Nadszedł czas na podsumowanie całej historii zawartej w serii "Metal", a u nas zwanej "Batmana Metal". Zapowiadało się ciekawie i faktycznie spora część opowieści mnie wciągnęła na dobre. Szczególnie tom drugi, gdzie poznawałem historię poszczególnych mrocznych wersji Bruce'a Wayne'a. Sama postać Batmana który się śmieje jest dla mnie obłędna i to on przyciągał mnie do tej serii jak magnes. Demon Barbatos, któremu służą Mroczni Rycerze i, o ile dobrze zrozumiałem, włada on mrocznym multiwersum, jest... oklepany. Jak dla mnie mógłby nie istnieć i tak naprawdę być czymś o czym tylko wspominają legendy, a tak naprawdę posiadać postać czystej energii mrocznego multiwersum. Wyszło jednak jak wyszło, finał też raczej niczym nie zaskoczył, ale sama opowieść... no właśnie, jest ciekawa, choć mnie nieco wymęczyła.
Tak naprawdę to najchętniej całość zamknąłbym w dwóch albumach, wyrajając sporo z pierwszej połowy pierwszego tomu i znaczną część perypetii z drugiej połowy trzeciego albumu. Wtedy historia idealnie trafiłaby w mój gust, no pominąwszy jedyny słuszny finał, który od samego początku był oczywisty. Nie liczyłem, że będzie inne zakończenie, że autorzy złamią schemat i pójdą krok do przodu. Liga Sprawiedliwości ma swoją serię i musi się rozwijać w takiej, a nie innej formie, choć nie miałbym nic przeciwko, gdyby autorzy w końcu odeszli od mi znanego schematu. Tu aż się o to prosiło, a drugi album bardzo zaostrzył mój apetyt, niemniej cały czas zdawałem sobie sprawę, co dostanę na deser. Dobre to, ale mi się przejadło.
Jeśli miałbym się jeszcze do czegoś przyczepić, to nieco przeciągający się wątek wodzenia za nos Batmana, Supermena i reszty członków Ligii. Zapętlało się to w pewnym momencie i nie miało już za bardzo sensu. Bruce Wayne, jako wspaniały detektyw, spisywał się marnie, zaś Batman który się śmieje, niby wszystko przewidział, ale wlokło się to niemiłosiernie i czasem wręcz powtarzało ten sam schemat. W sumie nie najlepiej świadczyło to o inteligencji protagonistów ochoczo pakujących się w tą samą pułapkę.
Jednak całą reszta, czyli walka, przedstawienie różnych światów, Mroczni Rycerze, starszy przeciwnicy i sojusznicy w nowych, mrocznych kombinacjach oraz dynamika opowieści, to czysta uczta dla oka. Do tego świetny rysunek, bajeczne kolory budujące atmosferę i naprawdę ciekawie przedstawione mroczne multiwersum. Nie będę ukrywać, że kibicowałem tutaj Batmanowi który się śmieje, bo zwyczajnie był najciekawszym bohaterem tej opowieści. Chciałbym, aby kiedyś powrócił i osiągnął znacznie więcej w świcie komiksu. Może ktoś pokaże jego poprzednie starcia z Ligą Sprawiedliwości na innych światach. Może ktoś rozwinie jego historię, dając w końcu coś innego, bo obecnie Batman powoli zaczyna mi się przejadać, wałkując w kółko i w kółko te same schematy.
Jeśli miałbym się jeszcze do czegoś przyczepić, to nieco przeciągający się wątek wodzenia za nos Batmana, Supermena i reszty członków Ligii. Zapętlało się to w pewnym momencie i nie miało już za bardzo sensu. Bruce Wayne, jako wspaniały detektyw, spisywał się marnie, zaś Batman który się śmieje, niby wszystko przewidział, ale wlokło się to niemiłosiernie i czasem wręcz powtarzało ten sam schemat. W sumie nie najlepiej świadczyło to o inteligencji protagonistów ochoczo pakujących się w tą samą pułapkę.
Jednak całą reszta, czyli walka, przedstawienie różnych światów, Mroczni Rycerze, starszy przeciwnicy i sojusznicy w nowych, mrocznych kombinacjach oraz dynamika opowieści, to czysta uczta dla oka. Do tego świetny rysunek, bajeczne kolory budujące atmosferę i naprawdę ciekawie przedstawione mroczne multiwersum. Nie będę ukrywać, że kibicowałem tutaj Batmanowi który się śmieje, bo zwyczajnie był najciekawszym bohaterem tej opowieści. Chciałbym, aby kiedyś powrócił i osiągnął znacznie więcej w świcie komiksu. Może ktoś pokaże jego poprzednie starcia z Ligą Sprawiedliwości na innych światach. Może ktoś rozwinie jego historię, dając w końcu coś innego, bo obecnie Batman powoli zaczyna mi się przejadać, wałkując w kółko i w kółko te same schematy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz