłaby wieloryba gdyby ten drasną się kartką. W obliczu takiego roszczenia, ciężko traktować tego typu osoby, jako stabilne emocjonalnie, a jakakolwiek próba konwersacji z nimi w praktyce przeradza się w bycie obrzucanym inwektywami. Nie ma tutaj znaczenia czy jest się kobietą lub mężczyzną, bowiem jeśli nie jesteś z feministkami to jesteś wrogiem.

Taki obrazek nie sprzyja przychylnemu spojrzeniu na wspomnianą grupę i w ogóle chęci podjęcia z nimi retoryki. Bo wiemy, że tej nie będzie. Wystarczy spojrzeć na Czarne Protesty, gdzie jest od groma transparentów pokroju" Mam Cipkę", "Macice Wyklęte" czy "Klecho, ja ci pod spódnicę nie zaglądam". Zgadzam się, że politycy, fanatycy religijni oraz pewne agresywne grupy konserwatywne dolewają oliwy do ognia, ale w tym wypadku ruch feministyczny NICZYM się od nich nie różni. Ich "retoryka" jest dokładnie taka sama. W takiej sytuacji normalny człowiek pragnie tylko odciąć się od tego rozwrzeszczanego motłochu, zajmując się swoim życiem i nie słuchając, jakim to jest uprzedmiotowionym degeneratem, bo nie zgadza się z "jedyną słuszną racją" któregoś z obozów. 


W tym momencie przechodzimy do trzeciego, ostatniego punktu, który sprawia, że ugrupowania feministyczne uznaję za fanatycznego raka. Mianowicie gnojenie kobiet tylko za to, że o siebie dbają i chcą podobać się mężczyznom oraz często innym kobietom, konkurując z nimi o względy płci przeciwnej. Serio, to jest naturalne i występuje też u mężczyzn, co widać na każdym kroku. Chcemy się podobać innym, bo wtedy czujemy się pewniejsi i bardziej dowartościowani. Dlatego gdy ktoś nam zarzuca bycie przedmiotem, dlatego że dbamy o swoje ciało oraz wygląd, a jednocześnie taki krzykacz wygląda jak strach na wróble, to zakrawa to o chorobę psychiczną.

Jestem facetem i uwielbiam, jak kobieta ze mną flirtuje. Moja żona robi tak codziennie i dlatego ją kocham. W ten sposób ma w zasadzie nade mną władzę, wie że jest dla mnie najważniejsza, ale nie oburza się gdy spojrzę na inną kobietę, która przykuje na chwilę mój wzrok. Tymczasem feministka potrafi w takiej sytuacji wydrapać facetowi oczy i nawrzucać wyzwiskami, bo spojrzał na inną. Zatem czy feminizm jest potrzebny? W mojej opinii tak, ale w jego zdrowej formie, gdzie walczy się o równe szanse, nie zaś wymusza określone wyniki. Oczywiście mam na myśli równe szanse wobec obowiązującego prawa, nie zaś przekształcanie go w karykaturę, aby uzyskać zamierzony cel. 

Na sieci krąży wiele materiałów poświęconych temu zagadnieniu, więc widzę, że nie jestem osamotniony w moim postrzeganiu feminizmu. Osobiście polecam krótki, ale bardzo treściwy materiał z kanału "Wojna Idei", który możecie znaleźć TUTAJ. Podpisuję się pod nim wszystkimi kończynami. Zatem moje drogie panie - bądźcie sobą. Flirtujcie z nami, urzekajcie nas, pracujcie nad sobą i cieszcie się waszą władzą nad nami. Zaś panowie - szanujmy kobiety, bo bez nich świat byłby smutny :) Nawet w grach :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz