26 czerwca 2019

Yakarai u bobrów/i Nanabozo (tomy 3-4)

Dziś popołudniu dotarła do mnie nowa paczuszka od wydawnictwa Egmont, a w niej aż 9 komiksów. Dwa z nich należą do serii Yakari, czyli przygód młodego Indianina z plemienia Siuksów, który ma dar rozmowy ze zwierzętami. Tym razem nasz młodzieniec poznaje zwyczaje bobrów oraz wyrusza w dziwną podróż przez sen z magicznym zającem Nanabozo. W przeciwieństwie do innych przygód, tutaj tylko w jednej towarzyszy mu dziki mustang imieniem Mały Piorun. 

Jeśli idzie o konstrukcję obu komiksów, które na karku mają niemal 45 lat, to jest ona nadal aktualna patrząc po odbiorcy docelowym. Dynamiczna przygoda, mało tekstu i bardzo prosty scenariusz mający jednak kilka zwrotów akcji. Przynajmniej dla młodego czytelnika, bowiem osoba dorosła raczej szybko przewidzi kolejne elementy fabuły. Gdybym miał wybrać, który z tych komiksów czytało mi się lepiej, to bez zastanowienia odpowiem, że przygoda z bobrami. Bardzo przypominała mi wiele przygód z świata Smerfów, a je po prostu kocham.

Podobieństw było od groma. Bobrowy odpowiednik smerfa Śpiocha czy Artysty, coś na wzór Papy Smerfa oraz bardziej rozsądnego Ważniaka, radosna grupa bobrów budujących tamę i swoją "wioskę". W tym wszystkim oczywiście Yakari i Mały Piorun, którzy ochoczo pomagają nowym przyjaciołom broniąc ich przed zagrożeniami, takimi jak niedźwiedź lub pomagając odszukać niesfornego dzieciaka. Ma to swój urok, który przyciągnął mnie przed komiks i nie puścił aż do samego końca.

W przypadku Nanbozo jakoś tej magii nie doświadczyłem. Owszem, sama historia jest niezła, tytułowy królik jest totemem przyjaciółki Yakariego, mają oni niesamowite przygody, ale jakoś... sam nie wiem... po prostu jego lektura mi się dłużyła. Ciężko mi tak naprawdę powiedzieć czemu. Po prostu sięgnąwszy po ten komiks od razu po przygodzie z bobrami, brakowało w niej tego czegoś, czy ja wiem... magicznego, a może raczej smerfowego. Tak, zdaję sobie sprawę, że brzmi to głupio i może nie byłoby tego efektu gdybym nie czytał obu komiksów pod rząd. Niemniej dzieciakom nie powinno to tak przeszkadzać mi, staremu bykowi, który w sumie z sentymentem wrócił do tej serii. Polecam ją zatem najmłodszym, szczególnie przedszkolakom, które już raczkują w czytaniu. Z pewnością szybko polubią przygody małego Indianina, a w przyszłości może sięgną po Lucky Luke'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz