10 grudnia 2020

Dlaczego nie kupuję nowych gier :)

Dziś nastąpił dzień, tak długo wyczekiwany przez wielu graczy. Otóż po wielu opóźnieniach, tajemniczych postach pokroju "Beep" i wielokrotnym przekładaniu premiery w końcu dostaliśmy w swoje ręce Cyberpunk 2077. A przynajmniej dostali ci, którzy zakupili grę przed premierą lub w trakcie jej premiery. Tak się składa, że ja się do tych osób nie zaliczam. Czemu? Mimo, że kocham serię Deus Ex oraz CD Projekt RED ma u mnie ogromny kredyt zaufania, nie zdecydowałem się na zakup nawet podstawowej wersji. Wolę poczekać, a powodów tego stanu rzeczy jest kilka i w tym materiale je wam przedstawię.

SŁOWEM WSTĘPU, CZYLI DLACZEGO CZEKAM NA GRY

Zanim zacznę moją wyliczankę powinienem zaznaczyć kilka rzeczy. Dość istotnych jak mi się zdaje. Jestem graczem z 25 letnim stażem. Zdecydowanie preferuję gry fabularne i singlowe nad multi oraz kocham na równi światy fantasy jak i cyberpunkowe. Dlatego z niecierpliwością wypatrywałem takich tytułów, jak Baldur's Gate 3, Diablo 3, Fallout 4 czy Cyberpunk 2077. Jednak żadnej z tych gier nie kupiłem w jej okresie premierowym. BA! Fallout 4 nadal nie nabyłem, choć zapewne zrobię to w przyszłym roku, a Diablo 3 kupiłem dopiero kilka miesięcy po oficjalnej premierze. I nie chodzi o to, że sknerzę, bo gdy wyszły dodatki do Guild Wars 2, to kupiłem je bez namysłu. To też nie jest tak, że kompletnie nie interesują mnie nowe gry. Interesują. I to bardzo. Tyle tylko, że często są bardzo... niedokończone.

1. Bugi i niedoróbki
Cztery lata temu na kanale TVGry powstał bardzo ciekawy materiał, traktujący o najdłużej naprawianych grach. Znajdziecie go TUTAJ. Mimo że mamy rok 2020, a w zasadzie jego końcówkę, temat poruszany przez Adama Wawrzyńskiego jest jak najbardziej aktualny. Widzimy to zresztą jak na dłoni czytając recenzje lub opinie graczy, którzy zagrali w Cyberpunk 2077. Co więcej, mam wrażenie, że dziś nikogo nie dziwi fatalny stan gier wypuszczanych na premierę. I nie mówię tutaj o Wczesnym Dostępie (Early Access), a oficjalnej premierze gry.



Doszliśmy bowiem do takiego etapu, że normą jest pobieranie 10 GB czy 45 GB  łatek naprawiających wiele podstawowych mechanik w grze. Dobrze to było widać przy choćby takiej premierze najnowszego Call of Duty, a przyszłe odsłony tej serii czy innych liczących się na rynku marek AAA wcale nie zapowiadają eliminacji tego problemu. BA! Patrząc na Cyberpunk 2077 mam wrażenie, że się on jeszcze bardziej pogłębił. Zdaje sobie sprawę, że nieraz jest to wina pośpiechu przy pracy nad grą, ale ciężko mi w to uwierzyć patrząc ile lat czasem powstają konkretne tytuły.

2. Wycięta zawartość jako dodatki
Ja wiem, że powiedzenie: "Kiedyś to było lepiej" często wiąże się z sentymentem. Jednak od wielu lat widać wyraźnie, że gry wypuszczane w czasie premiery mają wręcz wyciętą treść. Chyba najbardziej rzucało się to w oczy w Diablo 3, gdzie czuć było ewidentne braki, szczególnie w progresie postaci. Dopiero dodatek Reaper of Souls wprowadził wiele funkcji, które powinny być od początku. Niemniej na tym nie poprzestano i potem zdecydowano się sprzedawać w cenie pełnoprawnego dodatku postać nekromanty, jednej z najbardziej lubianych w drugiej odsłonie serii. Tak. Pojedyncza postać kosztowała niewiele mniej od oficjalnego dodatku. To zabolało i słusznie wkurzyło ogrom graczy.



Podobnie wygląda to przy wielu innych wysokobudżetowych produkcjach. Ogromne ilości DLC, Przepustki Sezonowe, czy sprzedawanie zestawów map. Kiedyś dodatki wprowadzały zupełnie nową treść do kompletnej gry. Choćby taki Tron Bhaala do drugiej części Baldur's Gate dawał nam kilkadziesiąt godzin zabawy oddając w ręce graczy nowe lokacje, profesje, zaklęcia, ekwipunek i rozwijał już wcześniej opowiedzianą historię. I owszem, dziś też mamy takie rozszerzenia. Wystarczy spojrzeć na dwa duże dodatki do Wiedźmina 3, ale to nadal kropla w morzu. Twórcy przyzwyczaili nas, że oddają w ręce graczy produkty niedokończone, które trzeba uzupełnić drobnymi DLC. Czasami wręcz dochodzi do takich absurdów jak w przypadku Alana Wake czy Mass Effect 3, gdzie aby poznać faktyczny finał historii trzeba kupić DLC. Na szczęście w przypadku Mass Effect dano go jako darmowy dodatek po wybuchu gniewu ze strony graczy, jednak niesmak pozostał.

3. Klątwa wczesnego dostępu
Jako fan Baldur's Gate, który po dziś dzień wraca do obu części tej serii, bardzo czekałem na najnowszą odsłonę. Wiedziałem, że nie będzie to wierny powrót do korzeni i nawet cieszyłem się z tego powodu. Jednak gdy padła informacja, że gra trafia do wczesnego dostępu już wiedziałem, że długo jej nie kupię. Dlaczego? Bo tym prostym terminem twórcy często usprawiedliwiają wszelkie niedoróbki w swym produkcie, który może spędzić wręcz lata w takim stanie.



Dobrym przykładem niech będzie Subnautica, którą kocham, przeszedłem kilka razy, ale kupiłem w momencie gdy opuściła Wczesny Dostęp. A i tak miała nadal sporo błędów. Problem polega na tym, że wcześniejsza wersja jest sprzedawana za pełną cenę, a tłumaczy się to często tym, że gracz decydujący się na zakup uczestniczy pośrednio w procesie produkcji. Tak, jasne. Ciekawe czy Star Citizen doczeka się kiedykolwiek pełnej premiery.

4. Grafika kosztem jakości
Wiem, że sporo osób patrzy przede wszystkim na jakość wizualną gier. Sam nie jestem wyjątkiem i czekam na kilka remasterów starych produkcji, ale o tym napiszę innym razem. Problem w tym, że ostatnio aż za mocno rzuca się w oczy okrajanie gier z pewnych mechanik, czy pisanie scenariusza na kolanie. Gra jest ładna, prezentuje się imponująco, ale zwyczajnie nuży. Dobrym tutaj przykładem może być Crysis 3, który w porównaniu do jedynki wypada po prostu beznadziejnie jeśli idzie o fabułę. I ja wiem, to strzelanka, ale takich przykładów można mnożyć.



Mieliśmy genialny F.E.A.R. z mega klimatycznym dodatkiem Perseus Mandate, całkiem niezłą, choć wyraźnie słabszą fabularnie drugą odsłonę gry i kompletnie spieprzoną zarówno scenariuszowo jak i gameplayowo część trzecią. Podobnie wyglądało to w przypadku takich serii, jak Battlefront gdzie wersja od EA była naprawdę przeciętna, a miejscami wręcz rakotwórcza, Battlefield, Call of Duty czy choćby drugą odsłonę Pillars of Eternity albo Deus Ex. Przy czym mam tutaj na myśli Deus Ex: Invisible War choć nawet ostatnia odsłona tej serii o podtytule Mankind Divided była gorsza od Human Revlution na płaszczyźnie fabularnej. Widać zatem jak na dłoni, że problem ten dotyka wszystkich gatunków gier.

5. Cena nie adekwatna do jakości
To niejako zwieńczenie wszystkich powyższych punktów. Za pełnoprawną cenę otrzymuję bowiem w dniu premiery półprodukt. Tak to przynajmniej wygląda dla mnie. Dlatego zdecydowanie wolę poczekać aż gra zostanie połatana, uzupełniona o dodatki i spakowana w jedną ofertę, najlepiej na promocji świątecznej czy sezonowej, nim ją kupię. Mam już swoje lata, pracę, rodzinę oraz zdecydowanie mniej czasu na granie niż w czasach szkolnych. Zatem nie pali mi się do zakupu gier, które i tak potem będą leżały odłogiem, czekając aż będę miał dość czasu by w nie zagrać.



Dopiero w tym roku kupiłem Grim Dawn i cieszę się, że czekałem aż tak długo, bo w moje ręce wpadł dopracowany tytuł. Spędziłem w nim póki co prawie 48 godzin, grając głównie z doskoku. Czy zatem kupię Baldur's Gate 3, Cyberpunk 2077 oraz kilka innych wyczekiwanych przeze mnie premier? Tak, ale pewnie upłynie rok lub dwa nim to nastąpi. Obecny rynek gier jest ogromny, a dystrybutorzy zasypują nas tytułami rozdawanymi za darmo. Z tego powodu choćby nie założyłem sobie konta na Epic Game Store, bo zwyczajnie nie miałbym czasu ograć gier, które tam są rozdawane. To swego rodzaju paradoks, ale od dobrobytu głowa boli. Wolę zatem kupować gry, bo wtedy mam pewną formę przymusu aby chociaż w nie zagrać. Jednak skoro mam już wydać swoje pieniądze na jakiś produkt, to chcę aby był on dopracowany, a przynajmniej ukończony i w pełni grywalny.

Kończąc mój przydługi wywód pozwolę sobie zacytować Fanggottena z TVGry:
Na dzisiaj to wszystko. Ja się z wami żegnam.
Cześć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz