17 czerwca 2019

Thorgal młodzieńcze lata #7: Sinozębny

Seria o przygodach Thorgala Aegirsona i jego bliskich już dawno straciła swój magiczny urok. Niemniej prequel w postaci "Młodzieńczych lat" jako tako daje radę. Co prawda poprzedni tom, zatytułowany "Lodowy drakkar" okazał się dla mnie ogromnym rozczarowaniem, głównie z powodu przedstawionych w nim losów Slivi, ale jego kontynuacja w "Sinozębym" jest lepsza. Nie jest to oczywiście dawny poziom tej serii, pisany przez Van Hamme, ale da się go strawić całkiem dobrze. Z drugiej strony uparcie odgrzewa aż za dobrze znane w serii motywy. Tak, Aaricia ZNOWU ma kłopoty. Tak, Aaricia ZNOWU sama się w nie wpakowała. Tak, Thorgal ZNOWU rusza jej z odsieczą, no bo co też innego chłopakowi pozostało. I tak, ZNOWU nasze Dziecię Gwiazd dostaje po głowie, ale zapewne w następnym albumie Bogowie, fatum lub ktokolwiek inny przyjdzie mu z pomocą i go z tego burdelu wygrzebie. Co zatem przyciągnęło mnie do tego albumu, nie licząc nałogu. Cóż - historia postaci drugoplanowych.

Powtórek jest tutaj bez liku, co fani serii zapewne szybko wyłapią, ale mimo wszystko fabuła trzyma się ogólnie sensu. Co prawda akcja pędzi na złamanie karku, niemniej da się to strawić. Jeśli idzie o wątek główny, to przedstawiłem go we wcześniejszym akapicie. Akcja większości tego tomu rozgrywa się w kraju Dannów, którym rządzi Harald Sinozęby. Klasyczny przykład władcy-socjopaty z czasów średniowiecza. Typ jest okrutny, silny i lubi zabijać, a do tego sporo zysku przynosi mu handel niewolnikami. Nie to, aby w tamtym czasie było inaczej, ale Yann mógł się pokusić o bardziej kreatywny obraz monarchy. Np. wyrachowanego, ale zręcznego w dyplomacji przywódcę, który zdaje sobie sprawę z wartości swych ziem, a przy okazji skrycie lubi pobawić się w tortury. Zamiast tego dostaliśmy kolejnego umięśnionego ćwierćmózga. O wiele lepiej wypada towarzysz Thorgala, ogromny arabski sługa imieniem Mehdi. To jest przykład ciekawej postaci. Oddanej swemu panu, potężnej, ale przy tym inteligentnej. Szkoda, ze Harald Sinozęby również nie dysponuje takimi cechami. Naprawdę ciekawie mogłaby wyglądać konfrontacja takich dwóch postaci.

Co zaś się tyczy Aarici, to... powiedzmy że jest i robi te same głupoty, co zwykle. Daleko jej do Aarici napisanej przez Van Hamme, choć możemy to zwalić na karb prequela. Niemniej młoda częściej mnie irytuje niż fascynuje. Co innego jej służki, którym ocaliła życie (patrz tom 4 serii). Obie kobiety są o wiele bardziej zaradne, ciekawe oraz mają do odegrania konkretny kawałek historii w obecnych wydarzeniach. Oczywiście są na dalszym planie, ale i tak gdy się pojawiają wnoszą do całości znacznie więcej niż Thorga, Aaricia, Gandalf albo jego syn Bjorn. Ich historia, mimo że miejscami też schematyczna do bólu, jest dużo ciekawsza, niż wiecznie knujący wódz wikingów, albo wiecznie ratujący swą ukochaną potomek ludu Atlantów.

Jak zatem oceniam ostatecznie najnowsze przygody młodego Thorgala. Są po porostu w porządku. Mają otwarte (znowu) zakończenie, ale tym razem chcę wiedzieć co będzie dalej. Nie ma tutaj tylu ślamazarnych i nudnych wątków co w "Lodowym drakkarze", a to dlatego, że postacie z drugiego planu ratują sytuację. Zresztą na tle ostatnich tomów głównej serii i przygód Jolana oraz Kriss, ta przygoda to prawdziwie nordycka saga. Co zarówno cieszy, ale też smuci, patrząc jak nisko upadła ta seria. Tak naprawdę powinna się skończyć na "Błękitnej zarazie" i wtedy przygody młodego Thorgala miałyby więcej sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz