17 maja 2020

Dlaczego nadal gram (i będę grać) w Carmageddon: Max Damage

Ten tytuł może część osób zaskoczyć na mojej liście, bo wszak dominują tam niezaprzeczalne legendy. A jednak lubię wracać do pewnych gier, które nie mają tego statusu lub wręcz niewiele osób o nich jeszcze pamięta. Tym razem gra, o której nad Wisłą sporo osób wie, ale mam wrażenie, że została ona mocno zapomniana. Nie mam tutaj na myśli całej serii Carmageddon, bo o niej nadal się mówi i czasem spotyka w różnych rankingach. Chodzi mi tą konkretną odsłonę z podtytułem "Max Damage". Nabyłem ją już dawno temu na platformie GOG i w zasadzie od tamtego dnia nie odinstalowałem. Co jakiś czas wracam aby rozegrać mapkę lub dwie, porozwalać przeciwników, zrobić z przechodniów krwawą papkę i pościgać się w szalonych, surrealistycznych wyścigach. A oto kilka powodów, dla których to robię :)

1. Krwawa łaźnia na całego

Seria zawsze miała problem z cenzurą, gdyż w wielu krajach zmuszano autorów, aby była ugrzeczniona. Ludziki zastępowano zombiakami, likwidowano mniej wygodne postacie, jak zakonnice, staruszki, inwalidów czy matki prowadzące wózek z bobasem. Z drugiej strony gracze właśnie tego chcieli. Gry kompletnie absurdalnej, pozbawionej moralnych hamulców i nie będącej łagodną wersją, gdzie rozwala się zombiaki, a zwierzątek nie wolno tykać. "Max Damage", które gram na GOG, jest kompletnie odarte z cenzury. To krwawa rzeźnia, gdzie mamy między innymi zadania polegające na rozkwaszaniu konkretnych ludzików, a za zmasakrowanie większej grupy dostaje się bonusy.

2. To nadal świetnie wygląda

Pozostałe części serii zestarzały się brzydko. Jako tako broni się jeszcze "Carmageddon 2: Carpocalypse Now", do której zapewne ogrom osób z mojego pokolenia, pamiętającego kafejki internetowe, ma ogromny sentyment. Jednak pierwsza część serii i wersja jubileuszowa "Carmageddon: TDR 2000" wyglądają obecnie brzydko. Nawet jeśli są to wersje nieocenzurowane. Tego nie można powiedzieć o "Max Damage", które jest stosunkowo młode bo z końca października 2016 roku. Mimo wszystko od strony silnika graficznego, modeli oraz map gra prezentuje się bardzo ładnie i z pewnością za 10 lat nadal będzie prezentować przyzwoity poziom. Do tego całość już w dniu premiery chodziła niezwykle płynnie, a teraz na obecnym sprzęcie jej wydajność tylko się poprawiła. W efekcie czego miodność z jazdy jest niebotycznie lepsza.


3. Usprawnione sterowanie

Poprzednie części serii miały dla mnie dość toporne sterowanie. Owszem, na padzie szło grać, ale na klawiaturze to była katastrofa. Do tego w tamtych wersjach konfiguracja klawiszy była raczej przypisana na stałe, co nie pomagało. W prezentowanej tutaj odsłonie ruszono w tej materii do przodu. Mogę sterować pojazdem za pomocą klawiatury i myszy, samodzielnie przypisać sobie klawisze do poszczególnych komend, co przekłada się na lepsze operowanie pojazdem. Innymi słowy - gram tak, jak lubię. To samo tyczy zresztą kontrolera, o ile go posiadamy.

4. Zróżnicowane lokacje

Jest gdzie jeździć i co rozwalać. Plansze są nieraz ogromne, naszpikowane dodatkami, ulepszeniami do naszego pojazdu oraz posiadają różnorodną topografię terenu. Mamy zatem kurort z elektrownią chemiczną, Strefę 51 z rozbitym spodkiem kosmitów i ogromnym kanionem, czy sporych rozmiarów centrum miasta z stadionem i możliwością jazdy po dachach budynków. Innymi słowy nie narzekamy na nudę, a każda mapa posiada kilka trybów rozgrywki.


5. Warianty gry i system progresu postaci

Ciekawie zaprojektowano poziomy awansu konta postaci. Rozgrywając poszczególne mapy, gdzie mamy jednocześnie rywalizację na systemie multiplayer o punkty, otrzymujemy doświadczenie. To zdobywamy za ukończenie mapy, najlepiej jako zwycięzca, bonusy z rozwałki przeciwników i ludków, dodatkowe kredyty zgromadzone podczas meczu (za nie na bieżąco naprawiamy nasz pojazd) oraz odnalezione bonusy. Każdy kolejny poziom konta postaci odblokowuje nam nowy pakiet map z ich trybami. Są to najczęściej wyścig, car crash, polowanie na checkpointy, polowanie konkretnych NPC-ów, czy uzbieranie konkretnej liczby punktów ze zniszczonych pojazdów konkurentów. Zatem nawet jeśli lądujemy na tej samej mapie, to mamy inne wytyczne, a do tego przeciwnicy również się zmieniają. Poziomów też jest sporo i zajmie nam dość dużo czasu odblokowanie wszystkich. Do tego możemy wracać na stare mapy, aby próbować poprawić swój wynik, co nieraz czynię (z różnym skutkiem).

6. Solidny garaż i ogromny arsenał

Liczba samochodów dostępnych w grze jest ogromna. Do tego odblokowujemy je zdobywając poziomy postaci oraz wygrywając konkretne mapy. Aby ulepszyć nasze fury musimy znaleźć na mapach poukrywane tokeny rozwoju pojazdów przypisane do konkretnych typów maszyn i ich elementów. Do tego samochody różnią się od siebie nie tylko mocą silnika, przyczepnością do podłoża oraz typem karoserii, ale też dodatkami pozwalającymi inaczej radzić sobie na konkretnym podłożu lub siec przeciwników oraz bezbronnych przechodniów. Tutaj wkraczają na plan pojemniki z arsenałem rozsiane po całej mapie, będące jednym z charakterystycznych elementów serii. Mamy tego ogrom. Część kontenerków daje nam broń przeciw pojazdom, inne przeciw cywilom, kolejne bonusy wyposażenia, a jeszcze inne szkodzą nam, np. rozwalając karoserię, czy sprawiając, że nasz kierowca jest pijany. Z czasem idzie zapamiętać część kluczowych kontenerów, ale zawsze występuje ładunek losowy więc możemy otrzymać plamy oleju zamiast wyrzutni kowadeł.


7. Miodna muzyka

Od strony udźwiękowienia cała gra wypada świetnie. Możemy co prawda załadować własne utwory, ale biblioteczka muzyczna znajdująca się w grze jest po prostu miodna. Zresztą zawsze była, o ile ktoś lubi mocne brzmienie, tak pasujące do absurdalnej rozgrywki w Carmageddon. Dodajmy do tego ryk silników, głos spikera komentującego nasze poczynania oraz wrzaski uciekających spod kół przechodniów, a otrzymamy obraz krwawej sielanki w świecie surrealizmu.

Podsumowanie

Carmageddon od zawsze był kontrowersyjny, łamał pewne moralne bariery, ale przy tym nie przeginał i był skierowany do dorosłej publiki. Grałem w niego jako nastolatek i jakoś nie wyrosłem na mordercę za kółkiem, rozjeżdżającego przechodniów na lewo i prawo. Gry są bowiem dla ludzi, a ci lubią czasem spróbować zakazanego owocu w fikcyjnym świecie. Dlatego mimo oburzenia niektórych grup społecznych, cieszę się, że ta seria powstała i doczekałem się odsłony "Max Damage". Zatem noga na gaz i czas coś zaorać :D

1 komentarz: