28 maja 2020

Rewizja: Hard Reset

Spodobały mi się te całe rewizje gier, które kiedyś ogrywałem dla przyjemności i/lub recenzowałem. Sporo tego było zrobione dla serwisu Poltergeist, ale też pisałem takie materiały na własnego bloga czy kilku innych serwisów. Ogólnie jestem graczem, preferującym raczej singlowe, fabularne, tytuły, ale sięgam nieraz po inne gatunki. Ostatnio na dysk wrzuciłem ponownie Hard Reset. Jednak nie mówimy tutaj o wersji Redux, a tej klasycznej. Jak to wypadło? Odpowiedź znajdziecie poniżej.

Zacznijmy od tego, że pierwsza wersja Hard Reset to singlowa strzelanka z fabułą i możliwością niszczenia masy otoczenia. Przynajmniej w teorii. Już w 2012 roku gdy recenzowałem tą grę dla Poltergeista, dałem jej 6/10. Innymi słowy - klasyczny średniak. Należy też pamiętać, że Hard Reset nie był dużą grą, bardziej mającą na celu pokazać możliwości silnika Road Hog, którego niestety w pełni nie wykorzystał. Brak tutaj trybu multiplayer, survival czy czegokolwiek innego poza kampanią fabularną dla jednego gracza. Owszem, wersja Redux wprowadza parę nowinek, ale o tym napiszę innym razem. Dziś skupmy się na powrocie do tego, co ogrywałem w 2012 roku.


Mimo upływu 8 lat gra od strony wizualnej przetrwała próbę czasu. Obecnie rozwój grafiki jest oszałamiający i pędzi na złamanie karku, ale często kosztem wydajności czy czasu gry. Tutaj okazało się, że silnik Road Hog spisuje się lepiej niż dobrze, choć sama gra ewidentnie nie wykorzystuje pełni jego potencjału. Zatem tak, brzmi i wygląda ładnie, można zniszczyć tonę elementów otoczenia, wrogowie rozpadają się na kawałeczki, ogień wygląda fajnie, ale... szybko staje si to monotonne. Już w czasie premiery to była ogromna bolączka tej gry i dziś, w dobie większej konkurencji, staje się ona dotkliwsza.

Fabuła? W zasadzie mogłaby nie istnieć. Coś tam się dzieje na przerywnikach filmowych, ktoś coś gada w trakcie rozgrywki, ale kompletnie nie zwracałem na to uwagi. Interesowało mnie tylko rozwalanie mechanicznych przeciwników, którzy nie są specjalnie zróżnicowani. Szkoda, bo silnik gry na to pozwala. Tak samo jak pozwala na znacznie większą destrukcję otoczenia niż wysadzanie beczek, transformatorów i wybranych ścian. Jedyna zaleta, że dostajemy dodatkowe punkty za rozwalanie przeciwników za pomocą elementów otoczenia, ale do tego co mamy w takim Bulletstrom, to się nawet nie umywa. 


Sporą zaletą jest natomiast samodzielny dobór rozwinięć arsenału. Mamy dwa rodzaje broni - energetyczną i na amunicję konwencjonalną. Do tego pakiet wyposażenia postaci, gdzie są rozwinięcia pancerza, odporności, radaru, amunicji itp. Za rozwalonych przeciwników, zabójstwa za pomocą elementów otoczenia oraz zebrane pojemniki (pomarańczowe) dostajemy punkty doświadczenia. Te możemy wydać na konkretne ulepszenia. I tak każda z pukawek ma pięć trybów, te dodatkowo maja tryb alternatywny i działanie pasywne. Innymi słowy pełne rozwiniecie jednej gałęzi kosztuje nas 3 punkty, a całego drzewka 15 punktów. Niby mało, ale jeśli nie szukamy sekretnych lokacji, to przez całą grę uzbieramy może z 15-20 punktów na 45 możliwych. 

Mi akurat ten system bardzo pasuje, bowiem mogłem przechodzić grę np. tylko na jednym typie uzbrojenia, ale operując pięcioma trybami. I tak miałem miotacz energii, zastawianie pułapek w postaci energetycznych kul, przebijający ściany karabin snajperski i kierowane pociski energii. Dawało mi to sporo frajdy. Można też np. iść w oba typy broni ulepszając tylko to co w danej chwili nam pasuje. Innymi słowy broń dostosowujemy do własnych preferencji, nie zaś jesteśmy zmuszeni do szukania tego czym lubimy grać. 


Jak jednak wypada to w całokształcie? Cóż... to nadal średniak. dziś dałbym tej grze góra 5/10, patrząc na to co oferuje konkurencja. Ładne to, miłe dla oka, dynamiczne, ma sporo opcji tworzenia broni i niszczenia otoczenia, ale z drugiej strony tylko tryb fabularny, gdzie fabuła nie ma znaczenia, powtarzający się przeciwnicy i tak naprawdę czuć niewykorzystany potencjał silnika Road Hog. Szkoda, bo mogła być z tego świetna arenówka na modłę Quake czy Unreal Tournament, a wyszło tak sobie. Z drugiej strony fajnie było wrócić do tego świata i rozwalać maszyny. Zatem raz na jakiś czas można sobie postrzelać, gdy czujemy znużenie lepszymi tytułami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz