Myślałem, że poprzedni tom był rzeźnicki
i krwawy, ale w trzecim dostałem czystą rzeźnię rodem z najmroczniejszych
thrillerów science fiction. Mamy tutaj idealny przykład tego, jak jeden
człowiek, a przynajmniej w teorii jeden, potrafi zdestabilizować społeczeństwo
pozbawione wolnej woli. Problem jest bardzo poważny bo tak naprawdę dotyczy nas
samych. Owszem, nie mamy (na szczęście) Egzekutorów, którzy zabijają ludzi
będących pod wpływem natłoku negatywnych emocji, ale zobaczmy jak łatwo takie
osoby odizolować od społeczeństwa. Hejtem, lekami, kontrolą rodzicielską albo
nawet z urzędową. Gdy ktoś jest „tym złym”, a raczej „tym nie pasującym”,
szybko jest piętnowany. Taka osoba musi się dostosować, wtopić w tłum mrówek
albo ryzykuje, że zginie. A co jeśli się wkurzy?
Nasza główna Inspektor, Akane Tsunemori,
zaczyna powoli składać cała układankę w konkretny obraz. Nie ułatwia jej tego
Sybilla, której tajemnicę poznała w finale poprzedniej serii. Niemniej ta
niechęć do współpracy owocuje prawdziwą masakrą z wykorzystaniem niczego
nieświadomych ludzi. Oto za pomocą zwykłej gry, zwykłego programu do zabawy w
sieci, zaczyna się piekło, bo to co widzimy na ekranie i uznajemy za fikcję, ma
niestety przełożenie w rzeczywistości. Brzmi bardzo niebezpiecznie i niestety
realistycznie.
Jednak cała sprawa ma drugie dno.
Świetnie zamaskowane pod stertą ślepych tropów, błysków mających odwrócić uwagę
i dymu zasłaniającego prawdziwy cel naszego antagonisty. Poznając go jednak się
zaczynam zastanawiać – czy facet jest naprawdę taki zły? Może po prostu chce,
aby niedoskonały system upadł. Aby ludzie odzyskali wolną wolę i prawo do
popełniania błędów. Szlachetne, choć metoda którą obrał jest wyjątkowo krwawa i
nieetyczna.
Jak powstrzymać taką osobę? Gdyby należał
do systemu, to byłoby to łatwe, ale osoba, której system nawet nie uznaje, bo
zakłada, że taki ktoś nie może istnieć. No to już rodzi spory problem.
Tsunemori chce go dorwać i osądzić, Sibilla zgładzić i zamieść sprawę pod
dywan. Efekt takiego konfliktu interesów może być tylko jeden i do tego bardzo
kosztowny. Zarówno w ludziach, sprzęcie, jak i stabilności społeczeństwa. Dziś,
w realnym świecie, obstawiam, że wyglądałoby to tak samo. Naszym społeczeństwem
łatwo manipulować, co media głównego nurtu pokazują nagminnie. Mimo
dopuszczania do głosu jednostek niewygodnych, ich apele nie mają szczególnie
wielkiego zasięgu. Wystarczy, że znana firma elektroniczna wypuści nowy gadżet
i ludzie zapominają o ważnych sprawach. Bo lepiej nie myśleć za dużo, nie
przejmować się, nie stresować, usłużnie pracować i brać leki na poprawę
samopoczucia. Dokładnie tak samo funkcjonuje Sybilla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz