Wiele razy natrafiałem na głosy krytykujące nowe przygody Smerfów. Głównie twierdzono w nich, ze to już nie to samo co za czasów Peyo, który zmarł w 1992 roku, że jego syn nie ma już tej smykałki co ojciec i nowi twórcy przemycają do serii za dużo "nowoczesnych" poglądów. Nie wiem jak wam, ale mi się ta "nowoczesność" naprawdę podoba. Czemu? Bo porusza wartościowe tematy, o których nieraz mówi się w sposób wypaczony lub zbyt mocno podszyty politycznymi utarczkami. Tymczasem najnowszy album Smerfów, osobiście uważam za jeden z najlepszych jakie kiedykolwiek powstały. Dlaczego? Bo właśnie mówi o rzeczach ważnych i nie boi się nazywać złych zachowań po imieniu.
Jak wiecie, a może i nie jeśli nie jesteście fanami niebieskich skrzatów, Smerfetkę stworzył Gargamel. Nie od razy była blond pięknością. O nie. Taką uczynił ją po czasie Papa Smerf, co ostatecznie przyczyniło się do serii komplikacji w wiosce. Wszystkie te perypetie możecie przeczytać w albumie zatytułowanym "Smerfetka" który kilka miesięcy temu miał swoje wznowienie. Natomiast obecny tom jest tegorocznym dziełem cudownie do uzupełniającym losy naszej bohaterki.
Otóż od momentu gdy Smerfetka stała się piękna, większość smerfów traktuje ją z przesadną uprzejmością. Wydaje im się, ze są troskliwi, opiekuńczy - no sami dżentelmeni. Tymczasem jest inaczej, bowiem dziewczyna czuje się jak marionetka. Ma dość obsypywania ją kwiatami, traktowania niczym drogocenny posąg, na który stale trzeba chuchać, dmuchać i trzymać pod kloszem. Chcę pokazać innym Smerfom, że jest w pełni wartościowym członkiem społeczności. Potrafi ciężko pracować, ma kreatywne pomysły i nie boi się ubrudzić gdy sytuacja tego wymaga. I tutaj z pomocą przychodzi ponownie pomysłowy Papa Smerf.
Cała historia nie oznacza, że Smerfetka nie lubi być adorowana czy obdarowywana kwiatami. Nadal jest kobieta pełną uczuć oraz troski. Jednak potrafi tez znacznie więcej. Umie samodzielnie myśleć, chce być samodzielna, a nie w pełni zależna od reszty mieszkańców wioski. Jest po prostu zwykłym Smerfem, takim jak reszta, choć z pozoru wydaje się to niektórym dziwne. Mamy tutaj piękne oddanie naszych społecznych przywar, gdzie łatwo szufladkujemy ludzi. Nie tylko kobiety, ale też dzieci, starców czy nawet mężczyzn, w zależności od ich postury lub zainteresowań. Czemu? Bo to wygodne, ale też w dużym stopniu wypływa z relacji społecznych jakie funkcjonowały przez stulecia. Tak naprawdę od połowy XX wieku zaczęło się to gwałtownie zmieniać, choć pierwsze zauważalne przemiany miały miejsce już choćby w średniowieczu. Dotyczyło to jednak głównie ludzi zamożnych, a nie "zwykłych".
Tak, "Mama Smerfetka" to dla mnie genialny komiks. Idealnie oddaje charakter obecnych przemian społecznych i pokazuje jakie role poszczególnym osobom odgórnie narzucano w przeszłości. Przed nami jeszcze daleka droga, aby wiele spraw się unormowało. Tak było zawsze i tak będzie w przyszłości z tematami, które na razie są nam obce. Osobiście uważam, że każdy powinien choć raz przeczytać ten komiks. Może spojrzy na swoje otoczenie inaczej. Oczywiście jeśli zrozumie jego przekaz :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz