Prezentowany tutaj album zawiera serię 52 krótkich, jednostronicowych przygód niebieskich skrzatów, które pierwotnie były drukowane w różnych gazetach. Tom ten pojawił się już na naszym rynku znacznie wcześniej, bowiem w 1997 roku i był jednym z ostatnich wydanych przez Egmont, nim nastąpiła siedemnastoletnia przerwa w ukazywaniu się serii na polskim rynku wydawniczym. Od 2015 wrócono do niej i tym oto sposobem na półki księgarń wróciły komiksy o dzielnych Smerfach, które dla mnie są pewną karykaturą idealnego komunizmu. No bo jak inaczej mam rozumieć niemal utopijny socjalizm, promowany przez kilka mniej popularnych partii politycznych. Jednak nasi niebiescy przyjaciele to wesoła gromada, skora do psikusów.
Właśnie taki, bardzo luźny oraz wesoły wydźwięk ma prezentowany tutaj album. Każda historyjka jest po prostu śmieszna, najczęściej pozbawiona jakiegoś moralnego przesłania. Ma po prostu bawić i nic więcej. Innymi słowy, jest trochę inaczej niż przy długich przygodach, najczęściej zawierających drugie dno. Dlatego też w owych historyjkach spotkamy głównie Zgrywusa, Harmoniusza, Ważniaka, czy Śpiocha, będących prowodyrami humorystycznych sytuacji.
Tak naprawdę to wszystko co mogę napisać o tym albumie, nie rozwodząc się przy tym nad każdą z historyjek z osobna. Nie ma tutaj opowieści z udziałem Smerfetki, Gargamela albo Klakiera, bo są zwyczajnie zbędni. Pojawia się za to kilka razy Chorasek, czyli wiecznie chory smerf, który raczej rzadko występuje na pierwszym, a nawet drugim, planie większych opowieści. Papa Smerf też nie jest tutaj od ratowania sytuacji, a raczej robienia gagów. Na przykład gdy robił malinową nalewkę dla wioski i nie wiedział, że smerfy ja znalazły w dość niecodzienny sposób. Zatem jeśli ktoś jest fanem smerfów, albo lubi krótkie historyjki, to niech śmiało sięgnie po ten album. Z pewnością wzbogaci on kolekcję takiej osoby.
Właśnie taki, bardzo luźny oraz wesoły wydźwięk ma prezentowany tutaj album. Każda historyjka jest po prostu śmieszna, najczęściej pozbawiona jakiegoś moralnego przesłania. Ma po prostu bawić i nic więcej. Innymi słowy, jest trochę inaczej niż przy długich przygodach, najczęściej zawierających drugie dno. Dlatego też w owych historyjkach spotkamy głównie Zgrywusa, Harmoniusza, Ważniaka, czy Śpiocha, będących prowodyrami humorystycznych sytuacji.
Tak naprawdę to wszystko co mogę napisać o tym albumie, nie rozwodząc się przy tym nad każdą z historyjek z osobna. Nie ma tutaj opowieści z udziałem Smerfetki, Gargamela albo Klakiera, bo są zwyczajnie zbędni. Pojawia się za to kilka razy Chorasek, czyli wiecznie chory smerf, który raczej rzadko występuje na pierwszym, a nawet drugim, planie większych opowieści. Papa Smerf też nie jest tutaj od ratowania sytuacji, a raczej robienia gagów. Na przykład gdy robił malinową nalewkę dla wioski i nie wiedział, że smerfy ja znalazły w dość niecodzienny sposób. Zatem jeśli ktoś jest fanem smerfów, albo lubi krótkie historyjki, to niech śmiało sięgnie po ten album. Z pewnością wzbogaci on kolekcję takiej osoby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz