Siadając do trzynastego, najnowszego albumu "Sisters", miałem wrażenie deja vu. Jakby niemal każda historyjka w nim przedstawiona była już pokazana we wcześniejszych tomach. Całość różni się drobnymi detalami, ale tak naprawdę - tutaj nie ma absolutnie nic nowego. Czy to źle? Cóż, zależy czego oczekujemy od tej serii. Obstawiam, że małe dziewczynki, które są wręcz w niej zakochane, dalej będą się dobrze bawić. Bo przecież o to chodzi i dla nich jest to wydawane. Jednak wydaje mi się, że autor mógłby choć troszkę ewoluować swoją pracę, bo ileż można klepać tego samego w kółko i kółko.
Tak naprawdę powyższy akapit jest pełnym podsumowaniem moich wrażeń po lekturze trzynastego tomu "Sisters", niejako pechowego. Ogólnie miał chyba opowiadać o szczęściu i z nim związanych rzeczach, co sugeruje już sama okładka oraz podtytuł "Nadmiar szczęścia". Tyle, że jakoś tego nie odczułem. Ani w tekstach, ani w przygodach, ani w samym rysunku, gdzie tym razem było bardzo mało easter eggów. Przynajmniej w porównaniu do poprzednich tomów serii. Jest co prawda kilka historyjek o szczęśliwych związkach, szczęściu posiadania siostry czy szukaniu czterolistnej koniczynki, ale... to wszystko było już wcześniej. No i oczywiście do bólu wtórne, po tak długim czasie, wałkowanie motywu z pamiętnikiem Wendy. To już przestało być zabawne w okolicy 10 tomu, teraz autor nawet nie kryje kopiowania starych plansz.
Mam też wrażenie, że po spędzeniu takiego szmatu czasu z głównymi bohaterkami, nie rozwinęły się one ani odrobinę. W praktyce zaliczyły regres. Zaczęły mnie irytować, szczególnie młodsza z nich, nużyć i drażnić swymi oklepanymi odzywkami. Rozumiem, że to ma być satyra, ale po tylu albumach autor mógłby przekazać swoim młodym czytelniczkom choć cień życiowych wartości. Pod tym kątem nawet Garfield jest o wiele bardziej rozbudowany i mimo zapętlania się gagów, robi to od czasu do czasu, a nie z albumu na album.
Przyznaję, że tym razem nie umiem z czystym sumieniem polecić tego tomu. Zdaję sobie sprawę, że młodym dziewczynkom na pewno się spodoba, ale jako rodzic wolałbym dać im coś ciekawszego. "Smerfy", "Kasia i jej kot", nawet "Ptyś i Bill" wypadają zwyczajnie ciekawiej i są bardziej różnorodne od "Sisters". Szkoda, bo to świetnie narysowana seria, która na początku wciągnęła nawet takiego starego byka jak ja. Niestety stagnacja jest wrogiem wszelkich rzeczy, a szczególnie rozrywki.
Tak naprawdę powyższy akapit jest pełnym podsumowaniem moich wrażeń po lekturze trzynastego tomu "Sisters", niejako pechowego. Ogólnie miał chyba opowiadać o szczęściu i z nim związanych rzeczach, co sugeruje już sama okładka oraz podtytuł "Nadmiar szczęścia". Tyle, że jakoś tego nie odczułem. Ani w tekstach, ani w przygodach, ani w samym rysunku, gdzie tym razem było bardzo mało easter eggów. Przynajmniej w porównaniu do poprzednich tomów serii. Jest co prawda kilka historyjek o szczęśliwych związkach, szczęściu posiadania siostry czy szukaniu czterolistnej koniczynki, ale... to wszystko było już wcześniej. No i oczywiście do bólu wtórne, po tak długim czasie, wałkowanie motywu z pamiętnikiem Wendy. To już przestało być zabawne w okolicy 10 tomu, teraz autor nawet nie kryje kopiowania starych plansz.
Mam też wrażenie, że po spędzeniu takiego szmatu czasu z głównymi bohaterkami, nie rozwinęły się one ani odrobinę. W praktyce zaliczyły regres. Zaczęły mnie irytować, szczególnie młodsza z nich, nużyć i drażnić swymi oklepanymi odzywkami. Rozumiem, że to ma być satyra, ale po tylu albumach autor mógłby przekazać swoim młodym czytelniczkom choć cień życiowych wartości. Pod tym kątem nawet Garfield jest o wiele bardziej rozbudowany i mimo zapętlania się gagów, robi to od czasu do czasu, a nie z albumu na album.
Przyznaję, że tym razem nie umiem z czystym sumieniem polecić tego tomu. Zdaję sobie sprawę, że młodym dziewczynkom na pewno się spodoba, ale jako rodzic wolałbym dać im coś ciekawszego. "Smerfy", "Kasia i jej kot", nawet "Ptyś i Bill" wypadają zwyczajnie ciekawiej i są bardziej różnorodne od "Sisters". Szkoda, bo to świetnie narysowana seria, która na początku wciągnęła nawet takiego starego byka jak ja. Niestety stagnacja jest wrogiem wszelkich rzeczy, a szczególnie rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz