Im częściej przyglądam się samodzielnie scenie politycznej, tym częściej dochodzę do wniosku, że rząd USA ma zapędy totalitarne. Pod płaszczykiem demokracji, tolerancji i rzekomej wolności słowa, inwigilują kogo tylko się da, atakują inne kraje oraz w praktyce prześladują własnych obywateli. Nie twierdzę, że pośród społeczności Amerykanów nie brak radykałów, ale serio, od 11 września 2001 rząd USA wykorzystuje słowo "Terroryzm" jako broń. Wystarczy tylko kogoś napiętnować tym terminem i mają prawo zrobić co im się żywnie podoba. Więzić, torturować, napaść na kraj tej osoby, porwać mu rodzinę. I to kompletnie bez żadnych konsekwencji. No bo kto się postawi "władcom" świata. No właśnie, jest dużo krajów i ugrupowań, które to robią i płacą za to najwyższą cenę.
W tym materiale nie będę jednak usprawiedliwiał wszystkich przeciwników rządu USA, bo część z nich to tacy sami żądni krwi fanatycy. Nie mam tutaj na myśli tylko bojówek militarnych z krajów Bliskiego Wschodu, które w dużej części finansowało CIA. Chodzi mi o społeczności wewnątrz USA, dążące do swego rodzaju autonomii, odgradzające się od rządu, a jednocześnie nieraz parające się brudnymi interesami. Właśnie taką przedstawiono w tej serii, gdzie w praktyce wykorzystano nazistowską klisze. Wiecie, biała rasa panów, jechanie po innych rasach, pranie brudnych pieniędzy, każdy mieszkaniec patriarchalnej społeczności jest uzbrojony i tak dalej.
Jest tutaj jednak pewna garść różnic. Mianowicie to kobieta, żona obecnego przywódcy odsiadującego dożywocie, przejmuje stery, co nie wszystkim się podoba. Dochodzą tarcia w rodzinie, mężulek chce pokazać swej żonie gdzie znajduje się miejsce kobiety, a federalni tylko zacierają ręce, aby wbić do środka. Wiecie, jakby dostali pretekst, że to terroryści, to mogą zrobić z ziemią Briggsów co zechcą. Skonfiskować, zniszczyć, postawić tam centrum handlowe, a samą społeczność wpakować do pierdla o zaostrzonym rygorze. I nikt, absolutnie nikt, nie kiwnie palcem, bo przecież media będą trąbić o nazistach. Brzmi znajomo?
Owszem, Briggsowie to nie anioły, najstarszy syn z dumą nosi tatuaż orła III Rzeszy na plecach z innymi symbolami nazistowskimi, ale i tak autor, Brian Wood, stara się pokazać, że nie wszyscy w społeczności to rasiści jego pokroju. Z drugiej strony autor wali masę rażących schematów, gdzie mamy dobą oraz tolerancyjną lewicę pragnącą pokoju i złych prawicowych ekstremistów, którzy oczywiście wierzą w tego złego chrześcijańskiego Boga. Trąci to mocno hipokryzją, szczególnie jeśli spojrzy się na te marsze lewicowych aktywistów, gdzie nienawiść się aż z nich wylewa.
Jednak da się to wszystko strawić i w miarę przyjemnie przeczytać tą serię. To co jednak bardzo mocno psuło mi radość z lektury to rysunek. Powiem wprost - jest brzydki. Okładki są cudowne, ale to co jest pod nimi ostro trąci myszką, szczególnie jeśli idzie o twarze postaci. W pierwszym albumie za rysunek odpowiada Mack Charter, w drugim natomiast oprócz niego część zeszytów wykonało grono innych artystów. Jednak żaden z nich nie kupił mej duszy, bowiem nieraz twarze postaci są po prostu brzydko narysowane. Mają śle ułożone oczy, nosy czy podbródek, a to razi nawet takiego laika jak ja.
Niemniej chętnie sięgnę po trzeci tom "Briggs Land" bo nawet nieźle się przy nim bawiłem. Nic odkrywczego, sporo stereotypów i ogranych schematów, rysunek kuleje, ale mimo wszystko lektura mnie nie wymęczyła. Chętnie zobaczyłby to jako serial na Netflix, bowiem akcja jest dynamiczna, ale w całej serii nie ma specjalnie dużo trupów. Nie mamy tutaj do czynienia z czymś pokroju filmu "Red State", gdzie w ostatnim akcie wystrzelano masę amunicji i było kilkanaście trupów. Tutaj wszystko jest o wiele bardziej przemyślane, stonowane oraz przez to ciekawsze.
W tym materiale nie będę jednak usprawiedliwiał wszystkich przeciwników rządu USA, bo część z nich to tacy sami żądni krwi fanatycy. Nie mam tutaj na myśli tylko bojówek militarnych z krajów Bliskiego Wschodu, które w dużej części finansowało CIA. Chodzi mi o społeczności wewnątrz USA, dążące do swego rodzaju autonomii, odgradzające się od rządu, a jednocześnie nieraz parające się brudnymi interesami. Właśnie taką przedstawiono w tej serii, gdzie w praktyce wykorzystano nazistowską klisze. Wiecie, biała rasa panów, jechanie po innych rasach, pranie brudnych pieniędzy, każdy mieszkaniec patriarchalnej społeczności jest uzbrojony i tak dalej.
Jest tutaj jednak pewna garść różnic. Mianowicie to kobieta, żona obecnego przywódcy odsiadującego dożywocie, przejmuje stery, co nie wszystkim się podoba. Dochodzą tarcia w rodzinie, mężulek chce pokazać swej żonie gdzie znajduje się miejsce kobiety, a federalni tylko zacierają ręce, aby wbić do środka. Wiecie, jakby dostali pretekst, że to terroryści, to mogą zrobić z ziemią Briggsów co zechcą. Skonfiskować, zniszczyć, postawić tam centrum handlowe, a samą społeczność wpakować do pierdla o zaostrzonym rygorze. I nikt, absolutnie nikt, nie kiwnie palcem, bo przecież media będą trąbić o nazistach. Brzmi znajomo?
Owszem, Briggsowie to nie anioły, najstarszy syn z dumą nosi tatuaż orła III Rzeszy na plecach z innymi symbolami nazistowskimi, ale i tak autor, Brian Wood, stara się pokazać, że nie wszyscy w społeczności to rasiści jego pokroju. Z drugiej strony autor wali masę rażących schematów, gdzie mamy dobą oraz tolerancyjną lewicę pragnącą pokoju i złych prawicowych ekstremistów, którzy oczywiście wierzą w tego złego chrześcijańskiego Boga. Trąci to mocno hipokryzją, szczególnie jeśli spojrzy się na te marsze lewicowych aktywistów, gdzie nienawiść się aż z nich wylewa.
Jednak da się to wszystko strawić i w miarę przyjemnie przeczytać tą serię. To co jednak bardzo mocno psuło mi radość z lektury to rysunek. Powiem wprost - jest brzydki. Okładki są cudowne, ale to co jest pod nimi ostro trąci myszką, szczególnie jeśli idzie o twarze postaci. W pierwszym albumie za rysunek odpowiada Mack Charter, w drugim natomiast oprócz niego część zeszytów wykonało grono innych artystów. Jednak żaden z nich nie kupił mej duszy, bowiem nieraz twarze postaci są po prostu brzydko narysowane. Mają śle ułożone oczy, nosy czy podbródek, a to razi nawet takiego laika jak ja.
Niemniej chętnie sięgnę po trzeci tom "Briggs Land" bo nawet nieźle się przy nim bawiłem. Nic odkrywczego, sporo stereotypów i ogranych schematów, rysunek kuleje, ale mimo wszystko lektura mnie nie wymęczyła. Chętnie zobaczyłby to jako serial na Netflix, bowiem akcja jest dynamiczna, ale w całej serii nie ma specjalnie dużo trupów. Nie mamy tutaj do czynienia z czymś pokroju filmu "Red State", gdzie w ostatnim akcie wystrzelano masę amunicji i było kilkanaście trupów. Tutaj wszystko jest o wiele bardziej przemyślane, stonowane oraz przez to ciekawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz