Mówcie co chcecie, ale mentalność ludów Bliskiego Wschodu jest dla mnie dziwna. W zasadzie mógłbym ją porównać do mentalności ludzi, którzy mieszkają na wsi lub w małych miasteczkach, gdzie każdy się zna, jest kult socjalu i religii. I tak, wiem, że uogólniam, wiem, że autor opisuje wydarzenia z lat 80-tych ubiegłego wieku, ale jak to czytam, to od razu staje mi przed oczami moja rodzinka ze wsi, która na równi oddaje hołd socjalowi oraz klerowi. Bo właśnie coś takiego, między innymi, widzę na kartach "Araba przyszłości".
Ciężko to wszystko ogarnąć zdrowym rozsądkiem. Osobiście zarówno podziwiam, jak i współczuję matce autora tego komiksu. Naprawdę nie mam pojęcia, jak mocno musiała kochać swego męża, że zgodziła się na zamieszkanie w Syrii, dot ego na prowincji. Była traktowana przez rodzinę męża gorzej, do tego brakowało wielu rzeczy, uchodzących dziś za podstawowe, jak choćby bieżąca woda. Opisy wsi też nie zachęcają do spędzenia tam życia. Ja wiem, że w tamtym czasie i u nas nie było różowo, ale serio, nawet nie ma co porównywać. U nas na wsi to był luksus, nawet jeśli w domu nie było kibla i trzeba było zasuwać w nocy do wychodka, a kąpiel brać w balii. Sam to doskonale pamiętam z dzieciństwa, gdy jeździłem na wieś do dziadków.
To jednak jest nic, w porównaniu z religijną oraz socjalistyczną mentalnością tamtych ludzi. Nigdy nie byłem w tamtych stronach, ale nawet gdyby nie było tam, zdaje się że wiecznie trwającej, wojny, to jakoś sam z własnej woli bym się nie palił do zwiedzania tego kawałka świata. Żrą się tam wszyscy. Żydzi, muzułmanie, chrześcijanie. Absolutnie wszyscy. Powodów do spuszczenia komuś batów jest mnóstwo, a wzajemnie obrzucanie się inwektywami to chleb powszedni. Serio, nawet u nas nie ma takiego religijnego zacietrzewienia, co tam, choć wiem po swoich krewnych, że czasami niewiele Polakom do tego brakuje. I żeby chociaż było to jakoś uzasadnione, ale nie. Żrą się już sami nie pamiętając tak naprawdę o co.
Riad Sttouf przedstawia obraz swego dzieciństwa, jako z jednej strony beztroski okres, a z drugiej spędzony w strachu przed karą. W szkole, domu, czy na ulicy. Litość była uważana za słabość, więc nie ma co się dziwić, że tacy ludzie tam szybko padali pod ciosami rówieśników. To zmieniało człowieka, co widać doskonale, gdy Riad trafia na pewien czas do Francji i tam uczęszcza do szkoły. Ocenia ją jako banalną i prostą do zaliczenia. Ta seria to rewelacyjna rzecz, aby spojrzeć na historię, która przecież niedawno rozgrywała się na naszych oczach. Choć byliśmy wtedy dziećmi i, tak jak Riad, nie rozumieliśmy wówczas wielu mechanizmów tego świata, ciężko uznać, ze przeszliśmy koło tego wszystkiego obojętnie. Teraz możemy na chwilę cofnąć się w czasie i podziękować losowi, za to, że nie urodziliśmy się na Bliskim Wschodzie. Wiem, brzmi okrutnie, ale taka jest prawda. Mamy lepiej, ale też jesteśmy przez to bardziej miękcy.
Ciężko to wszystko ogarnąć zdrowym rozsądkiem. Osobiście zarówno podziwiam, jak i współczuję matce autora tego komiksu. Naprawdę nie mam pojęcia, jak mocno musiała kochać swego męża, że zgodziła się na zamieszkanie w Syrii, dot ego na prowincji. Była traktowana przez rodzinę męża gorzej, do tego brakowało wielu rzeczy, uchodzących dziś za podstawowe, jak choćby bieżąca woda. Opisy wsi też nie zachęcają do spędzenia tam życia. Ja wiem, że w tamtym czasie i u nas nie było różowo, ale serio, nawet nie ma co porównywać. U nas na wsi to był luksus, nawet jeśli w domu nie było kibla i trzeba było zasuwać w nocy do wychodka, a kąpiel brać w balii. Sam to doskonale pamiętam z dzieciństwa, gdy jeździłem na wieś do dziadków.
To jednak jest nic, w porównaniu z religijną oraz socjalistyczną mentalnością tamtych ludzi. Nigdy nie byłem w tamtych stronach, ale nawet gdyby nie było tam, zdaje się że wiecznie trwającej, wojny, to jakoś sam z własnej woli bym się nie palił do zwiedzania tego kawałka świata. Żrą się tam wszyscy. Żydzi, muzułmanie, chrześcijanie. Absolutnie wszyscy. Powodów do spuszczenia komuś batów jest mnóstwo, a wzajemnie obrzucanie się inwektywami to chleb powszedni. Serio, nawet u nas nie ma takiego religijnego zacietrzewienia, co tam, choć wiem po swoich krewnych, że czasami niewiele Polakom do tego brakuje. I żeby chociaż było to jakoś uzasadnione, ale nie. Żrą się już sami nie pamiętając tak naprawdę o co.
Riad Sttouf przedstawia obraz swego dzieciństwa, jako z jednej strony beztroski okres, a z drugiej spędzony w strachu przed karą. W szkole, domu, czy na ulicy. Litość była uważana za słabość, więc nie ma co się dziwić, że tacy ludzie tam szybko padali pod ciosami rówieśników. To zmieniało człowieka, co widać doskonale, gdy Riad trafia na pewien czas do Francji i tam uczęszcza do szkoły. Ocenia ją jako banalną i prostą do zaliczenia. Ta seria to rewelacyjna rzecz, aby spojrzeć na historię, która przecież niedawno rozgrywała się na naszych oczach. Choć byliśmy wtedy dziećmi i, tak jak Riad, nie rozumieliśmy wówczas wielu mechanizmów tego świata, ciężko uznać, ze przeszliśmy koło tego wszystkiego obojętnie. Teraz możemy na chwilę cofnąć się w czasie i podziękować losowi, za to, że nie urodziliśmy się na Bliskim Wschodzie. Wiem, brzmi okrutnie, ale taka jest prawda. Mamy lepiej, ale też jesteśmy przez to bardziej miękcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz