w 1984 roku na świat przyszło jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieci duetu Jeana Van Hamme (scenariusz) i Wiliama Vance (rysunek). Mowa o serii "XIII" wzorowanej na książkach Roberta Ludluma poświęconych Jasonowi Bourne'owi. Dziś postaci wręcz ikonicznej dla wszelkiej maści książek oraz filmów szpiegowskich, gdzie samotny tajny agent walczy w zasadzie z każdym. Podobnie jest z tytułowym bohaterem tej serii komiksowej, który nosi tajemniczy tatuaż XIII i tak samo jak Bourne zostaje znaleziony na plaży, traci pamięć i stara się poznać swoją przeszłość. Reasumując - na pewnych polach jest to zamierzona kalka książek Roberta Ludluma, co w latach 80-tych okazało się być strzałem w dziesiątkę. A jak to wypada dziś? Przyznam się, że dopiero po raz pierwszy sięgnąłem po tą serię komiksów, choć wiele razy miałem okazję już to uczynić w przeszłości. Za dzieciaka byłem też wielkim fanem literatury Ludluma, ale obecnie gustuję raczej w innych gatunkach. Niemniej moja miłość do serii szpiegowskich, pełnych intryg, tajemnic i trupów pozostała, zatem zdecydowałem się w końcu nadrobić tą, na swój sposób haniebną, zaległość.
Seria do Polski pierwszy raz zawitała w 1991 roku za sprawą wydawnictwa Korona. Niestety opublikowali oni raptem jeden tom, podczas gdy w tamtych czasach było już ich wydanych za granicą aż osiem. Dopiero od roku 2000, gdy prawa do "XIII" trafiły w ręce wydawnictwa Siedmioróg, coś faktycznie w tej sprawie ruszyło. Niestety i oni ostatecznie ją porzucili w 2003 roku, wypuszczając jednak na nasz rynek aż 13 tomów, w tym wydanie zbiorcze ostatniego z nich. Następnie seria przeszła pod skrzydła Egmontu, a ci pociągnęli ją do tomu z numerkiem 19, a obecnie od tomu 20 wydaje ją Taurus Media, które też kontynuuje poboczną serię XIII: Mystery", opowiadającą historie postaci z dalszego planu głównej opowieści. Jak widzicie, "XIII" w Polsce posiada dość burzliwe dzieje, ale mimo wszystko nadal się trzyma. Szkoda tylko, że przez brak wznowień, część albumów posiada na rynku wtórnym zawrotne kwoty, nieraz dochodzące do trzy cyfrowych liczb za pojedynczy album.
Z tego właśnie powodu nie zdecydowałem się dotąd na zakup żadnego tomu, bo nie wiedziałem czy dam radę zebrać całość. Już i tak gromadzę kilka serii obecnie trudnych do skompletowania, jak "Skorpion" czy "Murena" gdzie potrafiłem za jeden album z starszych wydań wyłożyć 100-150 zł. Dziś za całość "XIII" przyjdzie zabulić sporo, bo główna seria liczy obecnie 26 tomów z czego 24 wydano w Polsce, zaś poboczna jest zamknięta i ma 13 tomów, przy czym 10 z nich wydano, a album 11 niedługo wyląduje na półkach księgarń. Jednak od czego ma się kumpli, którzy są kolekcjonerami i mają w swych zbiorach prawdziwe skarby. Dlatego pożyczyłem sobie pierwszy tom "XIII", usiadłem, przeczytałem i... stwierdzam, że mimo upływu czasu, wałkowania tematu szpiegów na potęgę, masy filmów oraz seriali z tego podwórka, komiks czytało mi się nad wyraz przyjemnie. Na tyle dobrze, że chętnie zasiądę do kilku kolejnych tomów, tak aby wyrobić sobie szersze spojrzenie.
Pierwszy tom jest w zasadzie wstępem do całej opowieści i mamy tutaj niemal żywcem wyjęte sceny z "Tożsamości Borne'a". Przy czym mowa o książce, a nie filmie z 2002 roku, gdzie w tytułową rolę wcielił się Matt Damon. Czy to źle? Broń Boże. Aż z miłą chęcią wróciłem sobie wspomnieniami do przeszłości, gdy w szkole podstawowej zaczytywałem się książkami Roberta Ludluma, Alistera MacLeana albo Jacka Higginsa. Lektura pierwszego tomu "XIII" była wręcz idealnym zapalnikiem do tych wspomnień, bo zawierała wszystkie najlepsze smaczki z takich książek. Zapewne przemawia przeze mnie sentyment, ale patrząc chłodno na ten komiks, to nadal kawał świetnej roboty, zarówno od strony scenariusza jak i rysunku. Wygląda bardzo dobrze, czyta się przyjemnie, akcja wciąga, zatem na nudę nie można narzekać. Szkoda tylko, że nikt nie wznowił całość, np. w kilku integralach. Choć może, gdy już ostatni tom głównej i pobocznej serii ujrzy światło dzienne, Taurus Media zdecyduje się na taki ruch, co zapewne ucieszyłoby wielu czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz